już pra-pra-prawnuki. Kicaki z każdego pokolenia dowiadywały się od swoich rodziców, że to właśnie Wielki Dziadek podjął decyzję o przeprowadzce całego Klanu do Króliczej Skarpy, która wtedy była jeszcze zwykłą skarpą. Jak głosiła legenda, Wielki Dziadek, który był wówczas młodym i bardzo żwawym ojcem, wpadł na pomysł przeprowadzki po tym, jak jego kilku krewnych padło ofiarą lisich zasadzek. Uznał, że trzeba znaleźć dla swojej rodziny i innych rodzin króliczego Klanu takie miejsce, w którym żaden lis nie będzie mógł zaskoczyć czujnego królika. Jego wybór padł na wspomnianą skarpę, a pomysł został zaakceptowany przez Radę Starszych Klanu Kicaków.
Od tego czasu króliki żyły bezpiecznie, a Rada Starszych przyjęła mądrego królika do swojego grona. W krótkim czasie stał się przywódcą Klanu, a kiedy się zestarzał, zaczęto go nazywać Wielkim Dziadkiem.
Mokra Łapka przypomniał sobie tę historię w drodze do Króliczej Skarpy. Przypomniał sobie też, że kiedyś lis Rudecki, w rozmowie z nim, wyraził szacunek dla mądrości Wielkiego Dziadka i przyznał, że od dawna nie upolował żadnego Kicaka. Dodał też, że osobiście nie ma nic przeciwko Kicakom, a nawet je lubi. To ostatnie stwierdzenie było, zdaniem Mokrej Łapki, dość dwuznaczne i nie był pewien, czy króliki cieszyłyby się z tego.
Mokra Łapka wędrował teraz wąwozem. Panował tu półmrok, jak zwykle w takich miejscach. Ze ścian wąwozu wystawały korzenie drzew, a jego dno było miękkie i wilgotne. Niedźwiadek zdziwił się, gdy na dnie wąwozu zobaczył błyszczący korzeń. Zanim zdążył mu się przyjrzeć, korzeń poruszył się i zasyczał.
— Ale jestem gapa! — mruknął Mokra Łapka. — Przecież to zaskroniec.
— Uważaj! — syczał wąż. — O mało mnie nie nadepnąłeś!
— Przesadzasz — odpowiedział Mokra Łapka. — Nigdy dotąd nie nadepnąłem na żadne zwierzę... tej wielkości — uściślił, bo pomyślał, że nie może być tego pewny, jeśli chodzi o mrówki czy jakieś gąsienice.
— Muszę być czujny — tłumaczył zaskroniec. — Nie wystaję nad ziemię tak jak ty. W zasadzie prawie każdy może mnie nadepnąć, chociaż dotąd udało mi się tego uniknąć. Być może dlatego, że wielu bierze mnie za żmiję, co mi akurat odpowiada. Dokąd wędrujesz tym wąwozem, niedźwiadku?
— Do Króliczej Skarpy. Nie wiem, czy znasz to miejsce.
— Nie opuszczam mojego wąwozu. Jest dostatecznie duży i wilgotny, żebym mógł raz na jakiś czas złapać tu żabę albo inne jedzenie.
— A ja przeci wnie, wędruję sobie po całym lesie — stwierdził Mokra Łapka.
— Spróbowałbyś to robić, pełznąc na brzuchu! — odparł z przekąsem wąż.
— Nie mówię tego, żeby się chwalić — wyjaśnił niedźwiadek — Ja chodzę, ty pełzasz, a ptaki fruwają. Nic tego nie zmieni. Mógłbym zazdrościć ptakom latania, ale po co psuć sobie dobry humor. Zazdrość szkodzi zdrowiu, jak mawia moja mama.
— Widzę, że jesteś rozsądnym niedźwiadkiem — zauważył zaskroniec. — Życzę ci zatem miłej wycieczki. Może spotkamy się jeszcze, kiedy będziesz wracał.
27