Magia sympatyczna
podczas strzyżenia żywopłotu. Gdy mu powiedziano, że rana jątrzy się, był zdziwiony: „A nie powinna, bo przecież natłuściłem krzak, gdy go wyciągnąłem.” Parobcy w hrabstwie Cambridge uważają, że jeśli koń wbił sobie gwóźdź w kopyto, trzeba gwóźdź posmarować sadłem albo olejem i schować go w jakimś pewnym miejscu, dopóki koń nie wyzdrowieje. Kilka lat temu wezwano weterynarza do konia, który zranił sobie bok o zawiasy w bramie. Po przybyciu na miejsce stwierdził, że nikt nie zajął się rannym koniem, natomiast chłop trudził się nad wyrwaniem zawiasów z bramy, bo chciał je natrzeć tłuszczem i schować, co, zdaniem mędrców z Cambridge, miało uleczyć zwierzę. Chłopi z Essex uważają, że jeśli człowiek, któremu zadano ranę nożem, ma powrócić do zdrowia, należy nasmarować tłuszczem nóż, którym rana została zadana, i położyć go w poprzek łóżka, w którym leży ranny. W Bawarii dla odmiany należy przewiązać natłuszczoną szmatką siekierę, którą się człowiek zranił, uważając przez cały czas, by była zwrócona ostrzem do góry. W miarę jak tłuszcz będzie wysychał, zaleczy się również rana. Podobnie w górach Harcu twierdzą, że przy zacięciu się trzeba nóż względnie nożyce nasmarować tłuszczem i odłożyć narzędzie w suche miejsce zaklinając je w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego. W miarę jak nóż będzie wysychał, zaleczy się rana. Inni ludzie w Niemczech twierdzą natomiast, że powinno się wetknąć nóż w ziemię w jakimś wilgotnym miejscu i że rana zaleczy się, w miarę jak nóż będzie się pokrywał rdzą. Inni znowuż w Bawarii zalecają nasmarowanie siekiery czy innego narzędzia krwią i ukrycie go pod okapem.
Związek sympatyczny istniejący rzekomo między człowiekiem a bronią zadającą ranę wynika prawdopodobnie z przekonania, że krew_na broni czuje nadal wraz z krwią w człowieku. Z podobnego powodu Papuasi na Tumleo, wyspie leżącej w pobliżu Nowej Gwinei, pilnują, by zakrwawione bandaże, którymi ich rany były opatrzone, zostały wrzucone do morza, ponieważ obawiają się, by nie wpadły w ręce nieprzyjaciela, ów bowiem, posiadając je, może magicznie wyrządzić rannym krzywdę. Pewnego razu do misjonarzy zgłosił się człowiek z krwawiącą raną w ustach, a jego żona pieczołowicie zbierała całą krew, by wrzucić ją do morza. Koncepcja ta może nam wydawać się bardzo sztuczna i nienaturalna, ale jest nią, być może, w mniejszym stopniu aniżeli przekonanie o istnieniu magicznego powinowactwa między człowiekiem ą jego odzieżą, tak że cokolwiek zrobi się z odzieżą, odbije się na jej właścicielu, jeśli nawet w tym czasie znajduje się daleko. W plemieniu Wotjobaluk w Wiktorii czarownik zdobywał czasem koc z oposów należący do jakiegoś człowieka, po czym smażył ten koc na wolnym ogniu wywołując w ten sposób chorobę właściciela. Gdy czarownik zgodzi się odczynić czary, zwraca wówczas koc przyjaciołom chorego i nakazuje włożyć go do wody, „by zmyć ogień”. Po tym zabiegu
chory poczuje odświeżający chłód i prawdopodobnie wyzdrowieje. Na Tana na Nowych Hebrydach człowiek, który ma do kogoś jakąś pretensją i pragnie jego śmierci, stara się zdobyć materiał, który zetknął się z jego potem. Gdy mu się to uda, wciera starannie w ten materiał liście i gałęzie pewnego drzewa, zwija i związuje materiał, liście i gałęzie razem w długi zwitek w kształcie kiełbasy i pali go powoli w ogniu. W miarę jak zawiniątko się spala, ofiara zaczyna chorować, a gdy już całe się spopieli, umiera. W tej ostatniej jednak formie czarów związek magiczny istnieje, być może, nie tyle pomiędzy człowiekiem a materiałem, ile jego potem wydzielonym z ciała. Wydaje się jednak, że w innych wypadkach wystarczy sama odzież, by czarownik zdobył władzę nad swą ofiarą. Czarownica u Teokryta, topiąc w ogniu wizerunek woskowy swego niewiernego kochanka, by on topniał z miłości do niej, nie zapomniała o tym, by wrzucić do ognia nitkę z jego szaty, którą pozostawił u niej w domu, W Prusach twierdzą, że gdy nie można złapać złodzieja, należy zdobyć jakiś kawałek jego odzieży zgubiony w ucieczce i wystarczy tłuc go porządnie, by złodziej zachorował. Wierzenie to jest głęboko zakorzenione. Przed osiemdziesięciu czy dziewięćdziesięciu laty w okolicach Berend przyłapano mężczyznę, który próbował kraść miód i uciekł pozostawiając za sobą swój płaszcz. Gdy usłyszał, że rozwścieczony właściciel miodu maltretuje jego płaszcz, tak się przestraszył, że rozchorował się i umarł.
Można również poddawać człowieka wpływom magicznym nie tylko za pośrednictwem odzieży i poszczególnych części jego ciała oderwanych od niego, lecz również za pomocą śIadówŁjakie zostawił na piasku lub ziemi. Zwłaszcza rozpowszechnione jest przekonanie, że przez uszkodzenia śladu stopy można uszkodzić samą stopę, która ślad pozostawiła. Tak więc tubylcy w południowo-wschodniej Australii wierzą, że człowiek okuleje, jeśli położą na śladzie jego stopy ostry kawałek kwarcu, szkła, kości lub węgla. Bóle reumatyczne często są przez nich przypisywane podobnym przyczynom. Gdy Howitt1 zapytał napotkanego Tatungolunga, silnie kulejącego, co mu się stało, usłyszał w odpowiedzi, że „ktoś wbił mu butelkę w nogę”. Cierpiał na bóle reumatyczne, ale był przekonany, że to jakiś nieprzyjaciel odszukał jego ślady i zakopał w tym miejscu stłuczoną butelkę, której magiczny wpływ przeniósł się na jego nogę.
Podobne praktyki rozpowszechnione są w rozmaitych częściach Europy. W Meklemburgii uważa się, że wystarczy wbić gwóźdź w ślad stopy, by człowiek okulał, niekiedy wymagany jest do tego celu gwóźdź z trumny. Do podobnego sposobu wyrządzania krzywdy wrogowi uciekają się miesz-
5 —złota ośląt 65
Alfred William Howitt (1830—1908) — angielski antropolog, podróżnik i odkrywca. Podróżował i prowadził badania w południowej i południowo-wschodniej Australii. Napisał m. in.: The Native Tribes oj South-East Australio.