- Dobrze mówi, dobrze! - przytaknął Dorosz, kiwając z uznaniem głową.
Spiryd mówił dalej:
| A zająca to ci wypatrzył, zanim sobie zdążyłeś nosa z tabaki utrzeć. Gwizdnie tylko: „Wyczha, Rozbój! Wyczha, Bystra!”. I już pędzi co koń wyskoczy, że i powiedzieć nie sposób, kto kogo wyprzedzi: on psa czy pies jego. Siwuchy kwartę golnie na raz jak nic! Morowy był psiarz! Jakoś tylko ostatnimi czasy zapatrzył się na panienkę. Czy on się tak w nią wklepał, czy też ona go uroczyła, dość, że zginął człowiek z kretesem, zbabiał całkiem; zrobiło się z niego, tfu! wstyd powiedzieć co.
- Dobrze mówi - powtórzył Dorosz.
- Niech tylko panienka, bywało, spojrzy na niego, już mu cugle z rąk wylatują. Rozboja nazywa Kruczkiem, chodzi jak błędny - nie wiadomo co. Raz przyszła panienka do stajni, gdzie on czyścił konia. Daj, powiada, Mikito, postawię na tobie swą nóżkę. A ten kiep i rad temu. Nie tylko nóżkę, powiada, całkiem siadaj na mnie. Panienka podniosła nóżkę - i jak Mikita zobaczył tę gołą, okrągłą, białą nóżkę, tak, powiadał potem, czar go wraz opętał. Ugiął durny pleców, wziął ją na kark, objął rękami jej gołe nóżki i poszedł w skoki jak koń, po calusieńkim polu. I gdzie tak popędzili, nic potem już nie wiedział; wrócił wieczorem ledwie żywy i od tamtej pory wysechł cały jak szczapa; a kiedy raz przyszli po niego do stajni, zamiast Mikity leżała kupa popiołu i stało puste wiadro: zgorzał tak do cna, sam w sobie zgorzał. A taki był psiarz, że drugiego takiego na świecie nie znaleźć. Kiedy Spiryd skończył swoje opowiadanie, zaczęto rozprawiać o zaletach dawnego psiarza.
- A może słyszałeś o Szeptunowej? - zapytał Dorosz filozofa Chomę.
- Nie słyszałem.
- Ho, ho... Widzę, że niewiele was w tej bursie uczą. Posłuchaj tedy... mamy tu we wsi Kozaka nazwiskiem Szeptun. Zacny Kozak! Lubi czasem ukraść i zełgać bez potrzeby. Ale... Kozak prawy. Chata jego stąd niedaleko. O takiej porze jakby teraz, jak my tu wieczerzamy, położył się Szeptun z żoną po wieczerzy spać. A że czas był piękny, Szeptunowa legła na podwórzu, a Szeptun w chacie na ławie: czy też nie... Szeptunowa w chacie na ławie, a Szeptun na podwórzu...
- Wcale nie na ławie, tylko na klepisku położyła się Szeptunowa - poprawiła baba, która stała u progu, podpierając twarz ręką.
Dorosz spojrzał na nią, potem w ziemię, potem znów na nią i po chwili milczenia rzekł:
- Jak ci przy wszystkich kieckę zadrę, nieładnie będzie.
Ostrzeżenie miało skutek: baba umilkła i już ani razu nie przerwała Doroszowi, który ciągnął dalej: