Nagle poczuł, że coś się w lesie zmieniło. Zrobiło się jaśniej i weselej.
— O, czyżby deszcz przestał padać? — zdziwił się Mokra Łapka. — Już zaczynałem myśleć, że nigdy nie przestanie.
Rzeczywiście, krople przestały już kapać na futro niedźwiadka. Mokra Łapka otrząsnął się i nastroszył włosy na całym ciele. Dzięki temu futro mogło szybko wyschnąć, zwłaszcza że zawiał lekki wiatr.
— Może będzie jeszcze trochę słonecznych dni, zanim przyjdzie zima — zamruczał Mokra Łapka.
— Ja też mam taką nadzieję — odezwał się cichy głos spośród trawy.
— Kto ma taką nadzieję? — spytał niedźwiadek. — Nikogo tu nie widzę.
— Ja — odpowiedział cichy głos i Mokra Łapka zobaczył pełznącego zaskrońca.
— Co ci się stało? — spytał miś. — Cały jesteś cienki, a w jednym miejscu jesteś gruby, jakbyś spuchł.
— Mnie nic się nie stało — odpowiedział zaskroniec. — To żabie przytrafiło się spotkanie ze mną. Pierwsze i ostatnie w jej życiu. Taki już bywa los żab.
Ostatnie zdanie zaskroniec wypowiedział z głębokim westchnieniem.
— Nie udawaj, że ci smutno z tego powodu — obruszył się Mokra Łapka. — Zżarłeś bezczelnie biedną żabę! Nie mogłeś zostawić jej w spokoju?
— Mógłbym, ale byłem głodny. Teraz już nie jestem i przez dłuższy czas ja i żaby będziemy mieli spokój. Kiedy jestem najedzony, nie robię im krzywdy. Nie jestem zły na żaby, nawet je lubię.
— Dziękuję za takie lubienie! — prychnął niedźwiadek. — Wolałbym, żeby nikt mnie w taki sposób nie lubił.
— Nie słyszałem o wężach, które mogłyby połknąć niedźwiedzia — spokojnie odpowiedział zaskroniec. — Ze względu na swoją wielkość wy, niedźwiedzie, nie musicie bać się węży.
— Może w takim razie, to wy, węże, powinniście bać się niedźwiedzi? — spytał Mokra Łapka i oblizał wargi.
— Przyznam, że o tym nie pomyślałem — odparł zaniepokojony zaskroniec.
— Popełniłeś błąd — stwierdził Mokra Łapka.
— Jesteś głodny? — spytał wąż z wyraźnym napięciem w głosie.
— Oczywiście, i to bardzo! — ryknął Mokra Łapka, schylając łeb do samej ziemi.
W jednej chwili zaskroniec śmignął zygzakiem przez trawę i zniknął w zaroślach.
— Ha, ha! — ucieszył się Mokra Łapka — Napędziłem mu strachu! Dobrze mu tak! Niech nie myśli, że tylko on może zjadać mniejsze zwierzęta. Sam też może być zjedzony. Na jego szczęście, nie lubię węży.
— Z drugiej strony — myślał niedźwiadek, idąc znowu przez wysychający po deszczu las — gdybym go teraz zjadł, to miałbym w brzuchu od razu węża i żabę. To się nazywa podwójne danie albo danie nadziewane.
Widocznie słowa niedźwiadka dotarły do jego żołądka, bo nagle w brzuchu Mokrej Łapki rozległo się głośne burczenie.
— No tak — stwierdził niedźwiadek — żołądek ogłasza alarm. Znowu jest pusty.
89