246 Odczytać rzeczywistość
Dwa rodzaje przedmiotów
W celu zainaugurowania rubryki poświęconej mitom i znakom — którą kontynuować będziemy nie powodowani obsesją terminów, lecz raczej w miarę docierających zewsząd bodźców — najlepiej udać się, niczym pobożny pielgrzym, do jednego z sanktuariów masowej komunikacji, czyli na Targi Mediolańskie. Trzeba jednak być świadomym tego, w jakim charakterze się tam przybywa. Co innego bowiem jest wybrać się tam jako biznesmen. Targi nie oszukują, ofiarowują jedynie możliwość znalezienia tego, czego się szuka, dotknięcia, zakupu. To gra bez podtekstów, uczciwa, przynajmniej o tyle, o ile może być uczciwa konkurencja w gospodarce wolnorynkowej. Co innego zaś jest pójść na Targi jako widz (tak dzieje się w przypadku większości zwiedzających). Dla widza Targi są wielkim kiermaszem triumfujących towarów i upodabniają się w jego oczach do światowych expo w miniaturze. Skoro — jak twierdził Marks — „bogactwo społeczeństw, w których dominuje kapitalistyczny sposób produkcji, wydaje się być ogromnym zbiorowiskiem towarów”, to wystawy światowe są świątynią, gdzie towary tracą wszelką realną wartość użytkową i, po większej części, wymienną, aby stać się czystymi znakami konotacyjnymi o wysokim ładunku emocjonalnym. Wyzbywają się niemal całkowicie swojej konkretnej indywidualności, żeby przemienić się w pieśń o postępie, hymn na cześć obfitości i rozkoszy konsumpcji oraz produkcji.
Targi są jednak tylko częściowo wystawą światową. Towary można tam bowiem również kupić. Stanowią one znaki powszechnego pragnienia posiadania, lecz są także obiektywnymi przedmiotami zindywidualizowanego, ściśle określonego pożądania. Ogromna liczba zgromadzonych tam obiektów odsyła nas do „socjologii przedmiotów”, która powstaje obecnie we Francji i o której opowiemy innym razem. Ale socjologia (czy semiologia) przedmiotów postrzega je w ramach konkretnego systemu społecznego, który je wytwarza, a więc pojmuje je jako język, w który należy się wsłuchać, żeby spróbować uchwycić jego konstrukcję i reguły. Tutaj natomiast przedmioty umieszczone są jak w słowniku albo gramatycznym repertorium, czasowniki z czasownikami, przysłówki z przysłówkami, lampy z lampami, traktory z traktorami. Czyż nie należy stąd wyciągnąć wniosku, że owa kolekcja przedmiotów, jaką są Targi, pozostawia swobodę zwiedzającemu, ponieważ nie narzuca mu logiki akumulacji przedmiotów, pozwala na chłodną obserwację i wybór? Tak się nie dzieje, ponieważ ideologiczne przesłanie Targów uchwycić można dopiero wtedy, gdy przyjrzymy im się bliżej, kiedy zostaniemy już niemal wciągnięci w proponowaną przez nie perswazyjną grę.
Przedmioty są dwojakiego rodzaju. Jedne są „piękne”, godne pożądania i, w gruncie rzeczy, dostępne. To fotele, lampy, kiełbasy, alkohole, motorówki, baseny. Zwiedzający kocha je i chciałby je mieć. Prawdopodobnie nie może kupić motorówki, ale wolno-mu marzyć, że kiedyś, kto wie, pewnego dnia ją kupi. To, czego nie pragnie, to gromadzenia przedmiotów jednego typu. Może chcieć kupić popielniczkę, ale nie sto popielniczek, ponton, ale nie tysiąc pontonów. Pragnienie jest więc gwałtowne, lecz nie powoduje udręki, może zostać zaspokojone, wprawdzie nie od razu, tak czy owak trudności w jego zaspokojeniu nie powodują dramatu niemożności. Wszystkie owe „piękne” przedmioty są, jeśli się dobrze zastanowić, dobrami konsumpcyjnymi.
Ale są jeszcze inne eksponaty, wydają się „brzydkie”, bo są to dźwigi, betoniarki, tokarki, czerpaki, koparki, pompy hydrauliczne (w rzeczywistości są one przepiękne, piękniejsze od tamtych, ale zwiedzający tego nie wie). Jako brzydkie, zajmujące dużo miejsca, nie budzą pożądania również dlatego, że wydają się dziwnie pozbawione funkcjonalności: koła kręcą się na próżno, czerpaki kołyszą się w powietrzu, niczego nie nabierając... Pozostają niedostępne, ale