czas” - mówi jedna z postaci. „Zdążam” - poprawia ktoś stojący z boku, na co tamten: „No właśnie, i pan zdanża”. Błąd językowy powszechny, film bardzo znany, nic dziwnego, że pojawiło się w najmłodszej polszczyźnie słowo „zdanżać”, oznaczające już zupełnie co innego niż słownikowy pierwowzór.
Kolega z Warszawy powiedział mi o jednym ze swoich znajomych, muzyku, dokładniej perkusiście, że zdanża. Oczywiście, rzecz prosta: w tym fachu trzeba zdążyć wybić rytm w odpowiednim tempie. Nadążanie to perkusyjna cnota. Ale „zdanżanie” to coś znacznie więcej. Jeśli zdanżasz, znaczy, że jesteś fajnym gościem. Kiedy coś jest' w porządku, możną powiedzieć krótko: zdanża. Zdanża dobra książka, zdanża film, pewnie i stylowy mebel może zdanżać, nawet taki, co nie ma nóg. To nie jest informacja
0 czymś fenomenalnym, rewelacji. Nie. „Zdanża” to krótkie „OK”:, przyzwoite, dobra średnia.
W ocenie warszawskiego klubu Chimera na dość często cytowanej przeze mnie kulturotwórczej stronie dubbing.waw.pl padł taki komentarz: „Oczywiście są małe mankamenty w postaci... (zainteresowani wiedzą!), ale całość ZDANŻA!”. Na agent-orange.błog.pl znalazłem dyskusję o filmach pokazywanych w ramach DKF-u, m.in. Śmierci na żywo: „Jak słusznie zauważyła Endo, trochę temat już przestarzały, ale Romy Schneider, Harvey Keitel
1 Max von Sydow zdanża li. Nie zdanżal francuski dubbing”. Ktoś skomentował to krótko: „Francuski dubbing nigdy nie zdanża”. Zgadzam się, oglądałem parę lat temu Rio Bravo we francuskiej telewizji z tamtejszym dubbingiem i wtedy nie wiedziałem, co na to powiedzieć, ale teraz już wiem: nie zdanża.
„Zdanża” wprowadza system dwuwartościowy, dzieli świat na ten „OK” i „nie-OK”, ludzi na zdanżających i nie-zHanzająćyćiu To komplement i słowo tym milsze, że tych „zdanżających” jest więcej niż geniuszy, można więc nim obdzielić mnóstwo osób, wiele rzeczy i zjawisk. Kreuje pozytywny obraz świata. Samo słowo, moim skromnym zdaniem, zdanża.
Czytelnicy „DF”, którzy mieli okazję czytać o części z tych stówek wcześniej, podejrzewają czasem, że konfabuluję. Ale wyraz „zdeka” naprawdę istnieje - ba, jestem nawet skłonny podpisać się pod petycją o jego wstawienie do słownika. „Deka” jest stare jak cały nasz system miar i wag - to w skrócie dekagram, czyli io gramów. Współczesne „zdeka” jest znacznie mniej precyzyjne - znaczy „trochę” w sensie „mało”, czasem tyle co nic, a czasem „trochę” w sensie już całkiem pokaźnej ilości. Kiedy Kaczka Dziwaczka mówiła „Poproszę mleka pięć deka”, wiadomo było, co ma na myśli, ale zupełnie inaczej się miała sprawa, kiedy do mojej babci (która pracowała w handlu prywatnym) przychodził klient i mówił: „Pani mi odważy tego sera”. Babcia na to: „Ile?”, a on: „A tak z deka!” - i był to dekagram swoisty, przybliżony, uznaniowy. Tak prawdopodobnie powstał wyraz „zdeka”, używany dziś we wszystkich możliwych sytuacjach, nie tylko w odniesieniu do miar i wag.
Słyszałem „zdeka szersze te spodnie” i „zdeka późno się o tym dowiaduję”. Na stronach Wirtualnego Przewodnika po Szczecinie mamy opis kawiarenki internetowej: „Muzyka zdeka dołująca i w ogóle źle się czułam na miejscu” -pisze klientka. „Zdeka”, czyli „z lekka” (niedługo pewnie „zlek-ka”). W komentarzu do meczu koszykówki: „Polonia zdeka ten mecz odpuściła”, a na stronie miłośników pojazdów z napędem na cztery koła: „Zdeka za mało tu o uazach”.
Znalazłem, rzecz jasna, autora blogu, który zdeka za częs-to używa tego wyrazu. To niejaki Cipus (cipus.blog.pl). Kiedy psuje mu się komputer, Cipus pisze: „Na kupno nowego będę musiał zdeka poczekać”. Kiedy babcia go prosi o skopanie działki, relacjonuje: „Przekopałem zdeka ziemi”. Potem konstatuje: „Teraz przydałoby się zdeka pouczyć, bo jutro sprawdzian”. Komentując swój wyjazd na Śląsk, stwierdza: „Zdeka mówiąc, to mi się tam za bardzo nie podobało” (tu „zdeka” to „krótko”). W końcu trafia na imprezę, gdzie było „zdeka ząje***ście” (tu „zdeka” to już raczej „bardzo” niż „trochę”), a potem pisze: „Zdeka trochę mnie boli głowa” (proszę zwrócić uwagę na tzw. masło maślane: „zdeka