ZYGMUNT GREŃ
tatrzańskiej stolicy; nie raz jeden mogło się nawet wydawać w tych latach, te do prawdziwej stolicy intelektualnej podzielonej Polski.
Ruszyli więc po ukazaniu się tych powieści zwartym szykiem zarówno ci „zaczepieni” przez autora, jak i wszelkiego rodzaju miernota literacka, która złapała okazję do pra-womyślnego oburzenia. Wincenty Lutosławski, z lekka ośmieszony w powieściach, w spisywanych po dwudziestu latach wspomnieniach dokładnie spreparował swego byłego przyjaciela: Nie jestem pewny, czy zdołałem go przekonać o istnieniu jaźni; w ogóle był on niedostępny dla metafizyki, choć ustawicznie do niej dążył; szukał prawdy nie tam, gdzie należy i nie znalazł jej aż do śmierci. Jego pociągały nadzwyczajne różne przeżycia i brał na serio literaturę okultystyczną, a nie miał cierpliwości, aby poważnie zbadać pisma prawdziwie twórczych filozofów. Szedł ku tym, co najwięcej obiecywali, nie spostrzegając, jak dalece ci sofiści nie umieli swych obietnic dotrzymać. Miał wygórowaną ambicję, graniczącą z megalomanią, a nie napotkał w życiu takich nauczycieli, jak Gaston Paris lub Frłtzmaurice Kelly, co by go nauczyli pisać. Umiejętność jasnego pisania od języka nic zależy. (...) On chciał pisać inaczej niż wszyscy i tym czytelników zadziwiać11).
Lutosławski trafnie obserwuje. Ale zna-
rwwłai *■«.— <»«
1 Herbaczewski ma swojej namiętnej tyrać cje dopiero nasza epo dzlan niezawodny, bo « cipu. Należy miaoowk to pozycji leżycie, ko zycjl ci „prorocy” są przecież, nawet wiek: objawienia” miał v.ó* romski. Więc i on był potrzebny. Naród wri cją literacką miał le cyjskiego, czy nawę i czekać objawienia, sfery wtajemniczony tycznie, zechcą nań ; Herbaczewski coś z gentnego. a jakie, i metafory — któreś prawomyślności lite utrzymywać w ryza wspominać, aby obt Więc te ataki na przytoczyliśmy najt sługiwały się na cg utworów. Budowały bowości. Raczej n Mistyficiński” — w gik” •— powtarzali i przed przypisywani* gół jednak nie pomaj w ostatnich latach o nim. w których «