Richard Rorty
OSOBNE ŚWIATY CZY OSOBNE SŁOWA?*
Konsekwencje pragmatyzmu dla badań literackich
*artykuł od strony formalnej jest wywiadem, dlatego też zachowam taką formę
E.P.Ragg: Rozpocznę od pytania o holizm, który bez wątpienia nie jest tym samym co interdyscyplinarność. Twierdzisz, że holizm oznacza raczej „niewiarę we wszelkie przedsięwzięcia epistemologiczne. Co przez to rozumiesz?
Richard Rorty: Traktuję holizm jako pogląd, w myśl którego ludzie zmieniają swoje przeświadczenie po to, by uzgodnić je z innymi przeświadczeniami , by osiągnąć coś w rodzaju równowagi między przeświadczeniami i pragnieniami - i to w zasadzie wszystko, co można powiedzieć na temat poszukiwania wiedzy.
E.P.Ragg: Holizm jest oczywiście naturalna konsekwencją pragmatyzmu. Czy można by powiedzieć, że myślenie holistyczne jest w pewnym stopniu myśleniem literackim?
Richard Rorty: Nie sądzę. Lepiej powiedzieć, że myślenie holistyczne jest rzeczą wyobraźni.
E.P.R: Czy jako pisarz powiedziałbyś, że twoje dzieło było traktowane holistycznie?
R.R.: Moje rzeczy demaskują pewne poglądy, które różni wcześniejszy filozofowie próbowali narzucić naszej kulturze. Moimi czytelnikami są ludzie, którzy próbują uwolnić się od poglądów przyjętych bez większego entuzjazmu w młodości.
E.P.R.: Jednym ze znamion twojego holistycznego pragnienia, by myśleć o filozofii w kategoriach krytyki literackiej, jest tendencja do określania największych filozofów mianem „silnych poetów”. A jednak autorzy, których omawiasz to z reguły powieściopisarze (Nobokov czy Orwell). Dlaczego zrezygnowałeś z omawiania poezji? Czy Bloomowska kategoria „silnych poetów to jedynie wygodna metafora?
R.R.: Tak, jest to kategoria, którą pożyczyłem od Blooma, a potem rozszerzyłem nieco jej znaczenie. Posługuje się tym terminem na określenie każdego, kto ma wystarczająco dużo wyobraźni i odwagi, by odnowić swoją dziedzinę, by zmienić sposób, w jaki patrzymy na rzeczy.
E.P.R.: Wedle jednego z argumentów przedstawionych w „Przygodności, ironii i solidarności” (książka autorstwa R.R.), czytanie książek rozwija empatię. Ale czy takie stanowisko nie jest zbyt idealistyczne? Czy nie jest tak, że pragmatyści chętnie zgodziliby się z tezą, że komunikacja literacka zależy od skrzyżowania słowników i od możliwości osiągnięcia „intersubiektywnego porozumienia”, że jako ironiści nie możemy być pewni, czy wykorzystane przez nas języki potrafią sprostać takiemu celowi jak możliwość empatii?
R.R.: Myślę, że konieczność intersubiektywnego porozumienia jest doskonale zgodna z faktem, że czytanie powieści może doprowadzić całą masę ludzi do zmiany ich zorganizowanego zespołu wyobrażeń [gestalt switch].
E.P.R.: Bardzo często zarzucałeś takim filozofa jak Derrida czy Heidegger, że myślą o właściwościach języka w kategoriach metafizycznych. Chodzi mi tutaj o to, co Richard Poirier nazywa „iluzją możliwości literatury”, a także o błędne wyobrażenie pojawiające się w nauczaniu humanistycznym, zgodnie z którym czytanie książek czyni z nas lepszych ludzi.
R.R.: Wydaje mi się, że one często czynią z nas lepszych ludzi. Nie rozumiem, dlaczego Poirier myśli, że to iluzja.
E.P.R.: Jakimi kryteriami posługuje się pragmatysta, kiedy czyta tekst literacki?
R.R.: To nie jest najlepsza pozycja, by nakładać na tekst jakieś kryteria. Ale z pewnością nie można uniknąć podchodzenia do tekstu bez określonego zestawu kryteriów. Żaden czytelnik nie może podejść do tekstu bez odpowiedniego przygotowania, ale dobry czytelnik zawsze pozwala tekstowi dominować nad przygotowaniem, a nie na odwrót.
E.P.R.: Wydaje mi się, że Poirier chce odejść od idei, wedle której literatura posiada jakiś moralny fundament. Czy nie wydaje ci się, że pragmatyzm ma ciągle pewne rzeczy do zaoferowania badaczom literatury?
R.R.: Nie, nie sądzę, żeby to było możliwe. Traktuję pragmatyzm jako filozofię terapeutyczną - jest to terapia pomagająca uwolnić się od pewnego sposobu myślenia narzuconego przez wcześniejszych filozofów.
E.P.R.: Wydaje mi się jednak, że pragmatyzm posiada wymiar terapeutyczny wtedy, gdy dostarcza nam wygodnego słownika do rozmowy na temat innych słowników.
R.R.: Zawsze mi się wydawało, że uszczupla zasób słownictwa niż go wzbogaca. Pragmatyzm ma być lekarstwem, które neutralizuje wcześniejsze lekarstwa, ale jednocześnie nie pozostawia po sobie żadnego śladu w krwiobiegu.
E.P.R.: Teraz chciałbym cię zagadnąć o nadużywaną frazę: „banalność pragmatyzmu”. Zacznę jednak od oskarżenia o relatywizm. Uważasz, że debata nad relatywizmem i obrona pragmatyzmu przed zarzutami o relatywizm są ważne?
R.R.: Wydaje mi się, że pragmatyści powinni ciągle powtarzać, iż nieistnienie absolutu, nie oznacza, że wszystkie poglądy są sobie równe.
E.P.R.: Pragmatyzm nie był tak popularny jak inne dyskursy. Czy stało się tak dlatego, że pragmatyzm jest zbyt holistyczny?
R.R.: Wszyscy mamy serdecznie dość schematycznej krytyki, że nie musimy się więcej przejmować teoriami literackimi. A już na pewno tym, czy pragmatyzm jest jedną z nich.
E.P.R.: Być może znajdujemy się teraz w momencie pragmatycznym , jeśli chodzi o sposób, w jaki ludzie podchodzą do tekstów?
R.R.: Myślę, że pragmatyzm przyczynił się do tego w niewielkim stopniu.
E.P.R.: Czy zgodziłbyś się z tezą, że nasz światopogląd albo filozoficzne założenia, które mamy, wpływają na sposób w jaki czytamy teksty?
R.R.: Myślę, że naprawdę ciekawi krytycy nie zawracają sobie głowy poszukiwaniem filozoficznego usprawiedliwienia dla swoich powinowactw z wyboru.
E.P.R.: Można zauważyć, że bardziej zaangażowani krytycy mają holistyczne intencje, kiedy rozważają, do jakiego stopnia teksty poetyckie, którymi się zajmują, które lubią, stykają się z innymi dziedzinami dyskursu.
R.R.: Powinni po prostu powiedzieć cos takiego: „Jeśli lubisz tego poetę, być może polubisz tego filozofa”.
E.P.R.: W „Filozofii jako rodzaju pisania” zauważasz, że „tradycja ontoteologii” jest ciągle podtrzymywana przy życiu przez radykalne krytyki wcześniejszych projektów filozoficznych, co prowadzi do sytuacji, w której owe krytyki zaczynają niebezpiecznie dominować jako wzorcowe słowniki posiadające własne prawa. Czy pragmatyzmowi grozi podobne ubóstwienie? Czy może uniknąć ubóstwienia dzięki zainteresowaniu językiem?
R.R.: Może, ale z innego powodu. Filozofowie mogą się zajmować językiem na dwa różne sposoby. Pierwszy - Wittgensteinowski - polega na tym, że traktuje język jako coś zwyczajnego, a nie jako temat filozoficznych dociekań. Drugi traktuje język z taką samą powagą, z jaką zwykliśmy się odnosić do doświadczenia , wiedzy czy świadomości.
E.P.R.: W innym eseju - „Idealizm i tekstualizm” - argumentujesz, że dwudziestowieczna obsesja na punkcie tekstu jest kontynuacją dziewiętnastowiecznego idealizmu, który zainicjował krytykę fundamentalistycznego statusu nauk empirycznych. Jak opisałbyś współczesne praktyki słabych i silnych tekstualistów? Czy słabi czytelnicy wciąż obarczają autorów mocnym statusem epistemologicznym?
R.R.: Nie mam pojęcia (ja też). Może epistemologia nie cieszy się już powodzeniem wśród badaczy literatury, ponieważ badania kulturowe wzięły nad nią górę.
E.P.R.: To prowadzi nas ponownie do dialogu między literaturą a filozofią, a także do kwestii, w jakim stopniu obie dziedziny mogą być użyteczne. Często krytykowano cię za rozdział sfery prywatnej i publicznej. Prowadzona przez ciebie krytyka akademickiej lewicy doprowadziła do tego, że zgodziłeś się z opinią Howe'a, wedle którego problem z badaczami literatury polega na tym, że „nie interesuje ich przejęcie rządu; interesuje ich jedynie przejęcie wydziału literatury angielskiej”.
R.R.: Nie sądzę, żeby jakakolwiek dyscyplina akademicka, którą się akurat zajmujesz, miała szczególny związek z twoim zainteresowaniem kwestiami społecznymi czy też twoją aktywnością obywatelską.
E.P.R.: Zależy ci na tym, by oddzielić od siebie sferę polityczną i sferę prywatną, jak również na tym by ludzie wiedzieli, w jakiej sytuacji wykorzystywać różne słowniki. Czy oznacza to, że pragmatyzm jest holistyczny jedynie na poziomie użyteczności?
R.R.: Chodzi o sposób, w jaki użyteczność dyktuje warunki. Użyteczność jest jedynie ogólną etykietką oznaczającą dowolną racjonalną podstawę tego, co właśnie robisz.
E.P.R.: Czy zauważasz coś niepokojącego w wymuszonym połączeniu literatury i filozofii, zaprojektowanym po to, by wzmocnić pozycję obu dyscyplin?
R.R.: Wydaje mi się, że ani literatura ani filozofia nie powinny były stać się odrębnymi dyscyplinami. Idea literatury i filozofii jako odrębnych dyscyplin wydaje mi się zwodnicza.
E.P.R.: Czy same instytucje, w których pracują akademicy, zawierają w sobie to, co jest przedmiotem ich krytyki?
R.R.: Jasne
E.P.R.: Czy jest zatem tak, że język, za pomocą którego ludzie opisują swoje praktyki, często kłóci się z tymi praktykami?
R.R.: Oczywiście W tak zwanych naukach ścisłych istnieje coś, co Kuhn nazwał matrycą dyscypliny, do której musisz się dopasować. Jeśli tego nie zrobisz, jesteś złym naukowcem. Generalnie ta matryca nie zmienia się przez całe twoje życie. W przypadku humanistyki wygląda to trochę inaczej. Na studiach doktoranckich i zanim dostaniesz stałą posadę, musisz uczynić zadość wymogom instytucjonalnym, żeby otrzymać stopnie naukowe i promocję. Ale przyjemne jest to, że kiedy dostaniesz już stałą posadę, możesz wypiąć się na całą tę matrycę, która cię ukształtowała, i robić, co ci się tylko żywnie podoba.
E.P.R.: Wróćmy do „banalności pragmatyzmu”. Czy sens tej frazy sprowadza się do tego, że pragmatyzm jest nudny, ponieważ nie chce zadawać pytań , które nominalnie uznawane są za interesujące?
R.R.: Z jednej, strony oznacza to, że pragmatyzm nie posiada dostojeństwa, które charakteryzowało wszelkie uniwersalistyczne próby dotarcia do ostatecznej prawdy albo odkrycia prawdziwej natury rzeczy. Z drugiej strony, pragmatyzm nie ma w sobie nic z romantycznego zapału, który pobrzmiewa w zdaniu: „Musimy rozbić wszystkie święte naczynia, musimy obalić system, trzeba odnowić oblicze świata. Oto dwa wymiary banalności pragmatyzmu.
E.P.R.: Ale czy rzeczywiście tak jest. Czy pragmatyzm nie zajmuje się czymś bardziej ekscytującym, czymś, co idzie na przekór owej „banalności”?
R.R.: Nie wiem. Wydaje mi się, że pragmatyzm powinien być z siebie dumny właśnie dlatego, że jest mniej przebiegły, a nie dlatego, że jest ekscytujący.
E.P.R.: Czyli według ciebie pragmatyzm może być ekscytujący tylko dla tych, którym zależy na wywróceniu akademii do góry nogami?
R.R.: Dokładnie tak
E.P.R.: Chciałbym cię zagadnąć o kwestię uniwersalizm versus nominalizm. Twój zarzut pod adresem Derridy i Norrisa, którzy według ciebie popełniają błąd, zakładając, ze wszyscy jesteśmy uwikłani w filozofię jest fundamentalnie antyuniwersalistyczny i nominalistyczny. „Masz wątpliwości czy przemawiają do uniwersalnego człowieka i czy rzeczywiście są wyrazicielami uniwersalnej kondycji zachodniej”. Według Deweya, takie odpowiedzi „nie wspierają badań, lecz je uniemożliwiają”. Czy właśnie dlatego pragmatyzm chroni nas przed totalizacją, uniwersalizacją i przed zaangażowaniem w problematyczne myślenie?
R.R.: O tyle, o ile pragmatyzm jest ekwiwalentem satyry lub czynności wywracania wszystkiego do góry nogami. Pragmatyzm rozwija w nas potrzebę uwolnienia się od tego, co ciągnie nas na dno. Ale z drugiej strony ta potrzeba uwolnienia się od przeszłości jest tak wszędobylska w naszym życiu intelektualnym, że nie można jej utożsamiać z pragmatyzmem.
E.P.R.: Czy zgodziłbyś się z tezą, że pragmatyzm podpowiada nam, jak bronić się przed uniwersalistycznymi formami lektury? Chodzi mi tutaj o twoją krytykę przekonania de Mana, że wszystkie uważne lektury sprowadzają się do „niemożliwości odczytania”. De Manowi potrzebna jest uniwersalna zasada, jest mu potrzebny „martwy, ale widzialny Bóg Obecności”, po to by mógł przedstawić swojego „żywego, ale niewidzialnego Boga Nieobecności”. To jest totalizacja. Mam racją?
R.R.: Tak. Ale nie krytykuje de Mana, lecz demanizm (pokolenia wykształconych studentów, tysiące małych de Manów odnajdujących nicość w sercu wszystkiego). Nie ma sensu oskarżać ich o totalizację. Myślę, że coś takiego zasługuje na krytykę dopiero wtedy, gdy przekształca się w doktrynę. Totalizacja jest zjawiskiem społecznym, które można pokonać, nieustannie je demaskując i aplikując mu odpowiednie dawki satyry.
E.P.R.: Moje badania dotyczą dzieła Stevensa. Uważam, że pragmatyzm może nam wiele powiedzieć o tym, jak czytać poezję Stevensa , ale sama ta poezja ma nam raczej niewiele do powiedzenia na temat pragmatyzmu. Według mnie krytycy, którzy pisali o jego poezji, posługiwali się językiem samego autora, nie wykorzystując bardziej użytecznych , niestevensonowskich słowników. I właśnie pragmatyzm może być tutaj przydatny. Może być przydatny paradygmatycznie: nie po to by powiedzieć , że trzeba czytać Stevensa w taki a taki sposób, lecz po to by zasugerować , że w jego dziele znajdują się znacznie ciekawsze kawałki języka, które można wykorzystać w interpretacji, zamiast odwoływać się do języka stale używanego przez krytyków.
Czy zgadzasz się z poglądem Weissa na temat poetyckiej natury filozofii?
R.R.: Weiss ma absolutną rację, ale ociera się o banał. Bardzo trudno byłoby znaleźć kogoś, kto by się z tym nie zgodził.
E.P.R.: Chciałbym cię teraz zapytać o relację pomiędzy filozofią i poezją. Wydaje mi się, że największy kłopot mamy tutaj z językiem, w tym sensie, że dyskurs o poezji i filozofii bardzo rzadko koncentruje się na obu dziedzinach, próbując w zamian ustanowić pomiędzy nimi coś w rodzaju relacji. Nie wydaje ci się jednak, że termin „poezja” jest tak amorficzny, że filozofowie nie powinni się zastanawiać nad tym, czy powiedzmy, Heidegger jest poetycki czy nie?
R.R.: Tak właśnie myślę. Na poziomie abstrakcyjnym spór pomiędzy poezją i filozofią nie ma sensu.
E.P.R.: Czy dostrzegasz jakąś wartość w próbach skrzyżowania literatury i filozofii?
R.R.: Myślę, że nie ma sensu radzić ludziom z różnych dyscyplin, żeby zaczęli uczyć się filozofii.
E.P.R.: Chciałbym cię zapytać o rolę, jaką pragmatyzm odgrywa w podkreślaniu językowego wymiaru naszego życia.
R.R.: Myślę, że dla przyszłości naszej kultury bardzo duże znaczenie będzie miało zastąpienie pytań empirystycznych kwestią: „Który spośród wszystkich dostępnych języków najlepiej nadaje się do opisu tej konkretnej rzeczy?”. Kryje się tutaj taka oto sugestia: po pierwsze, istnieje wiele sposobów na opisywanie rzeczy; po drugie, wybieramy pomiędzy językami na podstawie kryterium użyteczności, a nie na podstawie ich zgodności z prawdziwą naturą doświadczenia.
E.P.R.: Wydaje mi się, że pragmatyści krytykowali przede wszystkim pozytywistyczną koncepcję języka - całą tę ideę, że język jest sferą, w której można znaleźć nieuchwytną gdzie indziej prawdę.
R.R.: Pozytywiści nieustannie powtarzali, że „teraz dzięki nowej logice symbolicznej , odkryjemy prawdziwą strukturę języka”. Wittgenstein przypomina nam o tym, że możemy wykorzystać wiele różnych języków do opisu tych samych rzeczy.
E.P.R.: Według mnie pragmatyzm jest pożyteczny ze względu na swój antyfundamentalistyczny i antyesencjalistyczny charakter, jest pożyteczny, ponieważ rozbudza holistyczne zainteresowanie językiem. Czy pragmatyzm może być przydatny do badań literackich w jakiś inny sposób?
R.R.: Nie, myślę, że to już wszystko. Myślę, że antyesencjalizm jest sednem sprawy. Pragmatyzm polega na demaskacji opozycji : pozoru i rzeczywistości oraz przygodności i esencji. Pragmatyzm powiada: „Nie ma żadnej instytucji, do której moglibyśmy się odwołać , żeby rozstrzygnąć spory między nami. Musimy sami się z nią uporać”. To właśnie ta zmiana opisu naszej sytuacji odgrywa kluczową rolę.
E.P.R.: Mówisz, że większość ludzi to metafizycy. Ludzie generalnie oddalają się od Boga. Oczywiście, nie trzeba być religijnym, żeby zajmować stanowisko metafizyczne. Dlatego właśnie zagadnąłem cię o pragmatystyczne nastawienie wobec tekstów literackich. Jeśli większość ludzi przyjmuje perspektywę metafizyczną, to pragmatyzm musi w jakiś sposób wpływać na ich pracę z tekstami.
R.R.: Pragmatyzm nie tyle wpływa na ich pracę czy zmienia sposób, w jaki pracują z tekstami, ile raczej zmienia ich nastawienie wobec samych siebie jako czytelników, a także wobec innych ludzi jako czytelników. Zaczną myśleć w inny sposób o tym, co robią.
E.P.R.: Czy czujesz się głównym rzecznikiem amerykańskiej myśli pragmatycznej?
R.R.: Wolałbym, żeby mnie nie charakteryzowano w ten sposób.
E.P.R.: Czy fakt, że byłeś karykaturowany jako wróg filozofii analitycznej, ma związek z tym, o czym mówiliśmy wcześniej - że ludzie są przywiązani do poszczególnych dyscyplin i wydziałów, które bez reszty ich określają? Czy to właśnie tym ludziom rzucasz wyzwanie swoim pisarstwem?
R.R.: Tak, tak mi się wydaje. Wolałbym, żeby filozofowie byli mniej przywiązani do swoich quasi-naukowych badań. Upieram się przy tym, że wszyscy pozostajemy na łasce genialnych ludzi. Tylko oni mogą i powinni wywrócić szachownicę. Wielu ludzi nie może pogodzić się z myślą, że nagle pojawia się kolejny geniusz i wywróci szachownicę, przy której siedzieli całe życie.
E.P.R.: Zamiast zajmować się poszczególnymi dyscyplinami, zamiast przypisywać poszczególnym dziedzinom fundamentalny status, powinniśmy się skoncentrować na poszczególnych autorach.
R.R. Właśnie tak. Po prostu wybierz jakichś autorów i sprawdź, czy mogą ci się do czegoś przydać, sprawdź, czy mogą wejść w dialog z autorami, których czytałeś wcześniej.
E.P.R.: Czy uważasz, że wśród studentów panuje poczucie zagrożenia, panuje przekonanie, że nie można mówić o wielkich nazwiskach, dopóki nie przeczyta się całego korpusu tekstów? Czy myślisz, że władza, jaką posiadają dyscypliny akademickie, sposób, w jaki zorganizowane są uniwersytety, a także retoryka, którą posługują się uniwersyteccy profesorowie, wywołują w studentach niepotrzebne poczucie niższości?
R.R.: Tak, coś takiego z pewnością istnieje.
1