CZĘŚĆ II • DZIAŁANIE
Ile jest źródeł szczęścia? Tatarkiewicz, uogólniając potoczne doświadczenia ludzi (które z pokolenia na pokolenie dotarło do nas), dociekania myślicieli i ankietowe badania psychologów, wymienia cztery takie źródła1. Pierwsze stanowią dobra zewnętrzne, takie jak majątek, stanowisko czy władza. Drugie — życzliwe uczucia, zwłaszcza te, które tworzą więzy rodzinne. Trzecie — c i e k a w a praca. Czwarte zaś- przed mioty bezinteresownego upodobania, takie jak nauka, sztuka i religia. Później dodaje jeszcze trzy: sam fakt życia (zwłaszcza zdrowego i młodego), wielość dóbr różnego rodzaju, marzenia i wspomnienia dóbr. Nazwijmy je dobrami spontanicznymi, klasyfikując je jako piąte źródło szczęścia.
Powyższy wykaz źródeł szczęścia zgadza się z obiegowymi opiniami na ten temat. Pieniądze, kochająca rodzina, dobra posada, hobby, zdrowie - to najczęściej wymieniane i najbardziej naturalne cele dążeń. Skoro zaś naturalnym odniesieniem ludzkiego dążenia jest szczęście, cele te stanowią podstawowe komponenty szczęścia realnego. Ci, którzy już je osiągnęli, szukają nieraz szczęścia wyższego lub głębszego, związanego na przykład z twórczością i kontemplacją artystyczną, z działalnością swej fantazji, z poznaniem teoretycznym czy z przeżyciami religijnymi. Co więcej, niektórzy ludzie przedkładają szczęście wyższe nad niższe, subtelne nad pospolite. Jedni czynią tale niezależnie od zwykłych powodzeń lub niepowodzeń życiowych, inni — pod wpływem niepowodzeń, jeszcze inni dlatego, że przyziemne dobra ich nie spełniły.
Nie trzeba znać filozofii, by zauważyć, że wszystkie omówione tu źródła są zawodne. Wiele z nich trudno jest zdobyć, a raz zdobyte - niełatwo utrzymać. Co gorsza, energia i czas poświęcone na zdobywanie i utrzymywanie dóbr nie zawsze mogą zostać zrekompensowane przez radość delektowania się nimi. Dotyczy to także dóbr subtelnych (jak nauka), które wymagają wiele pracy i ofiarności, oraz dóbr spontanicznych (jak fantazja), które nieraz zależą od naszego nastroju. Czasami zresztą okazuje się, że to, o co staraliśmy się z wielkim wysiłkiem, nie daje nam satysfakcji, a miła rzecz, która łatwo przyszła, szybko odeszła... Gdy bliżej się temu przyjrzeć, to trudno się dziwić, że pierwsze znaczenie terminu „szczęście”, które występuje w języku potocznym - to los, traf, pomyślność.
Postawa wewnętrzna
Przypadkowość i kruchość dóbr, które przynoszą nam szczęście, sprawia, że wiele systemów filozoficzno-etycznych czy religijnych sugeruje, że prawdziwe szczęście nie polega na posiadaniu jakichkolwiek dóbr, lecz na pewnej postawie naszego umysłu wobec świata i wobec samych siebie. Starożytni epikurejczycy nazywali tę postawę przede wszystkim hecLone lub aponia, czyli przyjemność, traktowana jako radość życia i brak cierpień; stoicy — apatia, czyli beznamięt-ność (wyzbycie się pragnień); sceptycy - ataraksja, czyli spokój (wewnętrzna łagodność). W ujęciu starożytnych mistrzów szczęścia dążenie do niego polegało na „ćwiczeniach duchowych”, czyli na pielęgnowaniu odpowiedniej postawy mentalnej — postawy szczęściorodnej. Zakładali oni, że szczęście można odnaleźć w nas, a nie poza nami. Sugerowali, by nie zmieniać w tym celu świata, lecz siebie, uniezależniając się w ten sposób od niepewności losu. Kto nie wypracował w sobie właściwej postawy, nie będzie umiał być szczęśliwy nawet wtedy, gdy los obdarzy go wieloma dobrami. Kto zaś ją osiągnie, zachowa szczęście nawet przy niesprzyjających okolicznościach.
Aby lepiej zrozumieć powyższą tezę, porównajmy (bez wchodzenia w szczegóły) dwie z wymienionych tu starożytnych szkół szczęścia: epikurejską i stoicką2. Nierzadko przeciwstawiano je sobie. Epikurejczycy wychodzili od przyrodzonego ludziom pragnienia doznawania przyjemności i unikania bólu (wywoływanych przez oddziałujące na nas atomy) — stoicy zaś od „popędu” zachowania i realizacji swej rozumnej natury (będącej częścią kosmicznego Logosu-Rozumu). Pierwsi więc mówili: „dąż do przyjemności!” - a drudzy: „dąż do rozumnej doskonałości (cnoty)!”. Gdy jednak wnikniemy w sens tych wezwań, okaże się, że różnice między obu stronami nie były aż tak wielkie. Dla Epikura naczelną wartością była bowiem statyczna przyjemność psychiczna: pokój umysłu wynikający z samego braku odczuwania cierpień. Pokój ten zaś osiągało się przez odpowiednią wiedzę, która uświadamiała bezpodstawność leku przed bogami (którzy wszak nie interesują się ludźmi), bólem (który jest słaby lub krótki) i śmiercią (zob.
185
Zob. tamże, s. 300-301.
Po szczegóły na temat obu szkół odsyłam na przykład do książki G. Realego, Historia filozofii starożytnej, t. 3, Systemy epoki hellenistycznej, przeł. E.I. Zieliński, Lublin: RW KUL, 2004, s. 173—436.