4WIAT DOCZESNY 235
zamiłowania w rozmyślaniach oderwanych, zachował w sobie dużo z natury jońskićj, lubiącej przyrodę. Nie zapomniał nigdy, że jest uczniem Anaxymandra. Musiał od dzieciństwa dużo zbierać spostrzeżeń, a nieustające podróże do coraz nowych krajów, karmiły potężnie tę żyłkę. Wolał zatem być niekonsekwentnym i filozofować o świecie, jak gdyby nie było związku żadnego między nim a Bóstwem. Zamiast wyprowadzać stworzenia doczesne z wie-czystćj Jedności, jak tego wymagała logika systemu, szukał ich początku w dawniejszych, tak jak obecne, będą rodzicami przyszłych.
Tak snuje się od wieków nieprzerwany łańcuch życia i śmierci, przemian bez końca, będących objawami przelewającćj się w coraz nowe kształty wielości Ale w tćj wielości nie masz bytu rzeczywistego. Rozwija się, ponieważ mieści w sobie sprzeczność, rozdwojenie, wytworzone przez dwa przeciwne sobie żywioły, płynny i stały, wodę i ziemię. Wierzchnia część ziemi jest płaszczyzną, dolna ciągnie się w nieskończoność; ziemia nie pływa ani nie jest zawieszoną w eterze, lecz sterczy niewzruszoną, niby szczyt olbrzymiego ostrokręgu, którego spód przepada się w głębinach nieskończoności. Powierzchnia była niegdyś pokryta wodami, jak o tem świadczą resztki zwierząt morskich, znajdywane daleko od morza; jak dowodzi także słonnosć morza, bo ustępując z lądu, zabrało wiele cząstek ziemnych, które mu nadały smak właściwy.
Ale powierzchnia ziemi nie pozostanie taką na zawsze; po latach woda pokryje ją na nowo i zatrze wszelki ślad życia. Gdy potop ten ustąpi, z pozostałego szlamu obudzi się życie nowe i potrwa do potopu przyszłego. W ten sposób istnienie stworzeń jest jakoby igraszką wzajemnćj walki dwóch żywiołów, płynnego i stałego: walka ta toczy się od wieków, a nie zakończy się nigdy. Zwycięstwo jednćj strony, zostaje niebawem zniszczone zwycięstwem
drugićj, a i to nie na zawsze, lecz tylko czasowem jest zwycię
stwem 1).
Mało ciekawą jest jego astronomia i meteorologia; uważał słońce, księżyc i gwiazdy za gorejące chmurki, które nad wieczorem lub nad ranem spaliwszy się znikają, aby potem rozpalić się na nowo; one zresztą, jak u pierwszych jońskich fizyologów, nie
*) Arisl. Met. I. e. 4 et 5 De coclo II. c. 12. Achilles Tałius, lsagogc ad Aratum p. 127. Pseudo-Orig. Philosoph. X. 4.