292 Szkice krytyczne
wactwa (wszyscy mamy ich sporo) i we wspólnym dążeniu do prawdziwego osądu umorzyć swoje spory z jak największą ilością kolegów. Kiedy przekonujemy się, że w większości wypadków rzecz ma się wręcz odwrotnie, budzi się w nas podejrzenie, iż krytyk swój kawałek chleba zawdzięcza głównie gwałtowności i skrajności sporów z innymi krytykami lub też jakimś drobnym osobistym idio-synkrazjom, którymi przyprawia opinie, jakim
1 tak wszyscy powszechnie hołdują i przy których trwają z lenistwa lub próżności. Ogarnia nas pokusa, by odrzucić wszystkich.
Natychmiast po podobnej eksmisji lub z chwilą, gdy ucichnie nasza furia, zmuszeni jesteśmy przyznać, że są pewne książki, pewne szkice, pewne zdania, pewni ludzie, którzy okazali się dla nas „pożyteczni”. Tak więc następnym naszym krokiem będzie próba klasyfikacji tego wszystkiego oraz ustalenie, czy przyjmiemy jakieś stałe zasady, na podstawie których moglibyśmy zdecydować, jaki rodzaj książek należy zachować i jakie winny być cele i metody krytyczne.
2
Taki właśnie pogląd na stosunek dzieła sztuki do sztuki, utworu literackiego do literatury, pracy krytycznej do krytyki, jaki nakreśliłem powyżej, wydawał mi się naturalny i zupełnie oczywisty. Panu Middletonowi Murry’emu zawdzięczam, że pojąłem sporny charakter tego zagadnienia, a raczej to, że pociąga ono za sobą zdecydowany i ostateczny wybór. I czuję, że mój dług wdzięczności, zaciągnięty u Murry’ego, wzrasta. Ogromna większość naszych krytyków żmudnie zaciera różnice; pracują nad pogodzeniem, przyciszeniem, uklepywaniem, upychaniem, upiększaniem, warzćniem łagodnych środków uśmierzających, udawaniem, że jedyną różnicą, która ich dzieli od innych, jest to, iż oni sami są ludźmi przyjemnymi, tamci zaś cieszą się bardzo wątpliwą reputacją. Murry nie należy do tego towarzystwa. Zdaje sobie sprawę z tego, że należy zająć określone stanowiska i że od czasu do czasu trzeba będzie pewne rzeczy odrzucić, a wybrać inne. W niczym nie przypomina owego anonimowego pisarza, który kilka lat temu twierdził w jakimś piśmie literackim, że romantyzm i klasycyzm to właściwie jedno i to samo i że we Francji rzeczywisty klasycyzm wypada na okres, kiedy zbudowano gotyckie katedry i kiedy żyła Joanna d’Arc. Nie mogę się zgodzić na Murry’ego definicję klasycyzmu i romantyzmu. Różnica, jak mi się wydaje, jest raczej różnicą między całością a fragmentem, dojrzałością i niedorozwojem, ładem i chaosem. Ale Murry wykazuje jasno, że wobec literatury jak i wobec wszystkiego innego można zająć co najmniej dwa stanowiska, ale nie można trzymać się obu równocześnie. Stanowisko, jakie sam przyjmuje, zdaje się sugerować, że na stanowisko przeciwne nie ma w Anglii miejsca. Robi z niego problem narodowy, problem etniczny.
Murry całkowicie jasno określa swoje pozycje: ..Katolicyzm — powiada — stoi na stanowisku absolutnego autorytetu moralnego istniejącego na zewnątrz jednostki; ta sama zasada odnosi się również do klasycyzmu w literaturze.” W obrębie, w którym rozwija się wywód Murry’ego, definicji iej niepodobna zaczepić, chociaż nie jest to oczywiście wszystko, co można powiedzieć o katolicyzmie czy o klasycyzmie. Ci z nas, którzy skłonni są popierać to wszystko, co Murry określa mianem klasycyzmu, będą też wierzyli, że człowiek nie może się rozwijać bez poddania się czemuś istniejącemu poza nim. Jestem świadom tego, że