Wykład X
Zajmiemy się teraz problematyką zdarzeń prywatnych w koncepcji Skinnera. Sprawa ta jest bardzo interesująca, chociażby ze względu na domniemany obiektywizm przeciwstawiony subiektywizmowi we wcześniejszych ujęciach. Dalej ze względu na ów peryferalizm - tu pojawia się coś, co nie jest bynajmniej peryferyczne, tylko jest w środku. Mówiliśmy już o koncepcjach ujmowania tych zdarzeń prywatnych jako zakamuflowanej wersji psychologii świadomości wprowadzonej do behawioryzmu w sposób niezauważalny dla postronnego, nie wyczulonego na pewne rzeczy czytelnika. Skinner pisze tak: jest rzeczą szczególnie ważną, aby nauka o zachowaniu zmierzyła się z problemem prywatności. Skinner uważa, że jego ujęcie prywatności stanowi alternatywę dla ujęcia wcześniejszego; mówi wprost: wkład, jaki nauka o zachowaniu może wnieść, sugerując pewien alternatywny w stosunku do tymczasowego punkt widzenia, gdy chodzi o prywatność, stanowi być może jedno z największych osiągnięć tej nauki.
Mamy zatem do czynienia z punktem dotyczącym pewnego szczegółu, ale tak istotnym, że jego ocena waży na ocenie całej koncepcji. Czy rzeczywiście prywatność może się w sposób zasadny pojawić jako obiekt badania psychologicznego? Gdzie behawiorysta na prywatność natrafia i jak na nią natrafia? Musi to być dla Skinnera sprawa jednoznacznie potwierdzona, bo pozwala on sobie na stwierdzenia, że fakt prywatności jest niedyskutowalny - a więc pewna oczywistość miałaby być argumentem za tą niedyskutowalnością - oraz wyraźnie stwierdza, że "głupotą byłoby negowanie prywatności". Zatem prywatność jest czymś tak oczywistym, że nie sposób się nią nie zająć - natomiast istotne jest, jakie są skutki tego zajęcia się, jaki jest walor poznawczy koncepcji.
Trzeba teraz ustalić, jaka jest natura prywatności. Skinner określa ją na dwa sposoby. Pojawiają się tu dwa wątki w wyraźnym połączeniu ze sobą, a także w wyraźnej kolejności, gradacji ważności. W pierwszym rozumieniu prywatności występuje dostępność poznawcza tego, co prywatne. Prywatność byłaby więc pewnym rysem szeroko rozumianych przedmiotów, które są w sposób specjalny dostępne temu komuś, czyje są (i w tym sensie są one prywatne). Gdybyśmy mieli odnieść to Skinnerowskie rozumienie prywatności do prywatności w ogóle, powiedzielibyśmy, że jest to jedno z możliwych rozumień prywatności. A kontekst, o którym wcześniej była mowa, ewentualnych świadomościowych rozumień świadomości jest rzeczywiście istotny. Kolejne możliwe rozumienie świadomości to jest takie rozumienie, w którym prywatna jest świadomość. Świadomość jest prywatna w szczególnym znaczeniu. To rozumienie Skinnera jest w tym ciągu rozumień prywatności związanych z dostępem obiektu, który ma być prywatny.
Jeśli Skinner mówi, że mamy tutaj do czynienia z dostępnością dla tego kogoś, czyje są zdarzenia prywatne, od razu nasuwa się podejrzenie, że w takim razie one są niedostępne, albo inaczej, trudniej dostępne społeczności, która otacza tego kogoś. W tym rozumieniu prywatności widać wyraźnie te dwa momenty: negatywny (to, co prywatne, jest niedostępne, albo inaczej dostępne nie-właścicielom tego, co prywatne) i pozytywny (są łatwiej i w szczególny sposób dostępne temu komuś, czyje są te prywatne zdarzenia). Pojawia się zatem pytanie: szczególny - to znaczy w jaki sposób? Widać wyraźnie, że nie unikniemy odpowiedzi na pytanie, czy przypadkiem ten szczególny sposób nie jest to sposób określany tradycyjnie mianem doświadczania wewnętrznego. Skinner oddala tego typu interpretację, mówiąc, że ta dostępność jest dostępnością typu proprio- i interocepcji. Czy ten typ dostępności a w konsekwencji niedostępność (poprzez proprio- i interocepcję) dla społeczności - jest czymś zbywalnym czy niezbywalnym? Czy zdarzenia dzisiaj prywatne mogą przestać być prywatne w miarę rozwoju techniki, gdy zmieni się dostęp poznawczy do nich? Skinner wskazuje wyraźnie, że ten typ kontaktu poznawczego ze zdarzeniem prywatnym, jaki jest właściwy prywatności - jest nie do ominięcia.
Jako przykład zdarzenia prywatnego Skinner podaje ból zęba i pisze: reakcja jednostki na stan zapalny zęba nie jest podobna do reakcji, jaką ktokolwiek inny może wykonać w stosunku do tego stanu, gdyż nikt inny nie jest w stanie wejść z nim w ten sam typ kontaktu. To znaczy ten typ, jaki istnieje w kimś, kogo boli ząb, a jest jego bólem, jest taki, że jakby się technika nie rozwinęła, to nikt nie nawiąże tego typu kontaktu. Skinner mówi: jeśli ja wprowadzę rozmaitego typu urządzenia, które mój kontakt poznawczy wzmogą, nasilą, usprawnią, udoskonalą, to i tak tego typu kontaktu, jaki tutaj istnieje, nie będę w stanie powtórzyć. Widać więc wyraźnie, że prywatność jest niezbywalną cechą rozmaitych zdarzeń.
To nie jest coś, co dzisiaj jest, a czego jutro nie będzie.
To jest także sygnał tego, że prywatność jest czymś więcej niż tym kontaktem poznawczym. Przy całej wadze, jaką Skinner przywiązuje do tego momentu prywatności, jakim jest kontakt poznawczy, można odnieść wrażenie z racji tego, że Skinner go wyeksponowuje, ale i wtórny w stosunku do kontaktu niepoznawczego.
Jest taki termin, którego Skinner używa w opisie prywatności; mówi on, że to, co jest prywatne, jest especially familiar, czyli szczególnie bliskie. Familiar oznacza w języku angielskim nie tylko coś bliskiego, ale i dobrze znanego. Termin ten łączy w sobie te dwa momenty: znaności z konsekwencji dostępności, jak i bliskości. Skinner mówi, że to, co prywatne, odznacza się znacznym stopniem intymności. Zdarzenia prywatne są tak bardzo nasze, że nie możemy się od nich oderwać. W tym kontekście prywatność to pewien sposób posiadania tych zdarzeń, opisany przez tę bliskość, ich intymność.
Gdy poznaliśmy ten drugi wątek w rozumieniu prywatności, jeszcze raz wraca sprawa, jak się ma prywatność do świadomości? To wszystko, co zostało tutaj powiedziane, dałoby się przenieść do charakterystyki świadomości. Nasuwa się też pytanie, czego ta prywatność jest konsekwencją. Czy ona nie jest przypadkiem sprawą specjalnej natury tych zdarzeń - tak jak odznacza się szczególną dostępnością świadomość, bo ma szczególną naturę. Skinner daje definitywną odpowiedź na te dwa pytania. Oddala jeszcze raz świadomościowe interpretacje. Z tego, że one są specjalnie dane, nie wynika, że są dostępne w ten sposób, w jaki miałaby być dostępna świadomość zgodnie z opisami psychologów świadomościowych. Po drugie to, że zdarzenia są prywatne, nie znaczy, że mają jakąś inną naturę. Gdybyśmy mieli je opisać, to opisalibyśmy je przy pomocy tych samych terminów, w jakich opisujemy zdarzenia publiczne. Jedyne, co tutaj znaczące, to fakt, że rozgrywają się w obrębie ciała, chociaż Skinner powie, że powierzchnia ciała nie jest tu istotną granicą. Istotny jest ten poziom dostępności, ale wtórny w stosunku do tego, gdzie one się rozgrywają, a ponieważ się rozgrywają w obrębie ciała, zatem nie mają specjalnego statusu. Mogę im więc przyznać określone właściwości, stosownie do tych właściwości mogę je podzielić na bodźce i reakcje. Mogę mówić o prywatnych wzmocnieniach, jak i o prywatnych bodźcach, prywatnych zachowaniach, mogę środowisko podzielić na prywatne i publiczne. Co więcej, mogę te same prawidłowości, przy pomocy których wiążę zachowanie ze zmiennymi środowiskowymi, związać wewnętrzne bodźce z wewnętrznymi reakcjami. Te same prawa wzmocnienia wykorzystać do wzmocnień prywatnych, jak i do wzmocnień publicznych.
Jak już to było powiedziane, prywatność może być rozumiana negatywnie w tym sensie, że to, co prywatne, nie jest dostępne społeczności. W ogólnym opisie stanowiska epistemologicznego Skinnera zauważyliśmy zaskakujący fakt, że prywatność zdarzeń, które zachodzą w obrębie jednostki, nakłada większe ograniczenia na ich poznanie w stosunku do tej jednostki niż do otaczającej ją społeczności. To jest jak gdyby pewien paradoks - jak - można by zapytać - to co prywatne (a więc niedostępne społeczności), może być równocześnie lepiej znane tej społeczności niż samej jednostce. Skinner rozwiązuje ten paradoks, mówiąc, że to społeczność uczy jednostkę znać to, co publiczne, i to, co prywatne. Ponieważ społeczność ma z natury rzeczy utrudniony dostęp do tego, co prywatne, nie jest w stanie tak dobrze nauczyć jednostki rozróżniania w obrębie tego, co prywatne, i w efekcie tego treningu realizowanego przez społeczność, jaki jednostka przechodzi, jej dostęp do prywatności nie jest tak dobry, jak do tego, co publiczne. Paradoks zostaje rozwiązany i to w sposób, który nie wprowadza tutaj niczego nowego, poza tym, że przyjmuje jedną generalną zasadę: poznanie w sensie różnicowania jest sprawą kontyngencji wzmocnień, głównie społecznych. Skinner pisze: Samoobserwacja jest wynikiem kontyngencji. Jeśli różnicowanie nie może być przez społeczność wymuszone, to może się nie pojawić. Chociaż wygląda to na paradoks, to tym, kto uczy jednostkę znać siebie samą, jest społeczność. Znać siebie samą także w tym, co prywatne. A więc zdarzenia prywatne, zanim stały się nimi, były najpierw zdarzeniami publicznymi, egzystowały na "zewnątrz" jednostki.
Drugi istotny wątek to wątek samokontroli. Chodzi o to, jak samokontrola ma się do właściwego behawioryzmowi determinizmu i ile warte jest ujęcie, które jest wyraźnie konkurencyjne w stosunku do ujęć wcześniejszych. Generalnie, we współczesnej psychologii ujęcie samokontroli traktuje się jako reinterpretacje tradycyjnej problematyki woli. Jeśli teraz będziemy analizować Skinnera ujęcia samokontroli, to będziemy widzieć, że jest to pewna propozycja reinterpretacji tradycyjnej problematyki woli.
Samokontrola jest szczególnym przypadkiem owych łańcuchów zachowaniowych czyli szczególnych połączeń rozmaitych zachowań, które sprawia, że jedne zachowania kontrolują inne zachowania przez to, że na nie oddziałują (?). Wprowadziłem do sformułowania tej tezy o łańcuchu kategorię kontroli. Jest pytanie, jak takie łańcuchy się tworzą, a potem jak funkcjonują. Skinner pisze: organizm może uczynić reakcję wzmocnioną negatywnie mniej prawdopodobną przez modyfikację zmiennych, których jest ona funkcją. Zachowanie, które do takiego wyniku prowadzi, zostaje automatycznie wzmocnione pozytywnie - zachowanie takie nazywamy samokontrolą. Jeżeli uniknę zachowań, które miałyby negatywne konsekwencje, to zachowanie, w wyniku którego uniknę tych zachowań, zostaje automatycznie wzmocnione.
Mamy tu łańcuch zachowaniowy - jedno zachowanie nie dopuści do zajścia innych zachowań poprzez kontrolę zmiennych, których to zachowanie niedopuszczone jest funkcją. Nie dopuści do zachowań, które mają negatywne konsekwencje i jest wzmocnione. Jednostka uczy się samokontroli. Widać wyraźnie, że mamy tu do czynienia, jak mówi Skinner, z zachowaniem kontrolującym i zachowaniem kontrolowanym. Jest self kontrolujący i self kontrolowany. Skinner mówi, że w przypadku samopoznania i samokontroli trzeba wyróżnić dwa rodzaje selfów: self poznający i self poznany, self kontrolujący i self kontrolowany. Są to dla Skinnera repertuary zachowań. To zachowanie (samo)kontrolujące jest dla niego szczególnym przypadkiem zachowania sprawczego, jest każde zachowanie sprawcze kontrolowane czy określane w swoim zajściu przez skutki. Jeśli jest wzmacniane, to coraz częściej będzie się pojawiać, przestanie się pojawiać, gdy przestanie być wzmacniane. Jest tylko pytanie o te wzmocnienia zachowań kontrolujących inne zachowania. Skinner mówi, że społeczność dostarcza tutaj wzmocnienia.
Generalnie rzecz ujmując, społeczne kontyngencje są odpowiedzialne za zachowania kontrolujące, ale to nie jest jedyny możliwy przypadek. Zachowania samokontrolujące mogą być wzmacniane przez swoje skutki niezależnie od społecznych reakcji społeczności, która jednostkę otacza. Mamy tu do czynienia z samokontrolą, mamy także do czynienia z kontrolowaniem zachowania przez innych. Jak się mają do siebie te dwa wypadki? Jest to sprawa tego, kto tutaj jest w sytuacji lepszej, a kto w gorszej. Skinner rozpatruje to biorąc pod uwagę trzy momenty - formę samokontroli, jej zakres i efektywność. Formy samokontroli są, poza jednym przypadkiem, takie same, w środku społeczności zewnętrznej, jak i samej jednostki. Zatem jeśli byłaby ewentualna przewaga, to związana z tą jedną formą samokontroli, która nie ma swojego odpowiednika w kontroli zachowania przez społeczność.
Drugi moment to sprawa tego, co może być obiektem kontroli, ewentualnie, co może być stacją kontrolującą. Znowu Skinner mówi, że jest tutaj pewna przewaga po stronie jednostki związana z tym, że instancją kontrolującą (zresztą także kontrolowaną) mogą być zachowania w postaci zdarzeń prywatnych. Generalnie jednostka ma dostęp do takich zachowań kontrolujących i kontrolowanych (???). Takie ujęcia samokontroli pozwala Skinnerowi na interpretację o bardziej ogólnym charakterze, np. jest skłony traktować układanie sobie życia jako szczególny przypadek samokontroli. Tu widać, że to, co miało swój początek w laboratorium, zostaje wykorzystane do przypadków wykraczających poza laboratorium w postaci czegoś tak złożonego, jak planowanie czy organizowanie sobie życia.
Pojawia się tu pytanie: jak to jest z tymi źródłami kontroli? Jak już zostało powiedziane, zachowania kontrolujące, jeśli są wzmacniane, mają tendencję do coraz częstszego pojawiania się. Można by tu więc odnieść wrażenie, że to społeczność jest odpowiedzialna za pojawienie się samokontroli, a zatem zewnętrzne czy środowiskowe są źródła samokontroli. Skinner nie uchyla się od tej konsekwencji, dopuszcza, że ze środowiska społecznego mogą pochodzić wzmocnienia zachowań kontrolujących i że źródłem samokontroli jest ostatecznie środowisko. A więc ostatecznie to zmienne środowiskowe - czy to aktualne, czy te, które stanowią historię jednostki, ostatecznie sprawują kontrolę nad jej zachowaniem. Jeszcze raz wracamy tu do podstawowej sprawy: w jakim sensie i jakiego typu determinizmem jest behawioryzm, jeśli "pozwala sobie" na takie sformułowania.
A teraz dwa "drobiazgi", które są konsekwencją tego, o czym była mowa. Jak już zostało powiedziane, interesują nas sprawy zdarzeń prywatnych, samokontroli, a także Skinnera koncepcja zachowań werbalnych. To ostatnie zagadnienie jest ogromne. Skinner opublikował książkę Verbal behaviour, która była przedmiotem bardzo ostrej krytyki ze strony psycholingwistyków, głównie Chomskiego. Nas ta sprawa interesuje nie z racji tego, ile jest generalnie warta i jak ma się ona do innych propozycji z tego zakresu. Jest ona dla nas ważna z dwóch względów. Po pierwsze, jako przykład tego, jak ogólna teoria (koncepcja) zachowania da się konkretyzować w odniesieniu do pewnego szczególnego przypadku. Po drugie, jest nam potrzebna, żeby zająć się szczególnym fragmentem zachowania werbalnego, jakim są wypowiedzi traktowane jako wypowiedzi introspekcyjne.
Jak one się dadzą zinterpretować? Generalnie Skinner traktuje zachowanie werbalne w opozycji do ujęć tradycyjnych, w których zachowanie werbalne wiązało się z pewnym znaczeniem. W obrębie behawioryzmu interpretowano zachowanie werbalne na gruncie warunkowania klasycznego. To znaczy mówiono, że ktoś emituje pewne zachowania werbalne (używamy teraz sformułowań Skinnerowskich) na zasadzie warunkowania, ale rozumie to, co mówi, bo ma skojarzone na zasadzie warunkowania klasycznego z dźwiękiem, zachowaniem werbalnym pewne sensy w postaci np. przedstawień, idei. Skinner odrzucił takie interpretacje, tak jak odrzucił możliwości interpretacji zachowania w kategoriach warunkowania klasycznego. Mówił, że każde zachowanie (także werbalne) jest zachowaniem sprawczym, emitowanym, a jego emisja jest kontrolowana przez rozmaite środowiskowe i wzmocnieniowe zmienne. Taka definicja wyraźnie pokazuje, co jest dla sprawczego zachowania werbalnego charakterystyczne. Podam tutaj taki szczególny przypadek, aby pokazać, jaki jest u Skinnera poziom analizy: zachowaniem werbalnym jest markujący w czasie walki bokserskiej cios, ruch boksera, a nie jest ruch tego samego boksera, przy pomocy którego on goni muchę, która go dręczy. Owo markowanie mającego zajść ciosu jest tym, co nadaje temu zachowaniu werbalny charakter.
Tego typu analizy służą Skinnerowi do precyzyjnego określenia tego, co to są zachowania werbalne, a potem - jak to zostało wyraźnie sprecyzowane - to może zostać dokonana klasyfikacja. Skinner dokonuje interesującej klasyfikacji zachowań werbalnych i dzieli je na pewne klasy. Na przykład jest taka klasa zachowań werbalnych, które nazywa mandami (od???) i tu np. "idź" jest takim mandem. Inna klasa zachowań werbalnych, bardzo ważna z racji zakresu, to są tzw. takty. To są klasy zachowań, które nazywają przedmioty. Skinner, analizując takty, pokazuje, jak dzieci uczą się używać słów nazywających przedmioty. Są jeszcze zachowania, które Skinner nazywa audytorium. Te zachowania są emitowane, bo są uruchamiane przez pewne zmienne środowiskowe. Przypomina się tu myśl (czyja?), który kiedyś napisał... Bardzo interesująca forma zachowania werbalnego to tzw. autoklityki (?). (?) Takim przykładem autoklityki jest "nieprawda że"; jego emisja jest znacząca dlatego, jak słuchacz odbierze to, co jest po tym "nieprawda, że". Zatem są takie zachowania, które mają szczególny walor z racji tego, że określają reakcję słuchacza na to, co się po tym zachowaniu werbalnym jako inne zachowanie werbalne pojawi.
Generalna idea Skinnera jest taka, że emitujemy zachowania werbalne i zachowujemy się w tej emisji tak jak aktor, który grał na scenie w nie znanym dla siebie języku. Dobry aktor tak to robi, że widzowie nie zauważają, że on nie rozumie niczego z tego, co mówi. Skinner mówi, że my tak się zachowujemy - emitujemy, tak jak ten aktor na scenie, określone kwestie, kontrolowane przez to, co mówią inni "aktorzy", przez "rekwizyty", przez otoczenie, w którym się obracamy, ale nic nie rozumiemy z tego, co mówimy. Nie rozumiemy czyli nie mamy żadnych idei, skojarzeń czy przedstawień ani wyobrażeń, które miałyby być sensem tego, co emitujemy. Emitujemy zachowania werbalne kontrolowani przez wzmocnienia, oczywiście emitujemy je zgodnie z prawami trójczłonowej kontyngencji.
Teraz pozostaje pytanie: jak w tym kontekście da się ująć zachowanie typu zeznań introspekcyjnych? Te zachowania, które tradycyjnie były traktowane jako zeznania introspekcyjne, teraz mają być zinterpretowane jako zachowania werbalne. Skinner mówi, że są to zachowania werbalne typu samoopisu. Jak ktoś mówi, na przykład, "przypominam sobie" czy "boję się", to opisuje siebie. Pytanie: jakim prawidłowościom podlegają tego typu zachowania? Oczywiście ich emisja jest określona głównie przez warunkowanie instrumentalne. Nas szczególnie interesuje takie zachowanie werbalne zachodzące w sytuacji, gdy nic takiego, jak "banie się ", nie zachodzi, a więc nie ma nic, co mogłoby być opisywane. Skinner mówi, że można nauczyć jednostkę emisji określonych zachowań werbalnych tego typu, jak sprawozdania introspekcyjne, także wtedy, gdy nie ma tego, co miałoby być opisane. Zatem ktoś może powiedzieć "boję się", nawet gdy w rzeczywistości niczego takiego, jak "banie się", nie ma.
Jest u Skinnera taki bardzo ładny fragment (oczywiście Skinner nie jest w stanie skonstruować tego tak, jak by chciał) mówiący o tym, jak doszło do emisji takiego zachowania, jak: "myślę więc jestem". Skinner mówi tak: jedynie długa i skomplikowana historia wzmocnień prowadzi kogoś do mówienia o wrażeniach, wyobrażeniach i myślach. Tego rodzaju historia jest charakterystyczna jedynie dla pewnych kultur, nasza własna kultura ukazuje pod tym względem znaczne zróżnicowanie, wykształca ona skrajnego ekstrawertyka z jednej strony, a psychologa introspekcyjnego i filozofa z drugiej strony. Pewien rodzaj historii wzmocnień odgrywa tu zasadniczą rolę, Kartezjusz nie mógłby tak zacząć, jak myślał, że może, mówiąc cogito ergo sum. Musiałby zacząć jak dziecko, u którego środowisko werbalne wykształciło pewne ledwo uchwytne reakcje, z których jedną była cogito. (???) Jest to termin nieprecyzyjny nie dlatego, że zdarzenia, do których opis został wypowiedziany, są z konieczności nieokreślone, lecz dlatego, że zdarzenia te są niemal niedostępne społeczności werbalnej, która kształtuje cały opisowy repertuar werbalny.
Gdyby Skinner mógł, to starałby się zrekonstruować historię wzmocnień, która doprowadziła do cogito ergo sum. Skinner próbuje ująć uprawianie psychologii w kategoriach przez siebie zaproponowanych. Na pytanie: czym jest uprawianie psychologii, odpowiada, że jest zachowaniem emitowanym, tak jak inne zachowania da się w tych kategoriach ująć. Badanie zachowania jest zachowywaniem się i jako takie podlega określonym prawidłowościom.
BEHAWIORYZM W UJĘCIU ZURIFFA
Na tym kończą się nasze rozważania o Skinnerze. Przejdziemy teraz do charakterystyki behawioryzmu na sposób zaproponowany przez Zuriffa. Oczywiście będzie się tutaj także pojawiało stanowisko Skinnera jako jedno z możliwych stanowisk, już przez nas wcześniej dokładnie scharakteryzowane.
Nasz schemat jest następujący: mamy dokonać systematycznej, a nie historycznej analizy, czyli zrekonstruować behawioryzm jako pewien system, pokazując, co jest w nim zawarte, i ujmując to od strony tego, co w nim konieczne, a co tylko możliwe - a niekonieczne - by coś było behawiorytyczne, aby było behawioryzmem. Będziemy odwoływać się do czterech elementach składowych: filozofii nauki, filozofii umysłu, teorii zachowania i obecnych w behawioryzmie wątków ideologicznych.
Zuriff wychodzi od tego, że behawioryzm jest wewnętrznie niesłychanie zróżnicowany. Wobec tego zróżnicowania rodzi się więc
pytanie: kogo mamy traktować jako behawiorystę? Co mamy traktować jako behawioryzm? Żeby to ustalić, musimy dokonać szczegółowej analizy. Jak zauważa Zuriff, dobrze jest traktować behawioryzm i behawiorystów na kształt zdjęcia rodzinnego, na którym mamy członków rodziny, którzy pokazują (użyjemy tu sformułowania Wittgensteina?) rodzinne podobieństwo. Oczywiście przy całej różnorodności widać, że są z tej samej rodziny. Rodzi się tu pytanie o to, jakie rozmiary może osiągnąć ta różnorodność, jaki jest zakres i stopień tej różnorodności, żeby to jeszcze była jedna rodzina? Teraz jest pytanie, kogo można uznać za behawiorystę, co musi być w jego koncepcji, by był behawiorystą? Za Zuriffem można powiedzieć, iż najłatwiej przytoczyć przedstawicieli behawioryzmu wczesnego - Watsona i Weissa. Natomiast z neobehawioryzmem (z tym okresem, kiedy powstawały wielkie systemy) należałoby wiązać następujące nazwiska: Edward Ch. Tolman, Clark Hull i oczywiście Skinner, który dla nas funkcjonuje już w innym charakterze. Te wielkie systemy w behawioryzmie powstawały przed i po drugiej wojnie światowej.
Kiedy mówimy o neobehawioryzmie, to rodzi się kolejne pytanie - na czym polegała ta jego "nowość"? Jest to tym ważniejsze, że u Pongratza było wyraźnie powiedziane, że w behawioryzmie nastąpiła ewolucja, i tę "nowość" należałoby wiązać z operacjonizmem (operacjonistyczny behawioryzm był przeciwstawiony klasycznemu), z subiektywizmem (subiektywny był przeciwstawiony obiektywnemu) i z molarnością w ujęciu zachowania (molarny był przeciwstawiony molekularnemu). Sprawa wydaje się jednak bardziej złożona, gdyż niektórzy są skłonni twierdzić, iż nie ma jednolitego neobehawioryzmu, są różne neobehawioryzmy, jaki i neoneobehawioryzmy - jak gdyby była kolejna "generacja".
W behawioryzmie mamy do czynienia z liberalizacją pierwotnych, bardzo radykalnych założeń wyjściowych. Jak daleko może się posunąć ta liberalizacja, by coś zliberalizowane było jeszcze behawioryzmem? Co się zmieniło w behawioryzmie radykalnym, że stał się neobehawioryzmen? Na te problemy mamy być szczególnie wyczuleni.
Mamy tutaj mówić o trzech wielkich kompleksach spraw:
- behawiorystycznej filozofii nauki,
- behawiorystycznej filozofii umysłu,
- behawiorystycznej teorii zachowania.
BEHAWIORYSTYCZNA FILOZOFIA NAUKI
Już na początki mamy do czynienia z potwierdzeniem tego, że to metodologia, czy jeszcze mocniej - epistemologia, filozofia nauki określa to, co kto robi i jak robi. Punktem wyjścia charakterystyki jest krytyka introspekcji. Ale jeśli nie introspekcja - a to nie tylko sprawa pewnej techniki badawczej, lecz także i języka, przy pomocy którego się rezultaty doświadczania wewnętrznego sprawozdaje - to co? Behawioryści przyjmowali, że istnieje jeden typ doświadczenia - doświadczenie zewnętrzne - oraz to, co w nim jest dostępne, a także język obserwacyjny. To jest pewna możliwość - język obserwacji, język, w którym się mówi o przedmiocie badania.
Istnieje pewna odpowiedniość między typem badania - to jest spostrzeganie zewnętrzne, językiem obserwacyjnym i oczywiście dostępnym przedmiotem badania (?).
Jednak ta obserwacyjność, która wydaje się tutaj w punkcie wyjścia czymś oczywistym, nie budzącym wątpliwości, tak naprawdę jest czymś niesłychanie złożonym. Punkt dojścia jest taki - nie mówi się o języku obserwacyjnym, tylko - w jego miejsce wprowadza się język danych behawioralnych. To sformułowanie jest dla nas ważne nie tylko dlatego, że odchodzi się od tego zwrotu - język obserwacyjny, lecz także dlatego, że w tym sformułowaniu widać wyraźnie ten związek między językiem, w którym zdaje się sprawę z tego, co zostało zbadane, a sposobem badania. Pozostaje pytanie, jaki jest ten język danych behawioralnych? Pierwsze, co się nasuwa, to to, że jest to język fizyki czy ewentualnie fizjologii. Mówi się o fizykalnych czy fizjologicznych opisach. Zachowanie mogłoby być opisywane w takich właśnie fizykalnych czy fizjologicznych terminach. Jednak ten fizykalizm behawiorystów razi.
Tu docieramy do niesłychanie ważnej sprawy. Tendencje do opisu fizykalnego czy fizjologicznego opierają się na pewnym założeniu, które jest dziś dla behawiorystów co najmniej dyskusyjne, mianowicie na założeniu o wyjątkowej pozycji ontologicznej właściwości fizycznych zachowania. Fizyczne właściwości zachowania zdają się dzisiaj nie mieć dla psychologów tej wyjątkowej pozycji, którą by im tendencja do takiego wizualnego opisu miała zapewniać. Behawioryzm wiązany był ogólnie z pozytywizmem, ale ten neobehawioryzm i to, na czym się teraz koncentrujemy - behawioryzm - rozwijany w latach trzydziestych wiązał się z neopozytywizmem Koła Wiedeńskiego. Dla neopozytywizmu niesłychanie ważny był postulat jedności nauki i języka nauki, zatem na tym gruncie oczywiste mogłoby się wydawać, że psychologowie powinni zaakceptować fizykalny język opisu, bo przecież ten język nauki umożliwia jedność nauki, połączenie psychologii z innymi naukami. Jakie więc warunki muszą być spełnione, by jakiś język, nie będąc językiem fizjologicznym, był opisem w języku danych behawioralnych? Generalnie - i to jest tradycja Watsonowska - muszą być spełnione dwa warunki empiryczności oraz obiektywności.
Zatem jakiś język jest do zaakceptowania, mimo że nie jest to język fizykalny, jeśli spełnia w/w warunki. To są warunki wyjściowe. Pojawia się pytanie: jak ustalić, czy coś te warunki spełnia? Jak eksplikować ową empiryczność i obiektywność? Wśród psychologów wykształtowała się tendencja, żeby nie ustalać a priori rozumienia empiryczności i obiektywności, natomiast ustalać je a posteriori - czyli przyjrzeć się temu, co jest traktowane jako empiryczne i jako obiektywne przez psychologów. Ten zabieg może się wydawać dyskusyjny. To jest realizacja takiej sugestii: jeśli chcesz wiedzieć, czym się psychologowie zajmują, to nie pytaj, co to jest psychologia, tylko idź zobacz, co robią psychologowie. Tak samo tutaj - jak chcesz się przekonać, co dla psychologów jest obiektywne i empiryczne, to zobacz, co oni robią, i przekonasz się, jakie jest ich rozumienie tych terminów. To jest właśnie ustalanie aposterioryczne tego, co jest dla psychologów empiryczne, a co jest obiektywne.
Do tych dwóch warunków wyjściowych zostaje stosunkowo szybko dołączony warunek trzeci, o bardzo specyficznym charakterze, który wzmacnia jeszcze to właśnie aposterioryczne rozumienie - a mianowicie warunek użyteczności. Ostatecznie liczy się to, co jest użyteczne. Miarą użyteczności jest postęp czy rozwój psychologii jako nauki. Jako taki przykład można potraktować behawioryzm molarny czy molarny charakter charakterystyk zachowania (Tolman).
Tu należy wprowadzić niewielką dygresję. Jest u Tolmana fragment, w którym mówi on, czym jest dla niego zachowanie i jak ma być opisane.
Zachowanie nie jest dla mnie sprawą skurczów mięśni, ani wydzielania gruczołów, jest czymś, co stanowi unikalny układ nowych właściwości, właściwości opisowych, które są jakoś skorelowane z aktywnością mięśniową i gruczołową, ale zachowanie jako takie per se jest od nich różne. Zachowanie ani jako takie, ani opisane nie może być ujęte w kategoriach, w jakich się opisuje ruchy, ani opisane w kategoriach, w jakich się opisuje ruchy. Nie da się sprowadzić do aktywności mięśniowych czy gruczołowych, nie może być opisane w terminach, w których się opisuje aktywność mięśniową czy gruczołową. Muszą być jakieś specjalne terminy, które by zdawały sprawę z tego, że zachowanie jest unikalnym zestawem, układem pewnych właściwości, właściwości opisowych. Zachowanie ma więc molarny charakter i ma być opisywane w terminach, które z tego molarnego charakteru zdadzą sprawę. Te właściwości strukturalne są właściwościami opisowymi, czyli są bezpośrednio dostępne, gdy ja się zachowaniu przyglądam. Ja mam tylko zdać sprawę z tego, jak ono mi się jawi, a na planie dalszym pozostaje to, w jaki sposób te właściwości opisowe są związane z aktywnością mięśniową czy gruczołową, to nam mówi zaledwie, że one są skorelowane. W ogóle nie poruszamy tego, jak się ma zachowanie, czyli molarna całość, do aktywności mięśniowej czy gruczołowej. Ten molarny opis został zaakceptowany jako spełniający warunki i empiryczności i obiektywności, okazał się użyteczny. W związku z tą użytecznością zwraca się uwagę na taktyczny charakter i walor decyzji, które określają, że coś jest empiryczne, coś jest obiektywne. Momenty taktyczne przesądzają o tym, co i jak jest tutaj traktowane.
Dotknęliśmy tu sprawy funkcjonowania opisów fizjologicznych w psychologii. Nawet u Tolmana było powiedziane, że zachowanie jakoś koresponduje z aktywnością mięśniową i gruczołową. Jest pytanie: jak ta aktywność i jej opis ma funkcjonować w psychologii? I to jest sprawa, która się z racji tej pokusy opisów fizykalnych czy fizjologicznych ustawicznie przez psychologię przewija. Generalnie behawioryści są dzisiaj skłonni robić użytek z takich opisów fizjologicznych. Nie są za wykluczeniem fizjologii z nauki o zachowaniu. Cały czas u niektórych przewija się ten postulat jedności nauki i właśnie to sięganie do fizjologii ma być środkiem do realizacji tego postulatu.
Pojawia się też tutaj pewien bardzo interesujący kontekst. Mianowicie chodzi o to, że dane fizjologiczne mają charakter heurystyczny dla psychologii. Żeby pokazać, jaki ten walor jest, trzeba teraz, wyprzedzając pewne rzeczy (jesteśmy teraz na poziomie opisu zachowania), przejść do tego, jak zachowanie jest wyjaśniane. Przedstawimy rekonstrukcję wyjaśnienia zachowania, która została dokonana przez (KOGO?). To jest bardzo adekwatna w stosunku do tego, co robili neobehawioryści, rekonstrukcja. (X?) mówi, że pełne wyjaśnienie zachowania jest procesem dwufazowym. Kolejność tych etapów jest sprawą drugorzędną. Jeden z tych etapów jest bez wątpienia psychologiczny, drugi co do swego charakteru jest już dyskusyjny (?) - to znaczy jest wątpliwe, czy to psychologowie mają ten drugi etap wyjaśniania realizować, czy też ma to robić kto inny. To, co tutaj fizjologiczne (a co może być pierwszą albo drugą fazą - nie istotna jest chronologia), sprowadza się do wyjaśnienia funkcjonalnego, czyli jest odniesieniem zachowania do tego, co z zewnątrz, co w środowisku - do zmiennych środowiskowych, zmiennych sytuacyjnych, a także do stanów wewnętrznych jednostki, która się zachowuje. Funkcjonalność polega na tym, że te stany wewnętrzne, do których zachowanie jest odniesione, są charakteryzowane, identyfikowane i definiowane w kategoriach tego zachowania, z którym są związane. Zatem punktem dojścia tej fazy wyjaśniania jest funkcjonalna charakterystyka tych wewnętrznych stanów. One są ujęte tylko i wyłącznie jako określające czy współokreślające zachowanie jednostki. Sama jednostka w tej fazie jest ujęta jako urządzenie do emisji określonych zachowań w określonej sytuacji przy określonych stanach wewnętrznych.
Pierwsza faza ma ten charakterystyczny walor poznawczy, że tych możliwych teorii wewnętrznych stanów jest nieskończenie wiele. To, że proponujemy dokładnie ileś tych wersji, wersji tego, jak to się w organizmie mogłoby zrealizować, to jest tylko sprawa naszych ograniczonych możliwości poznawczych. Druga faza ma określić, która z tych możliwych teoretycznie wersji faktycznie się w organizmie jednostki realizuje. Teraz widać wyraźnie, do czego potrzebna jest wiedza o fizjologii organizmu. Z tych teoretycznych modeli teorii pierwszej fazy będziemy wybierać tę konkretną w oparciu o znajomość organizmu. Wiemy, że tak zbudowany organizm tylko takie postaci realizacji tych funkcjonalnie zdefiniowanych stanów może zapewnić. Niektóre możliwości teoretyczne są generalnie wykluczone. Jest zatem tak, że ten drugi fragment wyjaśnienia jest zależny od naszej wiedzy na temat organizmu. Gdy pytam, na przykład, na który z tych sposobów się realizuje głód jako pewien hipotetycznie przyjęty, funkcjonalnie określony stan, to muszę znać budowę organizmu. Istotne jest teraz to, że mając określoną wiedzę o organizmie, możemy mieć pewne pomysły co do tego, jak wygląda funkcjonalnie zdefiniowany ten stan. Możemy idąc od wiedzy o budowie i funkcjonowaniu organizmu formułować te teoretyczne modele funkcjonalnie zdefiniowanych stanów, które była mowa w fazie pierwszej. To jest ta heurystyczna wartość, heurystyczny walor wiedzy o organizmie, o jego funkcjonowaniu.
Po tej dygresji przechodzimy teraz do określenia, jak ma wyglądać ten język danych behawioralnych. Rozważane są tutaj rozmaite rzeczy, na przykład, to, że wiedza na ten temat jest oparta na empirycznych badaniach nad spostrzeganiem, nad funkcjonowaniem poznawczym człowieka. Zakłada się w psychologii, że wiedza o poznawaniu, a głównie o spostrzeganiu, może tutaj być przydatna. Przydatny może być ten fragment tej wiedzy, który mówi o uwarunkowaniu spostrzegania przez wiedzą na temat przedmiotu spostrzegania - uwarunkowanie obserwacji przez teorię przedmiotu.
W rezultacie mówi się, że terminy, które składają się na język danych behawioralnych, należy rozpatrywać od strony ich obserwacyjności i teoretyczności - stopnia obserwacyjności i stopnia teoretyczności.
Generalnie behawioryści są skłonni budować tutaj pewne continuum tych terminów oparte na tym wymiarze obserwacyjności i teoretyczności. Jednym krańcem tego continuum byłyby terminy czysto obserwacyjne, a drugim terminy czysto teoretyczne, a każdy termin, który składałby się na taki język danych behawioralnych, byłby możliwy do zlokalizowania w jakimś momencie tego continuum, bliżej jednego lub drugiego końca. O tej lokalizacji decydowałaby intersubiektywna zgodność psychologów co do tego usytuowania. Teraz mamy do czynienie z bardzo interesującym konkretnym przypadkiem czegoś o wiele bardziej ogólnego. Mianowicie ten obiektywizm, który jest jednym z warunków, zostaje tutaj przetłumaczony na intersubiektywność. Obiektywne jest to, co intersubiektywnie zgodne. To jest konkretny przykład, jak realizuje się postulat użyteczności. Obiektywne zostaje przetłumaczone na intersubiektywnie zgodne i od tej pory to, co do czego godzą się psychologowie, jest traktowane jako obiektywne, bo jest użyteczne. Gdyby chcieć teraz podsumować, to trzeba by powiedzieć, że nie ma takiego układu właściwości, który byłby w stosunku do innych właściwości jakoś uprzywilejowany. Uprzywilejowany w tym sensie, że oddawałby to, jaki przedmiot faktycznie jest, a więc jakie jest konkretne zachowanie. Nie ma zatem żadnego terminu, który by zdawał sprawę z tego, jaki faktycznie jest przedmiot. Natomiast terminy, które są tutaj dopuszczone i traktowane jako obiektywne, to te, co do których istnieje obiektywna zgoda.
Jest to już sygnał tego, że psychologowie zgodzą się na rozmaite poziomy opisu zachowania - biorąc pod uwagę te rozmaite układy właściwości, które w tych opisach zostają ujęte. To, co dałoby się jeszcze powiedzieć na temat tego, jak się konstruuje taki język danych behawioralnych, sprowadza się do charakterystyki punktu wyjścia, a potem do rozważania rozmaitych możliwości, do ewentualnego ich odrzucania czy korzystania z nich w takim czy innym stopniu. Jak miałby wyglądać taki wyjściowy opis zachowania, jakby została wyodrębniona ta całość, która miałaby być opisana, pewien fragment zachowania jednostki oddzielony od wszystkich innych fragmentów? Co ma być w tym opisie wypunktowane?
Można powiedzieć, że w punkcie wyjścia nie ma być odniesień do takich opisów zachowania, które odnoszą je do czegoś, co jest wobec tego zachowania zewnętrzne. Dalej, jako pierwsza możliwość nasuwa się to, że język danych behawioralnych może być językiem działań. Język działań zakłada, że to, co jest w nim opisane, ma charakter działania, czyli nie jest redukowalne do zachowania rozumianego fizjologicznie. Jest czymś innym od zachowania rozumianego fizjologicznie, jest działaniem. Dlatego musimy mieć inny język, że to, co w tym języku jest opisane, jest do zachowania jako kompleksu ruchów nieredukowalne. Są tacy psychologowie, którzy mówią, że taki język działania zakłada, że zachowanie jest działaniem. Jeżeli zaczniemy dociekać - działaniem to znaczy czym? - to dojdziemy do sprawcy tego działania. Action pochodzi od łacińskiego agere - działać - i od aktora, który jest sprawcą tego działania. Wprowadzamy tu całą problematykę sprawcy tego działania i sprawstwa. Bo to nie jest coś, co się komuś przytrafia, tylko to jest jego, tego kogoś działanie.
Z drugiej strony wyraźnie widać, na przykład, u Tolmana i u innych takie opisy zachowania, które traktują zachowanie jako działanie. Z ostatnich lat życia Tolmana pochodzi taki słynny tekst, który został opublikowany w pracy zatytułowanej Ogólna teoria działania. Mówi się tak o aktorze jako tym, kto realizuje działania. Czy więc posługiwać się takim językiem działań, czy też nie? Zwraca się uwagę na to (i to jest kolejny moment użyteczności), że ten język wobec kategorii działania neutralny jest niesłychanie trudny do zrealizowania. Trudno jest opisać zachowanie, nie posługując się językiem działania. Niektórzy są skłonni twierdzić, że jeżeli istnieje tylko zgoda co do tego opisu zachowania w kategoriach języka działania, to należy się takimi opisami posługiwać.
Inna możliwość, jaką psychologowie rozważają, to możliwość tzw. intensjonalnych opisów (?). Można by tu się posłużyć terminem intencjonalny, ale pozostaniemy przy terminie intensjonalny, aby nie tworzyć skojarzeń w niewłaściwym kierunku, aczkolwiek jest to jakieś nawiązanie do Brentany i jego koncepcji intencjonalności.
Mówimy o języku intensjonalnym, na przykład, wtedy gdy mówimy, że zwierzę zdobywa pokarm, a tego pokarmu nie ma, ani nie ma czegoś, co byłoby oczekiwane. Pytamy wtedy: jak można opisać to zachowanie skoro nie ma przedmiotu, z którym związki zachowania miały być w opisie uzgodnione? Przedmioty tych zachowań mają ten intencjonalny charakter. To jest moment, który dla wielu psychologów przemawia przeciwko temu językowi, ponieważ nie ma realnych przedmiotów. Mówimy, że ich interpretacje są w świadomości - i znowu tutaj wprowadzamy język intencjonalny. Tolman jednak nie miał żadnych obiekcji, aby tak opisywać zachowanie. Mówi on, że każde zachowanie ma swój przedmiot, który ma być ujęty jako korelat zachowania jednostki. Ci, którzy odrzucają intensjonalność, robią to nie tylko z powodu świadomościowych skojarzeń, ale także z tego powodu,
że w tego typu języku jest zbyt wiele interpretacji, a za mało obserwacji. Te terminy intensjonalne byłyby więc za blisko zlokalizowane tego teoretycznego krańca naszego continuum.
Kolejna możliwość, którą się rozważa, to opisywanie zachowania w kategoriach wyniku, do którego to zachowanie doprowadziło, a nie w kategoriach ruchów. To, co tutaj znaczące, to wyjście poza fizjologię - opis zachowania w kategoriach osiągniętych stanów rzeczy abstrahuje od tego, jakie ruchy doprowadził do osiągnięcia danego stanu rzeczy. Taki był Skinnerowski opis zachowania - zachowanie wyróżnia się ze względu na osiągnięte skutki, abstrahuje się od tego, jaka jest konkretna struktura zachowania, które do określonych skutków prowadzi. Kolejna możliwość to opisywanie zachowania w kategoriach celowości - mówimy o języku celowościowym (purposive language). Jest to język, który wprowadził do behawioryzmu Tolman. Tolman używał go, bo nawiązywał do tradycji neorealistycznej Perrego (?) i pokazywał, że celowość zachowania nie jest skutkiem tego, za nim tkwi jakiś cel, tylko że celowość jest immanentną cechą zachowania, molarną cechą zachowania, molarną jakością, którą ja w zachowaniu jak wszystkie inne właściwości opisowe jestem w stanie wypatrzyć. Taka jest opisowa, nie wychodząca poza zachowanie eksplikacja celowości.
Tolman w swej eksplikacji celowości sprowadzał ją do uporczywości. Widać celowość zachowania w uporczywości, z jaką zachowanie się rozwija, aby uzyskać pewien stan rzeczy. Zgodnie z tym ujęciem, celowość ma charakter empiryczny, nie jest żadnym dodatkiem ze strony badacza. Badacz identyfikuje celowość zachowania i jest to opis obiektywny, empiryczny. Generalnie psychologowie są skłonni przyjąć mnogość i różnorodność opisów na różnorodnych poziomach realizowanych. Zatem istnieją różne porządki czy poziomy opisu - coraz wyższych rzędów. Można mówić o continuum molarnych opisów zachowania, bo istnieje tutaj ciągłość.
9