IX. Rozumność zła - nierozumność zła
Tym, kto próbował ukazać struktury zła jako racjonalny etap historii, jest Georg Wilhelm Friedrich Hegel (1770-1831). Miał wielu przeciwników głęboko przekonanych o nierozumności zła, o tym, że nie da się znaleźć zasady, która wyjaśniałby jego istnienie. Pod koniec wykładu spróbuję wskazać jednego z tych przeciwników, mianowicie rosyjskiego myśliciela Lwa Szestowa; nie dlatego, jakoby oni byli myślicielami żyjącymi w tym samym czasie i polemizującymi ze sobą. Chodzi tu bardziej o paradoksalne zestawienie odmiennych stanowisk.
Dobrym wprowadzeniem będzie fragment Wykładów z filozofii dziejów Hegla: Napoleon rozmawiając kiedyś z Goethem o istocie tragedii wyraził pogląd, że tragedia nowożytna tym głównie różni się od starożytnej, iż dziś los nie włada już ludźmi, a miejsce dawnego fatum zajęła polityka. Ona więc powinna dziś pełnić w tragedii rolę nowoczesnego losu, owej nieprzezwyciężonej potęgi, przed którą musi ugiąć się jednostka ludzka. Wstawmy na miejsce polityki termin „historia”, czyli innymi słowy „polityka w czasie”. Hegel jest filozofem, który dokonał bardzo zasadniczego zwrotu w myśli europejskiej, wprowadził mianowicie do samego sedna myślenia filozoficznego rozwój dziejowy, rozwój historyczny. Sformułował to w jednym ze swych słynnych aforyzmów: Prawda nie jest gotową monetą, którą można wsypać do głowy. Prawdę trzeba odkrywać, bo ona odsłania się w czasie. A więc żeby zrozumieć rzeczywistość człowieka jako gatunku i jako jednostki, musimy zrozumieć, w jaki sposób jego życie uwikłane jest w czas, w dzieje. Dotyczy to zarówno rozwoju jednostkowego, jak i dziejów całego gatunku ludzkiego. Przyjmiemy rozróżnienie, że dzieje są to pewne fakty z historii ludzkiej zachodzące w czasie, zaś historia to nauka zajmująca się badaniem dziejów i próbą ich zrozumienia. W języku polskim terminy te używane są zamiennie, ale na użytek tego wykładu musimy je rozdzielić.
Hegel wprowadził zatem historię do samego serca myślenia filozoficznego. Można byłoby powiedzieć, przywołując obraz świata wywodzący się jeszcze z antyku, że człowiek znajduje się na ziemi, a nad nim znajduje się świat od niego wyższy, boski. Hegel położył oś świata. To, co boskie, nie znajduje się według niego w górze, to, co boskie jest przed nami. Bóg bowiem nie jest, lecz staje się. Można zilustrować to powiedzeniem marksistowskiego heglisty Ernsta Blocha, XX-wiecznego filozofa niemieckiego, który twierdził, że Boga nie ma, ale będzie. Nie wchodzę w bardzo skomplikowany problem relacji pomiędzy heglowską logiką a jego filozofią dziejów. Termin „logika”, a zarazem tytuł jego głównego dzieła, właściwie oznacza to samo, co „metafizyka”. Hegel utożsamia bowiem prawa bytu i prawa myślenia. Inny znany heglowski aforyzm głosi, że tylko rozumne jest rzeczywiste i to, co rzeczywiste jest rozumne.
Spróbujmy na próbę wyjaśnienia zła spojrzeć w świetle powyższego aforyzmu. Czy w takim razie zło jest rozumne, a dalej: czy zło jest rzeczywiste? Może nie jest rzeczywiste? Drugi problem odnoszący się do tego, co już powiedziałem cytując Hegla: jeżeli w nowoczesnym świecie główną rolę w tragedii pełni polityka, czy historia, czy to znaczy, że musi ugiąć się przed nią jednostka ludzka? Na czym polega rola jednostki w całym tym procesie dziejowym? Będziemy próbowali dociec tego, czytając fragmenty Wykładów z filozofii dziejów. Pierwsze zdanie, które otwiera wstęp do tego dwutomowego dzieła, podaje definicję tytułu: Ogólnie biorąc filozofia dziejów nic innego nie oznacza jak myślące ich rozważanie. Pozornie wydaje się to bardzo banalne, ale to myślące rozważanie dziejów należy rozumieć w sensie mocnym, takim mianowicie, że to rozum działa w ludzkim ciele. Nie zostaje wyjaśnione bliżej, co w tym wypadku oznacza termin „rozum”. Rozum rządzi światem. Jaki rozum? Hegel sięga zarówno do Greków, jak i do tradycji chrześcijańskiej. Rozum to logos - boski umysł, który przenika, jak u Heraklita, wszystkie procesy przyrodnicze i dziejowe. Mówiąc, że rozum rządzi światem, Hegel twierdzi coś bardzo podobnego do pobożnych chrześcijan: świat nie jest zdany na przypadek, czy nieokreślony los, lecz światem jako całością jak i życiem poszczególnych jednostek kieruje Opatrzność. Opatrzność to termin religijny oznaczający działanie Boga w historii i w życiu jednostek. Hegel myśli podobnie, choć uważa, iż zrozumienie jego myśl nie wymaga wiary chrześcijańskiej. Filozofia jest w stanie ukazać działalność rozumnego pierwiastka w dziejach. Ważne jest to, że w przekonaniu Hegla ów czynnik rozumny - zamierzenia wiekuistej mądrości - spełniają się nie tylko w procesach przyrodniczych, ale także w świecie ducha. Trzeba pamiętać o tym, że termin „duch” (w języku niemieckim Geist) w gruncie rzeczy najlepiej oddaje polski termin „kultura”, czyli wszystko, co dzieje się w przestrzeni międzyludzkiej, co stanowi instytucje, język, państwo, religię, co tworzy nasz specyficznie nie przyrodniczy, lecz ludzki świat. To jest duch.
I tu pojawia się u Hegla ważne zdanie, nawiązujące do interesującego nas tematu „skąd zło?”: Dlatego też nasze rozważania są właściwie teodyceą, czyli usprawiedliwieniem Boga. Hegel był wykształconym filozofem i wiedział, że po raz pierwszy sformułował ten termin Leibniz, przy pomocy jeszcze bardzo niedoskonałych środków. Zasadniczym celem teodycei zarówno Leibniza jak i Hegla jest aby zło istniejące w świecie można było zrozumieć, jeżeli jest możliwe do ogarnięcia rozumem; zrozumieć bowiem to ogarnąć rozumem. Czyim rozumem? Własnym. I dalej: aby duch myślący mógł się z nim pojednać (ze złem). Cóż miałby znaczyć to zrozumienie i pojednanie? Hegel wyznacza złu określone miejsce w procesie dziejowym. I również chce nas zapewnić, że to miejsce może być oswojone przez człowieka w jakiś przemyślany sposób uczynione swoim.
Aby uchwycić myśl Hegla trzeba skupić się na trzech sformułowanych przez niego wyróżnikach. Po pierwsze: co jest istotą ducha? Dalej: jakimi środkami posługuje się duch, aby urzeczywistnić się w dziejach? I po trzecie: jaka jest forma tego urzeczywistnienia? Co do istoty ducha, odpowiedź Hegla brzmi zdecydowanie: tym, co ostatecznie sprawia, że człowiek jest człowiekiem jest nie świadomość, lecz wolność. Istotą ducha jest wolność. Wszystkie właściwości ducha zakorzenione są w wolności. Przypomnijmy dodatkowo, że prawda urzeczywistnia się w dziejach. Podobnie jest z wolnością. Tak więc można spojrzeć na dzieje ludzkie jako na dzieje urzeczywistniającej się wolności. Hegel opisuje jej dzieje, począwszy od odkrycia jej przez Greków, poprzez chrześcijaństwo, które powiada, że Chrystus przyniósł ostateczne wyzwolenie, choć jeszcze nie w pełni zrealizowane. Dzieje są dziejami wolności, dzieje powszechne to postęp w uświadamianiu wolności.
Tak pokrótce można określić istotę ducha. Ale ona nie urzeczywistnia się w sposób linearny. Dla Hegla proces dziejowy ma charakter dialektyczny, to znaczy, że rozwój następuje przez przełamywanie przeciwności. Stąd słynna triada heglowska, która w jego przekonaniu rządzi zarówno naszym rozumowaniem, jak i całym procesem dziejowym: teza - antyteza - synteza. [W wersji żartobliwej ks. prof. Tischnera: teza - antyteza - proteza]. Każda teza ma swoją antytezę, który może zostać przezwyciężona nie na zasadzie prostej negacji, lecz negacji negacji powodującej włączenie obydwu w syntezę. Przybliży nam to stosunek Hegla do Oświecenia. Oświecenie, można powiedzieć w skrócie, odczytało Boga jako przeciwnika człowieka i postawiło na człowieka. Wedle Hegla to spłaszczyło rozumienie człowieczeństwa sprowadzając je do wymiaru skończoności. Jako tezę mamy chrześcijaństwo, jego antytezą jest Oświecenie. Hegel chce zbudować syntezę, w której pokaże, że boskość i człowieczeństwo mogą w pełni zachować swoją nieskończoność. Chodzi tu o człowieczeństwo włączone w rzeczywistość boską. Tak więc według Hegla należy przezwyciężyć Oświecenie, ale to przezwyciężenie polega na wchłonięciu jego antytezy do budowanej później syntezy.
Problem teodycei rysuje się w szczególny sposób, kiedy Hegel omawia środki, jakimi posługuje się duch, aby wolność urzeczywistniła w świecie. W procesie dziejowym mamy do czynienia z dwoma różnymi rzeczywistościami. Z jednej strony są to działania jednostek. Pozornie dzieje nie są w żaden sposób rozumne. Wydają nam się zgoła przypadkowe. Historia opisująca dzieje mówi o różnych namiętnościach, dobrych i złych zamiarach ludzi, widzimy płynące stąd niedole, zło, upadek kwitnących państw. Hegel zauważa, iż to obserwowanie dziejów skłania nas w gruncie rzeczy do smutnej refleksji nad znikomością wszystkiego. Wydaje się bowiem, że historia imperiów, narodów, stale zmierza do jakiegoś upadku. Hegel prosto zestawiając ze sobą fakty odmalowuje nam przerażający obraz świata, który może doprowadzić nas do najgłębszego przygnębienia.
Filozof stawia pytanie: komu były potrzebne te wszystkie ofiary, klęski, cała destrukcja ludzkiego życia? Hegel przestrzega nas przed zbytnim zagłębianiem się w szczegółowe wydarzenia (zaraz zobaczymy jak protestuje przeciw takiemu podejśćciu Lew Szestow). Hegel w swojej wielkiej wizji dziejów uważa, że trzeba przechodzić od szczegółów do zasady ogólnej. Czy jest to w ogóle możliwe? Prawdą jest, że dzieje powszechne nie są krainą szczęścia. Okresy szczęścia w dziejach to puste kraty historii, ponieważ są to okresy zgody, okresy wolne od przeciwieństw. Czyli po prostu te najbardziej nudne, historycznie puste fragmenty. Nie się wtedy nie dzieje, nic się nie dokonuje. Hegel jeszcze raz zwraca uwagę na dwa rodzaje tworzywa procesu historycznego. Z jednej strony mamy działające jednostki, które kierują się swymi namiętnościami, czyli dążeniem do partykularnych celów. Każdy z nas chce przecież coś w życiu osiągnąć, osiągnąć określoną pozycję, założyć rodzinę, zdobyć jakiś zawód, godnie zarabiać. Ale czy rzeczywiście to jest wszystko, co decyduje o historii człowieka? Hegel jest innego zdania. Twierdzi, że kobierzec dziejów składa się z wątków, które się przeplatają. Nici przenikają przez osnowę. Osnowa to duch dziejów, który kieruje wszystkim. Natomiast ludzkie namiętności przeplatają się z nim. Ludzie są przekonani, że działają dla swych celów partykularnych, ale duch dziejów tak je prowadzi, że układają się w niedostrzegalną przez ludzi całość.
Jaka jest w takim razie rola jednostki? Wielkimi bohaterami są ci, którzy tworzą nową jakość ducha, tłuką skorupy dotychczasowych postaci świata i powołują do życia nowy układ stosunków w świecie. Wielkie postacie historyczne były powoływane na wykonawców woli ducha świata - mówi Hegel. Bynajmniej nie są szczęśliwcami. Umierają młodo jak Aleksander, giną zamordowani jak Cezar, lub zostają zesłani na Wyspę św. Heleny jak Napoleon. Ta złowroga pociecha, że wielcy ludzie nie zaznali tego, co nazywa się szczęściem, i że szczęście zdolne jest dać tylko życie prywatne, na które możemy wpływać w bardzo rozmaitych zewnętrznych okolicznościach. Tę pociechę niech czerpią z dziejów ci, którzy jej potrzebują. Czyli innymi słowy zwyczajni ludzie. Powołaniem wielkich nie jest szczęście. Hegel bardzo wyraźnie i jakby złośliwie odmawia im prawa do tak zwanego „spokojnego żywota”. I tu pojawia się bardzo interesujący fragment dla psychologów. Myśliciel bardzo mocno protestuje przeciwko psychologicznemu opisywaniu życia wielkich ludzi. Powiada, że w dziejach istnieje bardzo wielu tzw. kamerdynerów historii. Są oni jak kamerdynerzy wielkich ludzi, którzy uważają, że wszystko o nich wiedzą, dlatego że zmieniają im bieliznę, wkładają buty, ścielą łóżko. Przez to wiele osób sądzi, że wielcy ludzie działali tylko dla zaspokojenia żądzy władzy, podbojów, zaspokojenia ambicji i piszą o nich w ten sposób w książkach. Psychologowie tacy żerują głównie na życiu prywatnym wielkich postaci historycznych. Dla kamerdynera nikt nie jest bohaterem - głosi znane przysłowie. Wszak on ściąga bohaterowi buty, ściele mu łóżko, zna jego predylekcję do szampana. Osobistości historyczne obsługiwane w dziełach pisarskich przez tych psychologicznych kamerdynerów niedobrze na tym wychodzą. Ściągają oni ich z wyżyn, sprowadzają do poziomu, a nawet parę szczebli poniżej poziomu moralnego owych przenikliwych znawców ludzkiej duszy. Wielkie postacie historyczne znają, zdaniem Hegla, wielkie cele, przed którymi stają, ale zdarza się nieraz, że odnoszą się lekkomyślnie do innych wielkich, a nawet świętych spraw. Często trzeba zdeptać na drodze niejeden niewinny kwiat i niejedną rzecz zburzyć.
Hegel widział na własne oczy jednego z tych bohaterów i to w czasie, gdy pisał jedno ze swych głównych dzieł, Fenomenologię ducha. Zdarzyło się to w Jenie w roku 1806, gdzie był profesorem. Rozegrała się akurat bitwa pod Jeną, w której wojska napoleońskie pokonały wojska pruskie. Kiedy Napoleon konno wkraczał do miasta, Hegel powiedział o nim, że to jest Raison au cheval - „Rozum na koniu”. Oczywiście Rozum historii, więc pisany z dużej litery.
W jaki sposób przenikają się poszczególne fragmenty tkaniny kobierca dziejów? Hegel używa tu określenia chytrość rozumu. Każe on namiętnościom działać dla siebie. Hegel stosuje termin „namiętność” dla opisania partykularnych, jednostkowych działań i celów. W jaki sposób jednostki (i to zarówno wielcy bohaterowie historii, jak zwykli ludzie) stają się narzędziami rozumu, czyli ducha dziejów? Otóż chytrość rozumu potrafi tak nakierować nasze działanie, aby doprowadzić do realizacji swoich celów. Myślę, że w tym miejscu należy przypomnieć słynne powiedzenie Miłosza o „ukąszeniu heglowskim”. Dotyczyło to sytuacji inteligencji polskiej po 1945 roku, po wprowadzeniu reżimu sowieckiego. Jeden ze znajomych Miłosza, znakomity zresztą znawca Hegla, profesor Tadeusz Kroński tłumaczył, że na tym właśnie polega proces dziejowy: następuje rewolucja i jednostka nie ma tu nic do powiedzenia. Trzeba po prostu zgodzić się na wielkie prawa, które rządzą historią i przyjąć za rzeczywistość nowy system. Takie bywało, według Miłosza, najczęstsze uzasadnienie wstąpienia części inteligencji w szeregi zwolenników nowego systemu. „Ukąszenie heglowskie” każe nam myśleć, że wszystkim rządzi konieczność dziejowa, której musimy się podporządkować.
Tak jak jeden Rozum wjechał na koniu do Jeny, tak inny rozum ponad sto lat później wjechał do Polski na czołgach. Należę do pokolenia, które to jeszcze pamięta. Pytaliśmy wtedy sowieckich żołnierzy, dlaczego na ich czołgach napisane jest wszędzie USA. A oni odpowiadali, że to znaczy „ubit' sukinsyna Adolfa”. Taki to był rozum historii, który wjechał na tych T-54, jak fachowo się te czołgi nazywały.
Jednostkę składa się zatem w ofierze. Ideą włada kara i sumienie i znikomość nie własnym kosztem, ale kosztem namiętności jednostek. Idea, czyli duch-rozum działający w dziejach, osiąga swoje cele kosztem ofiary, jaką muszą złożyć jednostki. Oczywiście Hegel nie jest w tym momencie prostacki, nie pisze uzasadnienia dla tyranów, którzy chcieliby podporządkować sobie sumienia i życia wszystkich jednostek. Myśli po kantowsku, przyjmując jego pogląd jako obowiązującą zasadę. Kant powiedział, że masz tak postępować, aby człowieczeństwo drugiego było zawsze dla ciebie celem, a nigdy środkiem. Można byłoby zapytać, czy jest w tym momencie konsekwentny opisując proces dziejowy, w którym jednostka, poddawana działaniu „chytrości rozumu”, zostaje przymuszona do składania z siebie ofiary.
Tu pojawia się tragiczny rys filozofii heglowskiej. Proces dziejowy nie jest opowieścią z dziecinnego pokoju, lecz tragiczną historią. Tragiczną w klasycznym znaczeniu, w którym spośród dwóch uwikłanych w konflikt dóbr jedno musi być zniszczone. Dla Hegla przykładem takiego konfliktu jest los Sokratesa. Z jednej strony wysokie dobro, jakim jest wierność wewnętrznemu dajmonionowi, z drugiej dobro państwa ateńskiego reprezentowanego przez sędziów, którzy skazali filozofa na śmierć. Dwa wysokie dobra, z których jedno musi ulec zagładzie. Można powiedzieć, że w sensie etycznym dialektyczna mechanika dziejów jest mechaniką tragiczną. Przyglądając się kolejom losu często widzimy, że ludziom dobrym i pobożnym przeważnie źle się dzieje na świecie, a niegodziwym dużo lepiej, liczne niepowodzenia spotykają jednostki szczególnie dobre. Jak można uważać los tych ludzi za element rozumnego porządku świata? Jednostki te powinny być chronione, znajdować się pod opieką ducha boskiego, czyli Opatrzności. Hegel nie posługuje się wprawdzie tą terminologią, ale uważa, że duch, czy rozum rządzący historią, jest tym samym, co człowiek religijny określa mianem Opatrzności. Gdy powtarzamy za Heglem, że rozum powszechny urzeczywistnia się w dziejach, to nie mamy na myśli wydarzeń dotyczących poszczególnych jednostek. Musimy spojrzeć na dzieje z jakiejś wyższej perspektywy.
Tu dochodzi do podsumowania tego rozważania dotyczącego teodycei, czyli usprawiedliwienia. Otóż w przeciwieństwie do ideałów moralności, etyki, itd., filozofia ma głosić, że świat rzeczywisty jest taki, jaki być powinien, i że prawdziwe dobro, prawdziwy rozum boski posiada także moc urzeczywistnienia się w tym świecie. Rzeczywistość jest taka, jaka być powinna, urzeczywistnia się w niej najgłębsze dobro, którym jest rozum, czyli Bóg. Bóg rządzi światem, a treścią jego rządów, wykonaniem Jego planu, są dzieje powszechne. I dlatego filozofia - w przekonaniu Hegla - to nic innego, jak próba uchwycenia tego planu. Współczesny teolog nazwałby go planem zbawienia, przy pomocy którego Bóg zarządza. Filozofia usiłuje poznać treść boskiej idei i usprawiedliwić wzgardzoną rzeczywistość. A więc filozofia w najgłębszym tego słowa znaczeniu jest teodyceą. Jest usprawiedliwieniem świata takiego, jaki jest, nie dlatego, że jest najlepszym z możliwych, lecz dlatego, że świat ducha, czyli kultury, jest światem, w którym urzeczywistnia się boska idea. Oczywiście są wypaczenia i ofiary. Hegel wyraźnie pisze o cierpieniu jednostek, ale jednocześnie wzywa nas do spojrzenia na nie z szerszej perspektywy.
Myślę, że w tym momencie można użyć tu literackiej metafory porównując sposób, w jaki opisuje wojnę Henryk Sienkiewicz, a w jaki Bolesław Prus. Prus w Pamiętniku starego subiekta relacjonuje jego udział w rewolucji 1848 roku na Węgrzech mniej więcej tak: staliśmy za tym krzakiem, potem nas przesunęli dalej, gdzieś tam daleko strzelało, przejechał jakiś oficer, a potem okazało się, że wygraliśmy bitwę. Cała rzecz zostaje opisana z pozycji szeregowca, który nie bardzo wie, co właściwie się dzieje. Sienkiewicz natomiast zabiera się do tego niczym oficer sztabowy, który rozstawia wojsko, jednych tu, drugich tam, zdradza zamiary księcia Jaremy i innych wodzów. Jego narracja prowadzona jest z pozycji Boga, który wszystko wie. Wizja historii, jaką ma Hegel, roztacza się właśnie z pozycji Boga. Ludzie są jak robaczki zaplątane w historię, trochę pojękują, bo nie zawsze jest dobrze, ale „duch Boży ciągle pisze prosto na krzywych liniach ludzkiego życia i urzeczywistnia swoje plany”.
Jaki jest ostateczny cel dziejów w przekonaniu Hegla? Mają one doprowadzić do scalenia tego, co przedtem było rozdarte, na przykład scalenia dobra jednostki i całości, scalenia w kulturze tego, co dotychczas było wyrażane językiem pobożnej religijności, z tym, co jest myślą filozoficzną, pojednanie polityki z etyką. Wszystkie przeciwności mają zostać pokonane. A dzieje się to w obrębie etycznej całości, jaką jest państwo. Dokładniej państwo pruskie, które wychodząc z autorytaryzmu włączyło zasadę wolności rewolucji francuskiej i doprowadziło do syntezy. To przekonanie o możliwości ostatecznego pojednania doprowadziło Hegla do stwierdzenia, że zamiast rano odprawiać jutrznię, lepiej przeczytać gazetę i w gazecie zobaczyć, co Boży duch zdziałał. Państwo bowiem jest boską ideą w jej ziemskiej postaci.
Jest to chyba najbardziej radykalna teodycea, jaką w ogóle podjęto w myśli europejskiej. Z jednej strony stanowi usprawiedliwienie Boga, a z drugiej, proszę zwrócić uwagę, czy nie ma tutaj oskarżenia człowieka jako jednostki? Niezrozumiałej i nie rozumiejącej otoczenia. Hegel jest dialektykiem, chce więc przyznać rację każdej ze stron. Ale przecież ostatecznie to ów wielki proces dziejowy, to historia ma rację, a nie jednostka, nie ten oto konkretny człowiek. Dlatego myśl Hegla, która ma być w jego zamierzeniu jakby podsumowaniem całej historii nie tylko myśli, ale i w pewnym sensie polityki i etyki, zamknięciem, syntezą, wywołała w następnym pokoleniu ostrą krytykę.
Jednym z ważniejszych przeciwników Hegla był Duńczyk Søren Kierkegaard, który przeciwstawił uniwersalnemu duchowi Hegla właśnie jednostkę, człowieka, jego dramat, lęk, jego bojaźń i drżenie. Bóg Kierkegaarda nie był Bogiem chytrości rozumu, który swoje plany przeprowadza w dziejach. Był Bogiem Abrahama, który wezwał go, aby oddał swego syna w ofierze na znak zaufania i zawierzenia.
Innym myślicielem podejmującym dyskusję z Heglem był Lew Szestow, dokładnie Jeruda Leib Izaakowicz Szwarcman urodzony w Kijowie, gdzie żył do 1938 roku. Wywodził się z kręgu myślicieli „dramatycznych”, którzy nie ufali syntezom rozumowym. Szestow protestował przede wszystkim w imieniu jednostki przeciwko totalnym wizjom Hegla. Dla Szestowa mędrcy tacy jak Hegel to przyjaciele Hioba, którzy przybyli doń, aby budować teorie, mające dać mu pociechę, czy umocnienie, a to jest niemożliwe. Cała filozofia tego typu dąży do tego, aby unieważnić rolę jednostki. Myśl racjonalistyczna zajmuje się przede wszystkim ogólnymi prawami, jak u Hegla prawami historii, żelaznymi prawami, w których nic nie można zmienić, w których jednostka zawsze jest ofiarą. Szestow protestuje przeciwko prawom wyznaczającym konieczność ludzkiemu życiu, podporządkowującym jednostkę. Polemizuje z grecką filozofią i tymi wszystkimi próbami teodycei, których celem jest danie zadowalającej odpowiedzi. Teorie przyjaciół Hioba mnożyły tylko jego cierpienia. Ich wyjaśnienia zwielakratniały tylko jego rozpacz.
Przeciw filozoficznym teodyceom, takim jak ta sformułowana przez Hegla, występują przede wszystkim myśliciele kręgu egzystencjalnego, opowiadającego się po stronie człowieka jako jednostki. Zgłaszają oni swój protest, poszukując nie tyle rozwiązania, ile raczej próbując opisać ludzki dramat. Należał do nich także Fiodor Dostojewski.
9