Wykład IX
Musimy poświęcić jeszcze trochę miejsca samej terminologii. Zaproponowaliśmy już pewną klasyfikację - będziemy mówili o behawioryzmie radykalnym i neobehawioryzmie oraz oczywiście o behawioryzmie społecznym Meada, którego nie da się tutaj tak klarownie zlokalizować. Teraz interesuje nas behawioryzm radykalny i musimy od razu zapytać - co jest u podstaw tego rozróżnienia na radykalny behawioryzm i neobehawioryzm? Na czym polega dwojakość wersji radykalnego behawioryzmu: wersja klasyczna i ta druga nieklasyczna? Dotykamy w ten sposób sprawy niesłychanie ważnej - chodzi o to, żeby wykryć to, co w behawioryzmie stałe, konieczne, niezbywalne, jeżeli ma on być behawioryzmem, a co zmienne.
Jak już była mowa, istotny jest obszar i zakres możliwej zmienności. Trzeba tu przytoczyć za Pangratzem trzy próby pokazania behawioryzmu (behawioryzmu generalnie, a potem jeszcze w innych rozróżnieniach) od strony tego, że stanowi on pewien kompleks rozstrzygnięć określonych spraw. Te rozstrzygnięcia dadzą się wymienić jako konkretne "-izmy". Behawioryzm jest "zlepkiem" takich "-izmów".
Przytoczymy, co następuje, abyśmy wiedzieli, czego mamy szukać w behawioryzmie Skinnera, jeśli ma to być klasyczna wersja behawioryzmu radykalnego. Behawioryzm w jednym ujęciu charakteryzuje:
obiektywizm,
fizjologizm,
molekularazm (atomizm),
transpozycjonizm - dotyczy możliwości przeniesienia z tego, co proste, na to, co złożone, z tego, co dotyczy zwierząt, na to, co dotyczy człowieka,
mechanicyzm.
To ma być charakterystyka behawioryzmu klasycznego.
W innych wersjach mamy do czynienia z takimi "-izmami":
determinizmem,
empiryzmem,
redukcjonizmem (jakiś odpowiednik transpozycjonizmu),
enviromentalizmem - akcent na czynniki środowiskowe.
Trzecia propozycja, którą przytacza Pangratz, wymienia następujące momenty:
obiektywizm,
orientacja S-R,
nacisk na uczenie,
enviromentalizm,
peryferalizm - behawioryzm koncentruje się na tym, co peryferyczne, w przeciwstawieniu do tego, co centralne, w środku, w organizmie się dziejące.
Jak zostało już powiedziane, jest to charakterystyka generalnie ujętego behawioryzmu klasycznego. Zostało to powiedziane dlatego, że według Pongratza należy behawioryzm dzielić następująco: ewoluował on w latach 20. i 30. od swej wersji klasycznej ku operacjonistycznej, ewoluował od ujęcia molekularnego do ujęcia molarnego, ewoluował od ujęcia obiektywnego do ujęcia subiektywnego. Tu jest trochę inaczej rozumiany behawioryzm klasyczny. U Pangratza radykalizm się nie pojawia. Musimy się teraz przyjrzeć behawioryzmowi Skinnera, żeby nam się wyklarowały rozmaite relacje tych "-izmów".
Możemy teraz przystąpić do charakterystyki behawioryzmu Skinnera. Ponieważ w w/w epitetach nie pojawił się radykalizm, będziemy cały czas wyczuleni na to, co właściwie ten radykalizm nazywa, albo co on nam z tego behawioryzmu eksponuje, na czym ów radykalizm polega.
Zgodnie z naszym rozkładem akcentów będziemy teraz nastawieni szczególnie na:
ustawiczne przeciwstawianie Skinnera Watsonowi (dwie wersje tego samego behawioryzmu radykalnego);
na behawioryzm jako pewną filozofię, jako pewne teoretyczne ramy, a nie na pewną konkretną koncepcję zachowania, na pewne rozstrzygnięcia bardzo ogólnej natury. Sam Skinner zgodził się z taką interpretacją, pisząc w pierwszym zdaniu słynnego tekstu Pół wieku behawioryzmu, że behawioryzm (w języku angielskim z akcentem na ostatnią sylabę) jest to pewna filozofia nauki.
Gdy chodzi o te najbardziej ogólne przesądzenia, trzeba jeszcze raz nawiązać do wspomnianego już wątku tego przestawienia porządków, wytoczenia przed przesądzenia ontologiczne o naturze badanego obiektu ujęć epistemologicznych. Trzeba nawet przed teorię poznania wysunąć tutaj za Kantem krytykę poznania. W najbardziej reprezentatywnej książce Skinnera Nauka i ludzkie zachowanie na samym początku ujawnia się pewien charakterystyczny moment - pierwsza część tej książki zaczyna się tak: "Możliwość nauki o ludzkim zachowaniu.". Zanim Skinner zacznie budować naukę, bada możliwość jej robienia. To jest konkretyzacja tego przestawienia porządków. Te epistemologiczne i metodologiczne pozytywne i krytyczne ujęcia ważą na całej tej koncepcji aż do samego końca. Ona jest "skażona" tym "grzechem" całej myśli nowożytnej.
Trzeba teraz omówić pewne ujęcia ontologiczne. Gdy Skinner bada możliwości nauki o zachowaniu, podnosi sprawę tego, czy zachowanie spełnia pewien warunek uprawiania nauki? Czy jest w nim pewien ład i porządek? Stwierdza, że rzeczywiście w zachowaniu jest pewien ład i porządek. Teza ta występuje w dwojakim charakterze: założenia wyjściowego oraz punktu dojścia. Skinner mówi, że nie ma co zajmować się czymś, co byłoby chaotyczne, bezwładne, bo nauka byłaby wtedy niemożliwa. Zatem żeby móc zajmować się zachowaniem, musimy założyć w punkcie wyjścia, że ono odznacza się porządkiem, ale to założenie możemy potem potwierdzić. Można powiedzieć, że Skinner jednak coś założył o tym zachowaniu, jakieś ontologiczne przesądzenie - i być może to jest kolejna "błogosławiona" niekonsekwencja.
Ważne jest także, że Skinner używa pewnych kategorii ontologicznych. Na przykład, bardzo często pojawia się kategoria zdarzenia (event), ale tak naprawdę nie wiadomo, czy Skinner używając tej kategorii opowiada się za pewną "eventystyczną" ontologią. Czy rzeczywiście kategoria zdarzenia jest kategorią podstawową i cała ontologia, która gdzieś jest za tym wszystkim założona jest ontologią eventystyczną? Niestety, nie wiadomo. Skinner używa też innych kategorii ontologicznych, np. mówi, że zachowanie jest podstawową właściwością istot żywych. Można tu zapytać - jak to możliwe, że zachowanie jest właściwością? Tu jest jakiś nieporządek ontologiczny.
Na szczęście Skinner używa w odniesieniu do zachowania jeszcze innych kategorii, np. podstawowej kategorii procesu. Wyraźnie mówi, że procesowy charakter zachowania jest źródłem pewnych trudności, jeżeli chodzi o samo badanie. Wskazuje mianowicie na ulotność, efemeryczność zachowania jako procesu. Gdy będziemy rozwijać problematykę podmiotu zachowania, to odwołamy się do tego, że część książki Skinnera, w której ta problematyka jest podjęta nosi charakterystyczny tytuł: "Jednostka jako całość". Znowu dwie podstawowe kategorie ontologiczne: całość i jednostka.
Z racji tego przestawienia porządków nas bardziej interesują rozstrzygnięcia epistemologiczne Skinnera. Przytoczymy tu pewien fragment, najważniejszy dla tego kręgu spraw, ważny nie tylko przez ogólność rozstrzygnięć, które tam są, ale i przez zasygnalizowanie konsekwencji, do których te rozstrzygnięcia prowadzą. W tekście Pół wieku behawioryzmu jest taki fragment: Do problemu prywatności można podejść w całkiem nowy sposób, gdy za punkt wyjścia (tu trzeba zwrócić uwagę, jak charakteryzowana jest cała ta jego robota - od strony swej nowości, a dalej od strony tego, od czego się zaczyna) weźmie się zachowanie, zamiast bezpośredniego doświadczenia. Strategia taka z całą pewnością nie jest ani bardziej arbitralna, ani bardziej okrężna niż wcześniejsze strategie, natomiast ta właśnie strategia prowadzi do zaskakującego wniosku. Behawioralna teoria poznania, nie twierdzi bowiem, że człowiek może poznawać tylko własne subiektywne doznania (to jest właśnie bezpośrednie doświadczenie - własne subiektywne doznanie) i że jest na zawsze związany ze swoim prywatnym światem, świat zewnętrzny jest tylko konstruktem. Zgodnie z behawioralną teorią poznania, to właśnie świat prywatny jest tym światem, który jeśli w ogóle jest poznawalny, ma małe szanse bycia poznanym dobrze. Relacje między organizmem a środowiskiem charakterystyczne dla procesu poznania są tego rodzaju, że prywatność świata ograniczonego powierzchnią ciała nakłada poważniejsze ograniczenia na wiedzę podmiotu niż na naukową dostępność.
Zewnętrzny obserwator, na przykład naukowiec, który zajmuje się dostępnością przedmiotu swego badania, dochodzi do wniosku, że on zna ten prywatny kawałek świata lepiej niż jednostka, która jest tego świata posiadaczem. To się wydaje dziwne. Jak to możliwe, że czyjś prywatny świat jest lepiej znany przez kogoś zewnętrznego niż przez posiadacza tego prywatnego świata? To paradoks. Ale takie właśnie relacje - jawiące się nam pozornie jako paradoksalne - są wymuszone, są konieczną konsekwencją relacji między organizmem a środowiskiem, której nie jesteśmy w stanie niejako z natury rzeczy zmienić. Mamy tu wyraźnie ten obiektywizm - strategię rozpoczynania od świata, a nie od bezpośredniego doświadczenia. Czasami tę strategię nazywa się strategią zewnętrznego obserwatora.
Zdając sobie już sprawę z tego, co jest na samym początku najbardziej ogólne, musimy przejść do pewnej sprawy szczegółowej, mianowicie do kwestii budowania psychologii jako nauki, jej zadań, a dokładnie nieobecności wśród tych zadań wyjaśniania. Skinner ma oczywiście określoną koncepcję nauki - jego założenie o porządku jest istotnym założeniem. Teraz musimy przyjrzeć się, w jakich terminach i dlaczego Skinner mówi o nauce te, a nie inne rzeczy.
Musimy nawiązać do słynnego artykułu z roku 1950: Czy teorie uczenia są konieczne?, opublikowanego w "Psychological Review". W artykule tym Skinner udzielił negatywnej odpowiedzi na postawione w tytule pytanie. Jest to odpowiedź o charakterze ogólnym, mimo że w pytaniu chodzi o to, czy to teorie uczenia są konieczne. Nie tylko teorie uczenia, ale żadne teorie nie są w nauce konieczne, co więcej, nie są potrzebne - ich skutki są jedynie dla nauki zgubne. Ujęcie to ma swoje źródła najpierw w rekonstrukcji, a potem w krytyce tak zrekonstruowanego odmiennego punktu widzenia.
Jest tylko pytanie, czy ta rekonstrukcja Skinnera jest poprawna? Skinner budowanie teorii utożsamia z wyjaśnianiem badanego obiektu - jeżeli zatem teorie nie są konieczne, to i wyjaśnianie nie jest konieczne. Wśród zadań psychologii jako nauki nie ma wyjaśniania - został zatem tylko opis, przewidywanie i kontrola. Wyjaśnienie znikło, znikło bo nie jest konieczne i prowadzi do zgubnych następstw. Jak jednak rozumiane jest wyjaśnianie utożsamiane z budowaniem teorii? Skinner ujmuje teorię (a dokładniej budowanie teorii czy wyjaśnianie) jako odwołanie się do zdarzeń, które mają miejsce gdzieś indziej, na jakimś innym poziomie się rozgrywają niż te wydarzenia, które mają być opisane. Są też jakoś inaczej mierzone (czy w ogóle nie są mierzone) niż te, które mamy wyjaśniać.
Wyjaśnić to znaczy odwołać się do czegoś innego, ale to coś innego, do czego się odwołujemy, wyjaśniając zachowanie, ma się, zdaniem Skinnera, rozgrywać na jakimś innym poziomie. Ma być opisywane w terminach różnych od tych, w których opisujemy wyjaśniane obiekty. Jeśli w ogóle jest mierzalne, to jest mierzalne w jakiś inny sposób, ma mieć jakieś inne wymiary. Tym, co Skinnera najbardziej niepokoi, jest opuszczenie tego poziomu, na którym jesteśmy, tego obszaru, tej płaszczyzny, gdy opisujemy - i to przejście na jakiś inny poziom.
Te poziomy oczywiście mogą być różne - Skinner dokonał takiej szczegółowej analizy rozmaitych sposobów wyjaśniania zachowania w psychologii, w jej okresie naukowym i przednaukowym. W tym okresie przednaukowym rozważa takie możliwości, jak odwoływanie się do tego, co się dzieje w gwiazdach (okres astrologiczny), odwoływanie się do tego, co się dzieje w systemie nerwowym - zarówno w tym rzeczywistym, jak i w tym modelu sytemu nerwowego skonstruowanym przez badaczy. Skinner analizował też wyjaśnienia, które odwoływały się do świadomości. I wszędzie wykrył wychodzenie z tego obszaru, z tej płaszczyzny, z tego poziomu wyjaśnianego zachowania i przechodzenie na jakiś inny poziom, do innych obszarów, na inna płaszczyznę. Tak ujęte wyjaśnianie jest niekonieczne i niepożądane. Odwołujemy się bowiem do czegoś, co ma jakieś inne charakterystyki niż to, co wyjaśniamy, jest z jakiejś innej dziedziny, jakiejś innej jest natury. Odwodzi to naszą uwagę od tego, co tu i teraz, co tu pod ręką, bezpośrednio dostępne i opisane. Dlaczego, pyta Skinner, nie zająć się tym, co ma taki sam status, jak to, co wyjaśniane, jest z tego samego obszaru, z tej samej płaszczyzny? To jest jednak mniejszy "grzech" budowania teorii niż inne "grzechy".
Skinner pisał: teorie mówią o pewnych pośredniczących ogniwach w obrębie związków zachowania i zmiennych, którymi można manipulować, zmiennych środowiskowych. Często jednak zamiast skłonić nas do poszukiwania znaczących zmiennych wywierają one efekt wręcz przeciwny. Kiedy, na przykład, zachowanie kładziemy na karb zdarzenia w układzie nerwowym czy zdarzenia psychicznego, prawdopodobnie zapominamy, że w dalszym ciągu czeka na nas zadanie wyjaśnienia ujmowanego nerwowo czy psychicznego zdarzenia. Gdy twierdzimy, że jakieś zwierzę działa w pewien sposób, ponieważ oczekuje otrzymania pokarmu, wtedy pierwotne zadanie wyjaśniania wyuczonego zachowania przeistacza się w zadanie wyjaśnienia oczekiwania. Problem, jaki się wtedy pojawia, jest co najmniej równie skomplikowany, a najczęściej trudniejszy niż ten pierwotny. Prawdopodobnie właśnie wtedy przymkniemy nań oczy i potraktujemy teorię jako nastarczającą odpowiedzi, zamiast szukać odpowiedzi, którą mogłoby dać dalsze badanie. Można by utrzymywać, że zasadnicza funkcja dotychczasowych teorii uczenia polegała nie na sugerowaniu właściwego badania, lecz stwarzaniu jakiegoś fałszywego poczucia bezpieczeństwa.
I to jest większy niż ten, na który wskazaliśmy, grzech teorii - rodzą w nas poczucie, że zrobiliśmy robotę wtedy, gdy ją zaledwie zaczęliśmy. Skinner pisze dalej tak: każda nauka poszukiwała kiedyś przyczyn badanego przez siebie działania wewnątrz przedmiotu, którym się zajmuje, np. w świadomości, w systemie nerwowym. Czasami krytyka okazywała się skuteczna, czasem nie. Nie ma niczego złego w wyjaśnianiu wewnętrznym jako takim, jednakże zdarzenia, które są lokalizowane wewnątrz badanego systemu, są prawdopodobnie trudne do obserwacji, z tego powodu ośmielamy się przypisać im pewne właściwości, nie troszcząc się o uzasadnienie tego. Gorzej jeszcze - możemy wymyślać dowolnie rozmaite przyczyny nie bojąc się, że ktoś nam wykaże niewłaściwość tego, co robimy.
Chodzi o to, że nasze wyjaśnienia charakteryzuje pewna arbitralność. Ta arbitralność, niemożliwość pokazania jakiejś przewagi nad innymi teoriami, jest konsekwencją niedostępności albo nie takiej tej dostępności, tego, co przywołujemy w wyjaśnianiu. Jeżeli tak jest, to teorie uczenia nie tylko nie są konieczne, są one czymś niekorzystnym i trzeba je oddalić z nauki. I na tej zasadzie zostaje tylko opis, przewidywanie i kontrola.
Skinner twierdzi, że mamy ustalać związki między tym, co obserwowane - zachowaniem, i tym, co obserwowalne (a więc na tym samym poziomie) - zmiennymi środowiskowymi zewnętrznymi wobec jednostki zachowującej się. Mamy ustalać związki między zmianami w zmiennej zależnej (zachowaniem) a zmianami w zmiennej niezależnej (zmiennymi środowiskowymi). O tych związkach normalnie myślimy w kategoriach przyczyny i skutku. Skinner jednak od tego odchodzi. Zostaje przy tej "nieporęcznej" terminologii i zamiast mówić o przyczynie, mówi o zmianach zmiennych niezależnych. Trud tak złożonego mówienia się opłaca. Skinner mówi bowiem, że my tutaj wiążemy zależnością funkcjonalną, a nie przyczynowo-skutkową te dwa typy zmiennych. Odchodzi od mówienia o przyczynie i skutku dlatego, że nie potrafi powiedzieć, jak przyczyna sprawia swój skutek.
Na to przygotowywaliśmy, wspominając Hume'owską tradycję behawioryzmu Watsonowskiego. Była już mowa o Hume'owskim ujęciu przedmiotu i Hume'owskim ujęciu związku przyczynowo-skutkowego. I teraz wraca to tutaj wyraźnie. Watson używał swobodnie kategorii przyczyny i skutku, nie widząc problemu. Natomiast u Skinnera jest to wszystko już bardziej wyrafinowane. Wyraźnie się mówi o tym, że ponieważ nie jesteśmy w stanie powiedzieć (tu Hume'owska krytyka dochodzi do głosu), jak przyczyna sprawia swój skutek, rezygnujemy z tych kategorii i zostaje nam mówienie o pewnym porządku, następstwie zdarzeń. Mamy zatem ustalać związki między zmienną zależną i zmienną niezależną.
Przytoczymy jeszcze jeden fragment, w którym Skinner mówi o punkcie dojścia takiej roboty. Każde takie twierdzenie, dostatecznie ogólne, które nam wiąże zmiany zmiennej zależnej ze zmianami zmiennej niezależnej, to oczywiście pewne prawo, jakiego się dopracujemy. Pewna synteza tych praw daje ogólny obraz organizmu jako zachowującego się systemu. I teraz ten punkt dojścia nie jest niestety sformułowany jednoznacznie. Mówi się o syntezie tych praw i rodzi się pytanie, cóż to za nowa całość ma powstać? Koniec ostatniego z przytoczonych zdań da się dwojako interpretować - mianowicie będziemy mieli prawa wyrażone w terminach ilościowych, a ich synteza ma nam dać ogólny obraz organizmu jako zachowującego się systemu. Nasuwa się jednak pytanie, czy w punkcie dojścia dostaniemy ogólny obraz zachowującego się systemu, czy dostaniemy w punkcie dojścia ogólny obraz organizmu jako zachowującego się systemu? Chodzi o to jak należy rozumieć tą syntezę - czy jako syntezę, w której mamy szansę przejść od obrazu zachowania do obrazu organizmu? Czy dostaniemy w punkcie dojścia obraz zachowującej się jednostki, a nie tylko jej zachowania? Jesteśmy więc wyczuleni na to, do czego na końcu dojdziemy.
Do tej pory koncentrowaliśmy się na pewnych ogólnych rozstrzygnięciach, ale musimy się teraz zająć także relacją Skinnera do Watsona. Skinner dostrzegł pewne istotne ograniczenia behawioryzmu Watsonowskiego, głównie w postaci skromnego zakresu ważności tej koncepcji. Oczywiście, nie negował jej wartości, tylko mówił, że dotyczy ona bardzo drobnego fragmentu zachowania, co więcej, tego zachowania, które jest właściwie fizjologią. Natomiast to, co jest niefizjologiczne, a czym się ma zająć psychologia jako nauka o zachowaniu, zostało tutaj całkowicie na boku.
Watson zajmował się zachowaniami, które dadzą się jednoznacznie przyporządkować (?). Skinnera interesuje natomiast inne zachowanie, zachowanie, które ma dwa charakterystyczne momenty. Pierwszy z nich to moment sprawczości - Watsona interesowała fizjologia, to, co się dzieje w organizmie, a Skinnera interesuje zachowanie, które pozostaje w relacjach ze światem. Mamy tutaj do czynienia z niezwykle interesującą definicją tego, co fizjologiczne, i tego, co psychologiczne. Zachowanie, które sprawia określone skutki w świecie - to interesuje psychologię, to jest psychologiczne. Zachowanie, którym zajmował się Watson, jest zachowaniem odruchowym, jest fizjologią. Drugi charakterystyczny moment ten emitowany charakter zachowania. Mamy zatem ostatecznie takie przeciwstawienie... (TABLICA).
Zachowanie emitowane ujęte od innej strony jawi się Skinnerowi jako zachowanie sprawcze. Zatem odkrywamy teraz w reaktywności dwa aspekty, których wcześniej nie uchwyciliśmy. Temu samemu zachowaniu reaktywnemu przeciwstawione zostaje zachowanie ujęte jako emitowane, a to samo zachowanie ujęte od innej strony przeciwstawione znowu zachowaniu reaktywnemu jawi się na jako zachowanie sprawcze. Emitowany charakter zachowania to jest nawiązanie do tego, co mówił Watson, o pewnej technicznej kategorii, której używał dla określenia związku łączącego zachowanie z bodźcem. Watson mówił, że bodziec wywołuje zachowanie, a Skinner powie, że wywołane przez bodźce jest tylko to zachowanie, które interesowało Watsona. Skinnera interesuje nie ta fizjologia, lecz to zachowanie, które sprawia określone skutki w świecie, które pozostaje w innej relacji z bodźcem. Co więcej, Skinner powie wprost, że bardzo często nie potrafimy odnieść go do żadnego bodźca. Nie ma żadnego bodźca, a zachowanie jest emitowane przez jednostkę, zatem jeśli istnieją jakiekolwiek relacje, to one są innego typu.
Trzeba teraz nawiązać do przytoczonego wcześniej dziwnego zdania, że zachowanie jest podstawową właściwością istot żywych. Można powiedzieć, że istoty żywe się niejako z natury rzeczy zachowują. Skinner na pytanie - dlaczego one się zachowują? - w ogóle nie chce odpowiadać. To jest sens tej tezy, że zachowanie jest właściwością istot żywych - one jako żywe się zachowują i my w ogóle się tym nie musimy zajmować. Musimy się natomiast zająć tym, dlaczego one się zachowują tu i teraz tak, a nie inaczej.
Tu u Skinnera pojawia się pewne ujęcie rozwojowe. Mianowicie punktem wyjścia jest rozlana, nieuporządkowana, bezwładna aktywność, jaka cechuje dziecko zaraz po przyjściu na świat. Ono jako istota żywa się oczywiście zachowuje, ale zachowuje się w pewien charakterystyczny sposób. Zachowanie to zmienia się potem w konkretne tu i teraz, zachowania sprawcze, które Skinner nazywa operantami. Operanta to nie jest pojedyncze zachowanie, tylko pewna klasa zachowań. Klasa ta jest wyróżniona z całości aktywności zachowaniowej jednostki przez swój skutek. Docieramy tutaj do niezwykle ważnej rzeczy. W takim ujęciu rozwojowym zachowanie jest różnicowane, dzieli się na poszczególne operanty. Dzieli się nam - samo się nam "kawałkuje". To nie jest tak, że my na tę pierwotnie niezróżnicowaną aktywność zachowaniową nakładamy jakieś własne klasyfikacje, podziały czy rozróżnienia. Samo się nam to zachowanie na te rozmaite operanty rozpada. Jeśli cokolwiek tutaj robimy, to najwyżej konstatujemy czy identyfikujemy rozmaite operanty. Identyfikujemy je przez skutek.
Zachowanie dzieli się samo w wyniku "kawałkującego" czy formującego to zachowanie działania wzmocnień. W takiej ładnej metaforze Skinner mówi o tym pierwotnym zachowaniu jako o takiej pozbawionej jakiejkolwiek formy czy postaci glinie, którą tak jak ręce garncarza zmieniają w garnki, tak wzmocnienie "kawałkuje" na rozmaite operanty. Mamy zatem w punkcie wyjścia do czynienia z niezróżnicowaną aktywnością, a potem z mnogością rozmaitych operant identyfikowanych ze względu na swój skutek.
Takie ujęcie operanty jako klasy zachowań jest wyraźnym potwierdzeniem holizmu Skinnera. Mamy nawiązanie do tego atomizmu, który był w jednym z przytoczonych wcześniej rejestrów. Skinnerowskie ujęcie zachowania jest ujęciem holistycznym - operanta jest klasą zachowań wyróżnionych ze względu na swój skutek, i nie jest istotne, jak konkretnie wyglądają składniki tej operanty - mogą być rozmaite, a jeśli mają tylko ten sam skutek w świecie, to stanowią jedną klasę zachowania. Ich wewnętrzny struktura jest sprawą nieistotną.
Tak ujęte zachowanie ma dla Skinnera, jako podstawową swoją właściwość, prawdopodobieństwo wystąpienia w określonej sytuacji. Prawdopodobieństwo wystąpienia w określonej sytuacji jest podstawową charakterystyką zachowania. Cała robota Skinnera zmierza do tego, żeby ustalić prawdopodobieństwo zachowania - wystąpienia danej operanty w danej sytuacji. Znając to prawdopodobieństwo, będzie można formułować rozmaite prawa o zachowaniu. Ten stopień prawdopodobieństwa ma się ustalić łącząc zmienną zależną i zmienne niezależne.
Dotykamy tu rzeczy bardzo istotnej - mianowicie tego prawdopodobieństwowego charakteru zachowania, tego prawdopodobieństwowego powiązania zachowania z sytuacją. Mamy tu możliwość odniesienia się i do determinizmu, który cechuje behawioryzm (jakiego to rodzaju determinizm jeśli tu jest prawdopodobieństwo), i do mechanicyzmu, o którym też wcześniej była mowa. To, co ostatecznie Skinner tutaj bada, jest nazwane przez niego trójczłonową kontyngencją - bodziec(S)-zachowanie(R)-wzmocnienie. Skinner używa terminu response z całą świadomością, że zachowanie, które go interesuje, jest odpowiedzią na działające bodźce.
Nazwa kontyngencja została tutaj użyta z racji związków, które tutaj istnieją i które Skinnera interesują. Skinner po to zerwał kiedyś z kategorią przyczyny i skutku, że nie interesowało go, jak przyczyna spełnia swój skutek. Interesowało go natomiast uporządkowanie czasowe tych trzech członów. Ten termin kontyngencja ma właśnie sugerować związki czasowe, styczności w czasie, jakie tutaj istnieją i które tworzą pewną całość. Skinnera interesuje ten związek - zachowanie sprawia określone skutki w świecie, a potem, z racji tych skutków, wtórnie jest przez te skutki określone.
Jest więc pytanie o to, jaka jest funkcja tego pierwszego członu? Skinner mówi, że zgodnie z jego ujęciem bodźce występują w trojakiej roli, w trojakiej funkcji. Jedna z tych funkcji to ta, o której mówił już Watson, tyle że ona jest najmniej ważna, bo dotyczy bardzo wielkiego obszaru zachowania - mianowicie pewne bodźce wywołują zachowanie. Kolejna funkcja bodźców to oczywiście funkcja wzmacniająca - skutki są właściwie ujmowane w kategoriach bodźców, a zatem bodźce mogą wystąpić w tej funkcji wzmacniającej. Najciekawsza dla nas funkcja bodźców, to ta, którą Skinner nazywa różnicującą czy dyskryminującą. Skinner mówi o tej funkcji, co następuje: postawienie się pewnego bodźca jest okolicznością, ze względu na którą, po danym zachowaniu, w obecności tego bodźca emitowanym pojawia się wzmocnienie. Oczywiście należy to rozumieć w ten sposób, gdy to samo zachowanie wystąpi w obecności innych bodźców, to wzmocnienie się nie pojawi. Obecność bodźca różnicuje, dyskryminuje w tym sensie, że jak on jest, to zachowanie się pojawia, a jak go nie ma, to ono się nie pojawia. Dzieje się tak, ponieważ taka była historia jednostki - po zachowaniu emitowanym w obecności danego bodźca pojawiało się wzmocnienie, a po emitowanym bez obecności tego bodźca wzmocnienia nie było. Zatem historia wzmocnień nadała temu bodźcowi funkcję różnicującą.
Ten termin historia wzmocnień jest bardzo ważny. Ostatecznie bowiem cała robota Skinnera zmierza do tego, by ustalić tę historię, bo jak się ją zna to można, z określonym prawdopodobieństwem, przewidywać szanse pojawienia się danego zachowania w danej sytuacji ze względu na tę historię. Co więcej, dla dowolnej sytuacji, można - znając historię wzmocnień - ustalić całą hierarchię zachowań coraz mniej, w danej sytuacji, prawdopodobnych. Na dole tej hierarchii znajdowałyby się także te zachowania, których do tej pory nikt nigdy nie emitował.
Opisaliśmy zatem zachowanie, opisaliśmy bodźce - zmienne niezależne, złączyliśmy je tymi relacjami funkcjonalnymi, w ten sposób opisaliśmy to, co nam jest dostępne bezpośrednio w obserwacji, ustaliliśmy te trójczłonowe kontyngencje, a teraz znając te związki możemy przewidywać zachowanie, oczywiście z określonym prawdopodobieństwem. Im lepsza jest nasza znajomość historii wzmocnień, tym lepsze jest nasze przewidywanie, a znając historię wzmocnień, umiejąc przewidywać możemy kontrolować zachowanie, manipulując bądź wzmocnieniami, bądź bodźcami, bo one stanowią okoliczność, ze względu na którą może pojawić się dane zachowanie.
Przejdziemy teraz do omówienia wzmocnień. Zostały one tu ujęte, jak łatwo się domyślić, w swej funkcji wzmacniającej. Jeżeli chodzi o status wzmocnień, to są one bodźcami. W tej dwojakiej charakterystyce w ujęciu wzmocnień ważniejsza jest ich funkcja niż ich bodźcowa natura. Skinner mówi, że to, czy wzmocnienia wystąpią w wersji publicznej, czy w prywatnej, jest mniej ważne, ważne jest to, że mają charakter wzmacniający. Oczywiście to, co może wystąpić w funkcji wzmocnienia, musimy oczywiście identyfikować w odniesieniu do każdej konkretnej jednostki, dla której musimy ustalać historię wzmocnień. Ciekawa jest odpowiedź Skinnera na pytanie - dlaczego wzmocnienia wzmacniają? Odpowiadając na to pytanie, odwołuje się do tego, co niepsychologiczne, mianowicie do biologicznych korzyści organizmu jako jednostki.
Zostało już powiedziane, że program Skinnera sprowadza się do tego, żeby ustalić związki między zmiennymi zależną i niezależną, budować prawa, potem syntezy tych praw, a w oparciu o tą wiedzę przewidywać zachowanie jednostki. Skinner zdaje sobie sprawę, że związki między zmienną zależną a niezależną mogą być złożone - i rozważa takie możliwości. W punkcie wyjścia jest to, co jeszcze Watson rozważał - mianowicie jednoznaczne powiązania zachowań z sytuacjami. To jest rzadki wypadek. Potem są takie przypadki, że to samo zachowanie jest kontrolowane przez liczne zmienne, mamy więc to samo zachowanie, a różne zmienne sytuacyjne. Albo inny możliwy układ: ta sama zmienna sytuacyjna, a różne zachowania.
Przechodząc od tego prostego, wyjściowego przypadku, Skinner coraz bardziej komplikuje sytuację badawczą. Dochodzi do łańcuchów zachowaniowych - komplikacja polega tutaj na tym, że jedno zachowanie kontroluje inne zachowanie w ten sposób, że kontroluje zmienne, których to drugie zachowanie kontrolowane jest funkcją. Ten złożony przypadek interesuje nas po pierwsze dlatego, że wracamy do sprawy redukcjonizmu behawioryzmu. Skinner mówi wprost - ja jestem redukcjonistą, ale w tym szczególnym sensie tego słowa, że rozważam coraz bardziej skomplikowane przypadki i nie widzę żadnych powodów dla których musiałbym w tych bardziej skomplikowanych przypadkach modyfikować swoją wyjściową koncepcję i jakieś nowe momenty, nowe zasady tutaj wprowadzać.
Nas interesuje to, czy łańcuchy zachowaniowe dadzą się ująć w tych samych wyjściowych kategoriach, które były do tej pory formułowane dla przypadków bardzo prostych. Tu trzeba sobie przypomnieć ów transpozycjonizm z pierwszego zestawienia. Drugi moment, dla którego to jest ważne, to to, że pewnym konkretnym wariantem łańcucha zachowaniowego jest samokontrola.
Docieramy tu do rzeczy najbardziej zagadkowej - mianowicie do obecności w behawioryzmie Skinnerowskim problematyki samokontroli. Jeszcze raz wraca sprawa, czy jest to - i ewentualnie jakiego rodzaju - determinizm? Czy jest to - i ewentualnie jakiego rodzaju - mechanicyzm? - jeśli nagle pojawiła się tu samokontrola, i to nie deus ex machina, tylko jako pewna postać łańcucha zachowaniowego. Łańcuchy te, jakie by one nie były, są - zdaniem Skinnera - możliwe do ujęcia w tych samych ogólnych kategoriach, bez żadnych dodatkowych uzupełnień czy wątków.
Zanim przejdziemy do problemu samokontroli, musimy wprowadzić problematykę podmiotu zachowania. Skinner w części zatytułowanej Jednostka jako całość wprowadza tę problematykę podmiotu zachowania. Nagle pojawia się jako obiekt badania psychologicznego jednostka pojęta jako całość.
Przytoczymy teraz pewien charakterystyczny fragment - Skinner pisze tak: musimy rozważyć możliwość, że jednostka może kontrolować swe własne zachowanie. Obiegowy zarzut w stosunku do tego ujęcia zachowującego się organizmu, który zaprezentowaliśmy wygląda mniej więcej następująco - zachowanie tego organizmu zdaje się po prostu (?) pewien repertuar, pewien słownik działań, w którym każdy punkt staje się mniej lub bardziej prawdopodobny stosownie do zmian, jakie zachodzą w środowisku. Prawdą jest, że zmienne środowiskowe, których zachowanie jest funkcją, mogą być zorganizowane w pewien złożony układ, nie zmienia to jednak w sposób zasadniczy tego ujęcia, ponieważ nacisk spoczywa cały czas jeszcze na zachowaniu, a nie na behaverze.
Pojawia się tu nagle obok terminu behaviour taki termin jak behavor. Od tego momentu Skinner zacznie mówić nie tylko o zachowaniu, ale i o behaverze, o tym kto lub o tym co się zachowuje. To ujęcie przez swoją ascetyczność przypomina nam Husserlowskie spełnianie aktów świadomości - ten behavor jest tutaj ujęty tylko z racji tego, że się zachowuje. Jest traktowany tylko i wyłącznie jako zachowujący się tak jak podmiot świadomości był początkowo ujęty tylko i wyłącznie jako spełniacz aktów. Zanim zaczęliśmy o nim rozmaite inne rzeczy mówić, powiedzieliśmy, że jest spełniaczem aktów, potem dopiero wyposażyliśmy go w określoną strukturę, przyznaliśmy mu rozmaite dyspozycje - wyróżniliśmy w nim warstwy, rdzenie, siły i dyspozycje. Przez swój ascetyzm czymś analogicznym do tego jest ten behavor pojęty jako zachowujący się.
Ale przecież część pracy, na którą się teraz powołujemy, nosi tytuł Jednostka jako całość. Okazuje się, że o tym behawerze możemy teraz mówić jako o jednostce, możemy stwierdzić jej szczególny, bo całościowy, holistyczny charakter. Skinner mówi też o tej jednostce jako o systemie. Mówi o organizmie jako zachowującym się systemie. Padają też takie terminy jak maszyna. Pojawia się wreszcie kategoria selfu. Jest to bez wątpienia kategoria psychologiczna. Organizm to jest kategoria biologiczna, kategoria systemu jest wzięta z ogólnej teorii systemu, machina to jest analogia do fizyki.
Tu pojawia się wreszcie nie budząca wątpliwości psychologiczna kategoria selfu. Skinner używa tego terminu w bardzo specyficznym znaczeniu - self jest dla niego repertuarem zachowań. Repertuar zachowań jest związany z pewnymi sytuacjami i - po drugie - z różnymi wzmocnieniami, jest on przez te wzmocnienia kształtowany. Można powiedzieć, że mamy rozmaite selfy. Jest to takie ważne, bo Skinner kończąc swoją problematykę samokontroli, powie, że trzeba odróżnić self kontrolujący i self kontrolowany - i za każdym razem są to repertuary zachowań.
Tak więc samokontrola, która nas tak zafrapowała jako coś nieoczekiwanego w koncepcji Skinnera, jawi się bardziej przyziemnie - mianowicie nie jest niczym więcej jak tylko kontrolą jednych zachowań przez inne zachowania, a nie kontrolą zachowania przez samą jednostkę. Dochodzimy teraz do ważnego pytania: jak to jest z tym determinizmem, jak to jest z tym mechanicyzmem, jak to jest z tym transpozycjonizmem w koncepcji Skinnera? Jest to pytanie tym bardziej istotne, że Skinner - zanim zacznie wypowiadać na temat tego podmiotu rozmaite rzeczy, to na wstępie swojej książki (JAKIEJ?) mówi tak: zawsze jest jakaś jednostka, która się zachowuje, zachowanie domaga się jakiegoś zachowującego się organizmu będącego wynikiem procesu genetycznego.
Znowu mamy do czynienie ze zdaniem, które z racji siły swych sformułowań jest zdaniem par excellence filozoficznym - zachowanie domaga się zachowującego się organizmu. To "domaganie się " jest stwierdzeniem tak mocnym, że można je znaleźć w ontologii. Być może u Skinnera akcent pada tutaj na to, że ów zachowujący się organizm jest wynikiem procesu genetycznego. Być może należałoby odczytać to zadanie jako objaw wtrętu biologii w koncepcję Skinnera, albo jako zdanie, które zdaje sprawę z pewnych założeń ontologicznych. Ta sama bezwyjątkowość właściwa twierdzeniom filozoficznym jest także w tym zdaniu, które mówi, że zawsze jest jakaś jednostka, która się zachowuje - nie ma zachowania bez tego, kto by się zachowywał. Trzeba tu zwrócić uwagę na to pewne "niezdecydowanie" - z jednej strony, mamy tu niesłychanie mocne twierdzenie, niemal ontologiczne, a z drugiej - takie burzące to wszystko zdania, że self to zaledwie repertuar zachowań.
Poza całą problematyką samokontroli jest u Skinnera cały fragment dotyczący prywatności. Rozważa on problem tzw. zdarzeń prywatnych. Znowu napotykamy tu na coś, co nam do tego obrazu behawioryzmu nie pasuje. Do tej pory był obiektywizm, był peryferalizm, był nacisk na zmienne środowiskowe, a tu nagle pojawia się coś prywatnego i jest pytanie, czy jest to subiektywne czy obiektywne. Na pewno nie jest peryferyczne i nie jest środowiskowe, bo jest prywatne. Tu zaczyna się komplikować ten pierwotnie klarowny obraz behawioryzmu.
Drugim problemem, chyba jeszcze ważniejszym z racji tego uwikłania w całą tradycję psychologii, jest to, jak był odczytywany ten fragment koncepcji Skinnera, który dotyczy zdarzeń prywatnych. Na przykład w książce ku czci (KOGO?) Fromm stwierdził, że Skinnera koncepcja zdarzeń prywatnych jest wprowadzenie kuchennymi schodami świadomości do behawioryzmu. Rodzi się oczywiście pytanie, czy zdarzenia prywatne można utożsamić ze świadomością? Trzeba także zapytać - czym są owe zdarzenia prywatne? Już w tym fragmencie artykułu Skinnera Pół wieku behawioryzmu, który konkretyzował strategię, była mowa o tym, że do prywatności można podejść inaczej niż tradycyjnie podchodzono - mianowicie od strony świata, a nie od strony bezpośredniego doświadczenia. Musimy zatem zastanowić się nad tym, na czym polega prywatność niektórych zdarzeń i jak to się ma do innych ich charakterystyk. Na przykład - jak się ma prywatność do bodźcowości, zachowaniowości i wzmocnieniowości pewnych zdarzeń? Na końcu trzeba będzie zapytać o to, jak Skinner sobie radzi z czymś takim, jak zachowanie werbalne, które jest zdaniem sprawy ze zdarzeń prywatnych.
8