252 Sens bycia
Ale ślad tego „głębokiego kiedyś” niepamiętnej przeszłości płynie do mnie, z twarzy drugiego człowieka, jako rozkaz i prośba, jako przykazanie Boga, który „kocha obcego”, niewidzialnego, nietematyzowalnego Boga, który w tej twarzy się wyraża i o którym moja odpowiedzialność za Innego zaświadcza, nie odwołując się do żadnej wcześniejszej percepcji. Niewidzialny Bóg, którego nie może objąć żadna relacja, ponieważ nie jest On członem żadnej relacji, nawet intencjonalnej, ponieważ nie jest On kresem4 niczego, ale właśnie Nieskończonością. Nieskończonością, której jestem oddany przez nie-intencjonalne myślenie, oddany w taki sposób, że żaden przyimek występujący w języku - nawet ku (a), do którego się tu uciekamy - nie może tego oddać. Ku-Bogu, którego diachroniczny czas jest jedynym szyfrem, zarazem oddaniem i transcendencją. Nie jest pewne, czy Heglowskie pojęcie „złej nieskończoności” nie wymaga rewizji.
6. SENS CZŁOWIECZEŃSTWA
W odpowiedzialności za drugiego człowieka jego bliskość ma zatem inny sens niż ten, jaki mogłaby jej nadać „współ-prezentacja”, mająca charakter wiedzy, i inny niż ten, jaki dla każdego ma jego wewnętrzna re-prezentacja. Nie jest wcale pewne, że ostateczny i właściwy sens istoty ludzkiej polega na jej jawieniu się komuś innemu albo samej sobie, że tkwi w tym, co się ukazuje albo w samym ukazywaniu się, w odsłanianej prawdzie albo w noezie wiedzy. Czy człowiek na pewno nie ma sensu ponad tym, czym człowiek może być, ponad tym, jak może się ukazywać? Czy ten sens nie jest obecny w jego twarzy,
* Francuskie „terme", znaczące przede wszystkim „kraniec, kres”, w zwrocie „ie ternu d'me relatian” tłumaczę, zgodnie z przyjętą z języku polskim terminologią, jako „człon [relacji]’'. Nie oddaje to jednak istotnej dia Lóvinasa intuicji, zgodnie z którą „człon relacji” jest jednocześnie jej biegunem, kresem, tym, co ją wyznacza i ogranicza. W przekładzie powyższego fragmentu użyłam raz słowa „człon”, a potem słowa „kres” - tam gdzie w tekście oryginału pojawia się dwukrotnie to samo słowo „terme", (M.K.) twarzy pierwszego przychodnia, w jego obcości (albo, jeśli można tak powiedzieć, w jego cudzoziemskości, nietutej-szośd <etrangerete>) Innego, bo właśnie z tą obcością wiąże się jego wołanie o mnie, czyli jego narzucanie się mojej odpowiedzialności? Czy to narzucanie się, to spada-nie-na-mnie obcego, nie jest sposobem, w jaki „wkracza na scenę” albo w jaki Bóg nawiedza myśl, który kocha przychodnia, który przez jego pytanie stawia mnie pod znakiem zapytania i o którym zaświadcza moje „oto jestem” (me voici)l
Znaczenie tej diachronicznej obcości Innego w mojej odpowiedzialności za niego, tej „różnicy między nieodróżnialnymi bytami”, nie mającymi wspólnego rodzaju - ja i Inny - pokrywa się z moją nieobojętnością, z moją nie--in-dyferencją wobec Innego. Czy nie jest ono samym znaczeniem twarzy, źródłowej mowy, która o mnie pyta i utrzymuje mnie pod znakiem zapytania, która mnie budzi i wzbudza moją odpowiedź, czyli moją odpowiedzialność? Czyż nie na tym polega, przed wszelką wiedzą, jaką mogę mieć o sobie samym, przed jakąkolwiek refleksyjną obecnością wobec siebie, ponad moim uporczywym trwaniem w bycie i ponad spoczywaniem w sobie samym, wielkie otrzeźwienie psychizmu, dzięki któremu staje się on człowieczeństwem, „b y c i e”-d 1 a-l nn e g o, „bycie”-ku-Bogu, zrywające z Heideggerowską Jemeinigkeitl
Za pomocą tych pytań i przypuszczeń nie zamierzamy przypominać wielkiej tezy psychoanalizy, wedle której analityk lepiej widzi drugiego człowieka, niż widzi siebie on sam, w swojej spontanicznej i refleksyjnej świadomości. W tym wypadku nie chodzi ani o to, by widzieć, ani o to, by wiedzieć. Pytamy, czy człowieczeństwo człowieka jest określone tylko przez to, czym człowiek jest, czy może w twarzy, która o mnie pyta, nabiera sensu znaczenie inne - i starsze - niż ontologiczne, budząc mnie na myślenie inne niż wiedza, która jest prawdopodobnie samym tętnem jaźni spokojnego sumienia. Sens istoty ludzkiej nie mierzy się obecnością, nawet obecnością wobec samego siebie. Znaczenie bliskości nie mieści się w granicach on-tologicznych, w essencji ludzkiej i w świecie. Znaczy ona