ii'. :ió .i,-Uj:g
►'/ ,-i ,i m.iWiM.J .'lU^ ufi1 :hUi ■ 1 j W
Lr Y*' Elj i ■ ■ *
... kpió
ii.
•)
.j
i
i
r
I;
i
*!:
j-
F
f. .
I :
i
i
1
! i
U
: 1
5 :
Mi
; i ! ‘
<
i-.
i • r
i
i
i
; i
{i li!
!j:
r;
i
— Zgodziliśmy się na dwadzieścia tysięcy — mówi, do siebie. — Ładny grosz, stara się ucieszy. Jak dobrz1 pójdzie, to jeszcze do końca sezonu zarobię drugie tyld
ł o
Zaniepokoił się trochę, że tamten nie wraca. I
— Tyle pieniędzy przeliczyć i ułożyć, to zejdzi trochę czasu — pocieszał się — nigdzie mi nie uciek! nie, bo stoję przecież na schodach. Musi tędy wracać!
Minęło pół godziny, potem godzina, a po kupcu ani śladu. Kułfoniak zaniepokojony na dobre postanowi; odszukać go i zrugać za opieszałość. Kiedy wszedł n ' ostatnie piętro, omal nie padł z wrażenia. Wie było ta żadnych, drzwi, tylko przejście do sąsiedniej klat schodowej, którą można było spokojnie zejść na dót Gospodarz uświadomił sobie, że został okradziony. Jałj szalony zbiegł na dół i wzbudzając zainteresowanie wśród przechodniów, pognał przed bank. Ale uliczk$ była jak wymarła — bramy puste, handlarze nieobecni!
Trudno opowiedzieć, co przeżywał Kułfoniak. Mia$ jeszcze trochę pieniędzy, ale była to zaledwie drobna sumka. Niestety, większość zarobku padła łupem złoił dziejaszka. Czuł, że traci sympatię dla stolicy. ;;i
— Cholera, kto to słyszał, żeby budować takie dziw-j
ne domy — mruczał do siebie idąc ulicami. '|
■ • I
Znów nikt nie zwracał na niego uwagi. Nawet nięj’1 widział, jak daleko zaszedł, pogrążony w smutnych rozmyślaniach. W pewnej chwili poczuł głód i postano^ wił się posilić. Opodal była akurat restauracja.
Gruby cerber zagrodził mu drogę. i
— Bez krawata gości nie wpuszczamy.
Gospodarz wzruszył ramionami i poszedł dalej. Za;
rogiem ulicy natrafił na mały prywatny sklepik z męs-; ką konfekcją. Wszedł więc i poprosił o krawat. Orzekł, .j że skórzany będzie najlepszy. Założył go na szyję j i wrócił do restauracji.
— Teraz już można? I
Cerber popatrzył na krawat i otworzył drzwi.
— Prosimy bardzo.
Kułfoniak zajął ustronny stolik i z rozpaczy posta-i no wił strzelić sobie setkę. Ale kelnerzy nie kwapili się z obsługą. Widocznie mieli jakąś naradę produkcyjną, bo zgromadzili się przy służbowym stoliku i zawzięcie dyskutowali.
| — Kallo!
i — Kelner!
i
j — Panie starszy! — krzyżowały się w powietrzu i zawołania.
i Kułfoniak również wołał i podnosił rękę, pragnąc I zwrócić na siebie uwagę, ale na próżno. Wyjął więc j nłówek i napisał na serwetce: „Można tu coś zamó-| wić?”, nadział kartkę na strzałę i wypuścił z luku | w kierunku kelnerów. Strzała upadła na stolik, wywo-:: łając konsternację. Kelnerzy przeczytali kartkę i na-; lyehrniast rzucili się do stolików.
i
j ■— Czym mogę służyć?
i — Rosół, zraz wołowy i setkę wódki —- zamówił ! Kułfoniak.
i
i Po paru dalszych kieliszkach nabrał animuszu.
! — Co się będę babie tłumaczył? — dodawał sobie
i odwagi.— Powiem, że zgubiłem dolary i sprawa zała-r (,wioną.
I
i W miarę jak upływały godziny, czuł się coraz lepiej, I; Postanowił przenocować w stolicy, być może jutro uda | mu się odszukać przed bankiem złodzieja. Był już i: późny wieczór, gdy uregulował rachunek i wyszedł na
ulicę. Przeprosił jakąś kobietę, stojącą samotnie na rogu, i grzecznie zapytał.
i •
— Wie pani może, gdzie jest najbliższy hotel?
— W hotelach nie ma miejsc — odpowiedziała. — Chodź lepiej do mnie, dzikusku. Napijemy się czegoś.
Kułfoniak sam nie wiedział co zrobić, ale przedsię-
lll
!fTr-br
•uh
A