[1]
Wierszyku
Wierszyku, sosenko
W dwóch piorunach,
Kamyczku u brzegu, strączku lilii,
Kto cię przeczyta?
Kto obejmie?
Karol Maliszewski.
[2]
Tekst na zamówienie
Jej powietrze jest klarowane dłutem, to Polska.
W spojrzeniu ukrywa głóg na złomowisku, to Polska.
Błoto, jelenie, szczęk ognia w pszenicy, to Polska.
Turbina na maź braną z kotłowni, to Polska.
Listopad w małym, tłustym, księżycu, to Polska.
Klaser do pająków na zebraniu Rady, to Polska.
Wibr pozostały po urwanym znoju, to Polska.
Zająknięcie w dokładnie utraconej chwili, to Polska.
Bażant, ta kura z turbosprężarką, to Polska.
Jeż i dwoje małych, to w pełni Polska.
Jeż i dwoje małych, to w pełni brak Polski.
Bażant, ta kura z turbosprężarką, to brak Polski.
Zająknięcie w dokładnie utraconej chwili, to brak Polski.
Wibr pozostały po urwanym znoju, to brak Polski.
Klaser do pająków na zebraniu Rady, to brak Polski.
Listopad w małym, tłustym, księżycu, to brak Polski.
Turbina na maź braną z kotłowni, to brak Polski.
Błoto, jelenie, szczęk ognia w pszenicy, jest brakiem Polski.
W spojrzeniu ukrywa głóg na złomowisku, ten brak Polski.
Jej powietrze jest klarowane dłutem, to brak Polski.
(uwaga techniczna dla ewentualnego translatora: w wypadku tłumaczenia tego tekstu na dowolny język, proszę o przekład terminów „Polska” i „brak Polski” na ekwiwalent miejscowy; np. w wypadku tłumaczenia na szwedzki jako „Szwecja”, „brak Szwecji”.)
[3]
Polska
Najpierw jestem reducentem pamięci. Potem odsypiam to
Zachłystując się sobą. Sucho. Strop
Zawahania, jedyny dach nad głową. Baczność
I samoobrona, cała gama prawa. To ich
Pokarm ale ja jestem złodziejem. Słowo
Za słowem w pauzach nienawiści kiedy
Zdarza mi się milczeć dla wprawy w oddychaniu
Przez twój sen, twoim mężczyzną, ciałem,
Dziećmi, pieniędzmi. Nadzieją zwierząt,
Śmierć za głód.
Zostanie ci rozwleczony
Trop. Odparzenie. Wiatr rozwiewający to szkło
W rzężeniu brane za powietrze, język, łożysko, próg
Domu, granicę, ty bierzesz za swoje życie. To
Wszystko metal, stop mięsa i ziemi. Nie
Pokarm, którym pacyfikuje się pamięć gatunku,
Głupi ból ściągający do siebie już do ni-
Czego mu potrzebnymi rękami oracza,
Pamiętaj, że żywię go tobą, twoją siłą, strachem,
Wiatr nie pozwoli podążyć naszym śladem.
W tym jednym uścisku jesteśmy straceni.
To wszystko metal, stop mięsa i ziemi.
[4]
Wojna (pieśń lisów)
Jestem twoim gorszym bokiem, jaskrawym przeoczeniem
W obronie, to ja zostawiam ślady
Tak blisko kryjówki, które ty zacierasz do wody w pęcherzach.
W jamach tego lasu zbiera się tylko pył i ziarna sosen.
Grzyby znaczą groby. Most
Legł na dnie, byłym dnie, sarny szczekają głośniej.
A najgłośniej lisy. Nie ma zła w niewidzeniu barw.
Ogród i dom, miraże.
Nie mordowałyśmy od końca karmienia.
[5]
Podsiadło
Podjąłeś język. To władza
Wbrew sobie dostrzec brzeg,
Martwy jamochłon dzwon.
W kościach kuli się dzwon
Bez serca, język o brzeg
Czaszki, cała jego władza.
Uśpiła cię władza.
Sepsa objęła Brzeg.
Język to sznur pod dzwon.
[6]
Oś snu, która wykręca ciało
Oś snu, która wykręca ciało
Bez tchu, cały refleks spojrzenia
Skierowany przeciwlegle do ziemi.
Tu już nie ma życia. Jego pamięć
Jest płytsza od kloacznej muzyki
Choćby w najjaskrawszej ciszy
Końca. Bo przedeń nie było ciszy
Dla której oddawalibyśmy się ziemi
W poszukiwaniu utrwalonego przez pamięć
Życia, gdzie uwikłaniem w spojrzenia
Potrafiłaś się bawić bez muzyki
Samą treścią wtłoczoną ci w ciało
Mocą trwogi o to pierwsze ciało,
Spokojna już, że zwodzi cię pamięć
Źle wykrojonym łachmanem spojrzenia,
Nagle odkryte pod tą warstwą ziemi,
Spod której masami w porażającej ciszy
Wydłubywaliśmy glisty martwe od muzyki
Kto mówi, że hardtek, po prostu muzyki
Odrywającej tęczówkę od spojrzenia
Jak każdy organizm trawi ciało
Obce aż zeń wypłynie najpierwsza pamięć
Podskórnie tłumiąc w mrowiącej ciszy
Groźbę życia, ślad w spalonej ziemi
Tam, gdzie obczyszczamy buty z ziemi.
Przemilczałaś prawdę, że to moje ciało?
Bez niej zapadniesz w pamięć
Wyprzedzaniem myśli, które w rytm muzyki
Nachodzą cię zewsząd bez nadziei ciszy
Poprzedzającej niewczesny odwrót spojrzenia.
Daruj sobie, to niewarte spojrzenia
Porzucone jak idea ciało
Nie cofnie języka do ust bez muzyki.
Dlatego chowamy je w ciszy
Świadomi jak mało tu ziemi.
Mówiono, że to nazywa się pamięć.
Brzydota muzyki nie skrzywi spojrzenia.
Zapadnij, ciszy. Wyloguj ciało.
Tak, należy się ziemi pamięć.
[7]
(tornada do czytania w dowolnej kolejności linijek)
Ślepiec-pasożyt, dla którego to piekło
Ślepiec-pasożyt, dla którego to piekło:
Ciało w oddechu otwarte na niebo
Oblepiające potem wykrwawione wargi
Jak para dla soli język w język
Zlizywana z lustra. Tak w cieniu
Miłości dojrzewa żółć nieskończonego
Łaknienia i sypie się popiół spod powiek
Pierwszego dnia, jaki dane znieść. Nie ma
Żadnego Południa; to noc, w jej skórze wszy-
Policjanci mają się za przewodników, wizja
Tła odpycha do głębi i aż po kres skali
Ogromnieje rezonans tej ciszy, która zastała
Nas żywych i nie masz już zębów
Jak ryż w garnku kobieto mojej śmierci i
Dobrze ci w czerwonym do mdłości.
Wrocław, 7.01.07
[8]
Źródło
Strumień kobiet sprzed Biedronki
Wpływa do martwych mieszkań
Strumienia mężczyzn zza Biedronki
8.01.07.