312 ROZSTAĆ SIĘ Z POLSKĄ?
a w uzasadnieniu napisano, że „nadęte wulgaryzmy przeplatają się z lawiną manieryzmów”15, Czyżby dziennikarze „Wprost”, zaślepieni walką ze „zdrajcami narodu”, nie zetknęli się z pojęciem groteski czy stylu groteskowego?
Powieść Mariusza Sieniewicza to również groteska, ale w odmianie fantastyczno-ekspresjonistyczno-para-noicznej. Czwarte niebo10 ukazuje klęskę prowincjonalnych „wrażliwców” w dobie tak zwanej kapitalistycznej transformacji — „niezła ekipa popaprańców, emigrantów z codzienności”, „dryfujących bez celu” (s. 83). Decyzję dotyczącą najściślej ich losów podjęto za ich plecami. „Lekkomyślnie odwróceni w stronę utopijnych światów, nie zauważyli, że ziemia osunęła się im spod stóp... Zygmunt nawet się nie zastanawiał, dlaczego nie miał przyjaciół biznesmenów, marketingowców, kopiraj-terów. Otaczali go tacy, jak on sam — wspólnota partaczy i ślepców” (s. 84). A dookoła szaleje przebiegły Antychryst — pisarz ostentacyjnie posługuje się satanizacją kapitalizmu za pomocą motywów z Bułhakowa.
Dom rodzinny nie może być żadną ostoją. „Wciąż to samo. Jak się nie gada o Żydach, telewizji lub gejach, to zawsze o pieniądzach — kredytach, rabatach, pensjach, etatach i długach. Jak zarobić, jak mieć, jak przeżyć. Szmal w uszach, szmal w oczach, szmal w rękach” (s. 146).
Szmal jest też fundamentem sojuszu między Kapitałem a Kościołem. „W tym kraju w szybkim tempie buduje się tylko kościoły i banki. Kościofy, żeby nie ulec mamonie i banki, żeby oszczędzać i dawać na tacę, na chrzest, na ślub i pogrzeb” (s. 146). Frazes romantyczny wspiera frazes narodowo-katołicki. Wyznawanie „jakichś zasad” przez dwudziestolatka na prowincji sprowadza się do następujących możliwości: „O Boże wielki! — przecież Zygmunt mógł wybierać i przebierać, dziedziczył
rekwizytornię polskiego etosu! Przechowywał rodzinne, może nawet plemienne pieczęcie pokoleń, które dzisiaj wyglądały sensownie jedynie w języku i twardniały na karku niczym garb powinności Polaka, syna, człowieka.
Bóg — Honor — Ojczyzna, Wiara — Patriotyzm — Rodzina, Tradycja — Katolicyzm -— Historia. [...] Zawsze przecież może odwołać się do tego języka, wypełnić gardło retoryką i mówić aż do zadławienia: «wierzę w Boga Ojca», «w grzechów odpuszczenie)), «jestem Polakiem)), «kocham Ojczyznę, Rodzinę i Matkę Boską»” (s. 127).
Tymi pięknymi triadami można rzeczywiście się zadusić. Pod koniec powieści pojawia się bluźniercze podstawienie: „Obcy i swoi, Europa i Polska, tradycja, Bóg, honor, zgnilizna” (s. 311). Wywrócenie, a częstokroć unicestwienie sensów staje się wynikiem totalnego obrzydzenia do całego świata we wszystkich jego postaciach.
Bunt został zdestruowany („Prosto z trzewi egzystencji!
I to «sram do pończochy mojej matki» — sygnał buntu młodego pokolenia (wide: srać — matka) oraz protest przeciwko tyranii seksu (wide: srać — pończocha)! Ale wszystko razem — stare jak zsumowane lata Bataja, Że-neta i Sada. Oto nihilizm w nowoczesnej pończoszce!
Ha! Ha! Dalej, bracia, ruszmy gówno z posad świata!”, s. 286). Rozpacz przeradza się w terrorystyczny zamach.
Po tym zostaje już tylko — podobnie jak w powieści Masłowskiej — śmierć.
Gnój Wojciecha Kuczoka17 powstał z artystycznych inspiracji Thomasa Bernharda i jego straszliwych, hiperrealistycznych i konkretystycznych narracji o mieszczańskiej rodzinie i panującej w niej przemocy. Gnój to rewelatorska opowieść bitego dziecka, przedstawiająca najsubtelniejsze, jeśli tak można powiedzieć, odcienie bicia, a potem, gdy już dziecko stało się chłopcem, poszukiwanie stłamszenia „podrośniętego szczenięcia rasy ludzkiej na całkiem nowe sposoby” (s. 180). To wielka