200 ftdam Lenkiewicz.
— Rogacz — odrzekł krótko.
Byliśmy poruszeni. Zobaczyć rogacza, a może jelenia tu, w tem dzikiem pustkowiu, w jego królestwie, autentycznego jelenia, wydawało się niemałą atrakcją. Swoją drogą, gdzie on tego rogacza widzi? — myślałem — bo ani ja, ani żaden z moich towarzyszy nie dostrzegł niczego podobnego. Ale Wasyl miał lepsze od nas oczy, rogacza widział stanowczo, mówił, że schodzi zrębem w dół do potoka i że możnaby go łatwo podejść. W rzeczywistości, idąc za wskazówkami Wasyla, zobaczyliśmy wreszcie na zrębie jakąś żółtą plamę, poruszającą się zwolna ku dołowi. W jednej chwili powstał w naszych głowach genjalny plan. Gdyby tak upolować rogacza! Za jednym strzałem możemy zdobyć obfitą aprowizację na szereg dni. Coza szczęśliwy zbieg okoliczności! Wasyl ma strzelbę i naboje, a jeden
Mizunka.
(Fol. Sl. Pazirski).
z moich towarzyszy odrazu objawił gwałtowną żądzę zabicia rogacza. Strzelał nieraz do wróbli z flo-bertu, więc może i do rogacza strzelać. Wziął więc strzelbę od Wasyla i szybko skradając się, pospieszył w dół, w stronę zrębu. Siedzieliśmy na miejscu, czekając w wiel-kiem naprężeniu, a każda sekunda dłużyła się nam w nieskończoność. Wreszcie doczekaliśmy się strzału. Skoczyliśmy co sił w nogach i pobiegli w dół do potoku. Powyżej na zrębie zobaczyliśmy naszego myśliwego, pochylonego nad czemś. W jednej chwili znaleźliśmy się przy nim. Lecz co za rozczarowanie! Ma ziemi leżała martwa sarna, taka sobie łagodna sarenka, wyciągnąwszy zgrabne nóżki.
— Stała — tłumaczył się nasz myśliwy — na tle suchego drzewa i całkiem tak wyglądała jak rogacz.
Wasyl miał minę markotną i zakłopotaną. Polowanie i tak nie bardzo było legalne, a jeszcze w dodatku sarna padła ofiarą. Tylko nasz strzelec