134
wszystkie strony, a pogoda ustalała się pod znakiem polskiej jesieni i babiego lata, ksiądz kanonik, dobrawszy sobie do towarzystwa Wojciecha Ślmaka, albo Wojciecha Kościelnego, szedł w góry, najczęściej do Czarnego Stawu, bo już na większe uciążliwe wycieczki nie pozwalał mu wiek podeszły. Ale za to przy Czarnym Stawie, lub poniżej hali Gąsienicowej pod jednym ulubionym świerkiem, z pod którego cudny był widok na cały łańcuch Tatr od Koszyckiej po Świnnicę, przesiadywał po kilka dni, żyjąc głównie żentycą i pięknościami natury górskiej, dla której miał tak wyjątkowe zrozumienie i kult.
Bo ksiądz Stolarczyk, choć pochodził z ludu, choć był człowiekiem pierwszego cywilizowanego pokolenia, odznaczał się nietylko bystrą inteligencją, ale podobnie jak Chałubiński, był podszyty poetą, wrażliwy na piękno wogóle, a zwłaszcza na piękno w przyrodzie, na którą patrzył nietylko okiem człowieka religijnego, pełnego podziwu dla dzieła Stwórcy, ale i okiem artysty, umiejącego odczuć istotę tego piękna, np. jego walory kolorystyczne, które tak trafnie i subtelnie uwydatnił np. w swym opisie Okna Chałubińskiego pod Gerlachem. Wykształcony humanistycznie, dobry łacin-nik, wcale niezgorzej władający językiem niemieckim, rozmiłowany w poetach Złotego Wieku, zwłaszcza w Kochanowskim, posiadał nietylko znakomicie zaopatrzoną piwnicę z całą kolekcją win węgierskich, które gromadził z amatorstwa, sam pijąc bardzo mało, ale i doborową bibliotekę, bo choć do tego nie przyznawał się otwarcie, miał... .żyłkę literacką.
Że nie był pozbawiony i talentu pisarskiego, tego prze-dewszystkiem dał dowód w swym mistrzowskim, a poniekąd klasycznym opisie swej „Wycieczki na szczyt Gerlachu", napisanym tak bezpretensjonalnie i poprostu, a tak pięknym językiem i stylem, że wcale nie przesadza Witkiewicz, gdy na jego „pyszny styl“ zwraca uwagę.
Ten „pyszny styl11 księdza Stolarczyka przejawił się również w jego uroczystych przemówieniach okolicznościowych przy różnych nadarzonych okazjach w Zakopanem, styl, którego mu wielu mówców kościelnych i świeckich mogło pozazdrościć.
Zachowały się dwa z tych jego przemówień: Mowa, wygłoszona dnia 30 lipca 1882 roku na uroczystości poświęcenia Dworca Tatrzańskiego w Zakopanem i mowa wygłoszona dnia 29 lipca 1883 roku na uroczystości poświęcenia Szkoły Snycerstwa w Zakopanem.
Pierwsze z tych przemówień, wypowiedziane na sali, szczelnie wypełnionej publicznością, wśród której, obok Zy-blikiewicza, Chałubińskiego, Baranowskiego, Eliasza, znaleźli się i dwaj goście belgijscy, August Couvreur i Karol Buls, przemówienie, które „na słuchaczach głębokie wywarło wrażenie", brzmiało jak następuje:
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Na, chwalebne życzenie szanownych mężów Towarzystwa Tatrzańskiego dopełniłem poświęcenia domu tego. Dawny to obyczaj w Imię Boże przez kapłany błogosławić domy, przez co się niejako świątyniami stają, zatem i dom fen od dnia dzisiejszego jakoby świątynią, nad którym Bóg w szczególniejszy sposób opiekę mieć będzie, co mu pewną przyszłość wróży bo inaczej nie byłoby tak, jak psalm mówi: Nisi Dominus la-borauerit cwitatem in uanum laborauerunt qui edificant eum; —- z tym też go przywilejem Szanownego Towarzystwa Tatrzańskiego ze strony kościoła świętego polecam.
I któżby był przed niedawnym czasem marzył, iż na tern, jak się zdawało, tak mało obiecującem miejscu, tak okazały gmach powstanie; przecież przed laty warunków ku temu nie uznawano, z początkiem mojej tu bytności rzadki się turysta pojawił, który oglądnąwszy cokolwiek pobieżnie wnet stąd znikał. Jednak Opatrzność Boska-, jak się zdaje, inaczej postanowiła. Odnaleźli się mężowie, którzy te wyjątkowe dzieła Boże zrozumieli, opisywali, i, co więcej, przez dłuższy czas pilnie badając te wysokie skały tu przebywać poczęli. Nareszcie korona pojedyńczych zapatrywań, poczucia i chęci,