ROZWÓJ DIALEKTYKI. 459
Fileb, w których teorya definiowania bardzo obszernie wyłuszczona, a dwie jej metody, syntetyczna i analityczna, rozszerzone do innych zadań i dla tego celu zaopatrzone w mnóstwo sztucznych przepisów, odpowiadających nowemu przeznaczeniu.
Jednakże określenie pojęć jest tylko jedną połową pracy dialektycznej, a dwie metody przez nią używane, znacznie dalej sięgają. Nasamprzód oprócz dzielenia posługuje się Platon niejednym innym środkiem pomocniczym, n. p. wyliczaniem wszystkich cech, klasyfikacyą pewnych faktów, odróżnianiem jednych zjawisk od drugich; po tern są pojęcia, jak byt, ruch, spokój, całość i t. p. które wcale nie dają się określić w znaczeniu właściwem, wszystkie zresztą pojęcia pierwotne są w tern położeniu, wszystkie pierwsze pewniki, przyjmowane za zgodą wszystkich. Cóż z niemi pocznie dialektyka? nie może ich dzielić ani składać, a jednak musi je sprawdzać. Z małej liczby przypuszczeń wyprowadza matematyka niezliczoną ilość twierdzeń, niby to prawdziwych w naszej przestrzeni trzyrozmiarowej, ale wedle Platona są to senne marzenia, nie zaś wiedza prawdziwa, dopóki ona przypuszczenia swoje uważać będzie za niewzruszone, choć ich dowieść nie umie l). Podobnież każda nauka i sztuka zaczyna od założeń, których dowieść nie usiłuje, kontenta, że wnioski z nich płynące, zgadzają się między sobą i z jakimś końcowym rezultatem. Żadna jednak nie tłumaczy, na czem opierają się owe założenia, ani jaką mają wspólną zasadę wszystkie nauki razem. Tu otwiera się dla dialektyki pole niezmierzone. Ona każdej nauce daje to, czego jej medostaje, zrozumienie pierwszych zasad, a wszystkie razem zamieniwszy w podnóżek dla swojej pracy, wznosi się od nich aż do kontemplacyi najwyższego bytu. Ażeby osięgnąć cel taki wspaniały, postępuje ona przeciwnie niż matematyka, która, jak widzieliśmy, w oczach Platona nie jest w ścisłem znaczeniu żadną nauką, skoro nie umie dotrzeć do samego bytu2), ani wytłumaczyć, dla czego z takich, a nie innych
ł) R e s p. VII p. 533 Cs Porów. VI p. 510 c
2) >Jeźeli początkiem jest to, czego się nie wie, a koniec i środek splecione są z tego, czego się nie wie, jakim wtedy sposobem podobne przypuszczenia mogą kiedykolwiek stać sie wiedzą« (R e s p. VII p. 533 c). Ostry ten a niezupełnie słuszny sąd o matematyce objaśnia Campbell w ten sposób, że »matematyka nie jest nauką w znaczeniu platonskiem, ponieważ nie bada natury naszych własnych pojeć« (F/ati/s Republic III. p. 346). Rzeczywiście wychodzi ona od pewnych przypuszczeń, które