^ więty Patryk (ok. 385-461) - biskup, misjo-O narz, patron Irlandii.
▲ Twoje życie wygląda jak sensacyjna powieść: porwania, zamachy, nietypowe akcje. Jak tego wszystkiego dokonałeś?
- Jeśli chodzi o porwania i zamachy, pozwolę sobie zauważyć, że bytem ofiarą, a nie sprawcą. Moi rodzice, z pochodzenia Rzymianie, osiedlili się na wybrzeżu Szkocji. Byt to jeden z najodleglejszych i najbardziej niespokojnych zakątków umierającego Cesarstwa Rzymskiego. W wieku szesnastu lat zostałem porwany przez irlandzkich piratów.
Sprzedano mnie w niewolę do najwyższego kapłana druidów, zmuszono do ciężkiej pracy. Bytem wówczas j samotny i przerażony.
▲ W jaki sposób uciekłeś?
- Miąłem dziwny sen, w którym Bóg kazat mi się udać na odległe wybrzeże morskie. Gdy tak uczyniłem, znalazłem statek, który zabrał mnie do Francji. Miałem też inny sen - śnili mi się Irlandczycy, którzy prosili, bym wrócił i przyniósł im wiarę w prawdziwego Boga.
▲ Zgodziłeś się?
- Tak, ale nie od razu. Najpierw poszedłem do szkoły i na studia. Zostałem księdzem, potem biskupem, abym mógł samodzielnie wyświęcać kapłanów na Zielonej Wyspie. Miałem już prawie pięćdziesiąt lat, gdy ponownie stanąłem na ziemi irlandzkiej. Trudno było ewangelizować zazdrosnych o władzę miejscowych przywódców i pogańskich kapłanów. W sumie ponad dwanaście razy byłem porywany, więziony, skazywany na śmierć. Przede mną pracował już tu jeden biskup misjonarz - Pal-ladiusz. Nie znał jednak miejscowego języka i zwyczajów, dlatego niewiele mógł dokonać. Mnie było łatwiej.
A skąd się wzięła słynna zielona koniczynka, symbol Irlandii?
- Wpadłem kiedyś na pomysł, by za pomocą trójlistnej koniczyny tłumaczyć słuchaczom tajemnicę Trójcy Świętej: jeden Bóg w trzech Osobach, tak jak jedna koniczynka, a trzy listki.
▲ Spotkałem się z opinią, że obok świętego Mikołaja i świętego Walentego jesteś jedną z najpopularniejszych postaci Kościoła. Jak byś to podsumował z „niebiańskiego” punktu widzenia?
- Z nieba widać to trochę inaczej. Nawet rozmawialiśmy o tym nie raz i nie dwa z Mikołajem i Walentym. Doszliśmy do wniosku, że ludzie za mato proszą nas
0 modlitwę, o wstawiennictwo, za mało nas naśladują, a za dużo czasu poświęcają na bieganie po sklepach i szukanie prezentów pod choinkę albo na walentynki. A jeśli chodzi o popularność - zapewniam, że dla nas nie ma to najmniejszego znaczenia.
▲ Podobno Tobie zawdzięczamy dzwony kościelne? Tylko w pewnym sensie. Dzwony istniały już
wcześniej, a ja wymyśliłem, by ich dźwiękiem zwoływać wiernych na modlitwę. Ten zwyczaj przyjął się później w całym Kościele.
▲ Dziękuję za rozmowę. Pomyślcie, z Mikołajem
1 Walentym, co by tu zrobić, żeby te święta (mikołajki i walentynki) choć trochę zmienić na lepsze...
Gały czas myślimy, lecz bez współpracy z człowiekiem nic nie możemy zmienić.
„Rozmawiał'' ks. Janusz Slańczuk