ŚMIERĆ CESARZA
Stangret Froł również prosił cara, by wsiadł na powrót do karety i pojechał dalej. [Uszkodzony został tylko tył pojazdu i okazało się, że może on jechać - E.R.], Oczywiście wszystko to rozumiał również cesarz... Jednak Jego Cesarska Mość nic nie odpowiedział na prośbę stangreta, odwrócił się i skierował ku chodnikowi przylegającemu do Kanału Jekatierińskiego... Cesarz kroczył chodnikiem; na lewo od niego - ja, z tyłu - kozak, który siedział na koźle, i czterej kozacy z eskorty prowadzący konie za uzdę. Otoczyli cesarza. Po kilku krokach car poślizgnął się na bruku, ale udało mi się go podtrzymać. (Dworżycki)
Car skierował się wprost na Rysakowa.
Zamachowiec znajdował się o jakieś dwadzieścia kroków od miejsca wybuchu; trzymało go czterech żołnierzy, a tuż obok stał dowódca straży, kapitan Koch. Stojący na chodniku podporucznik, nie od razu poznając cara, zapytał:
- Co z carem?
Jego Cesarska Mość, podchodząc już do Rysakowa, odrzekł:
- Chwała Bogu, ocalałem, ale ot...
I wskazał zabitego kozaka i umierającego chłopca.
Rysaków z miejsca odpowiedział:
- Czy nie za wcześnie jeszcze na chwała Bogu?
Dowiedziawszy się od Rysakowa, że jest mieszczaninem (nareszcie nie szlachcic!), cesarz z ulgą powiedział: „Hahatek!" (grasejował). I pogroziwszy Rysakowowi palcem, poszedł chodnikiem ku swojej karecie. Pułkownik Dworżycki znowu jął upraszać władcę:
W tym miejscu pozwoliłem sobie ponownie zwrócić się do cesarza z prośbą, by wsiąść do sań i odjechać, ale on przystanął, zamyślił się chwilę i następnie odparł: „Dobrze, tylko pokaż mi przedtem miejsce wybuchu".
Tymczasem podszedł wracający z parady ósmy oddział piechoty morskiej. Car szczelnie otoczony przez żołnierzy z tego oddziału i kozaków skierował się ku powstałej na jezdni dziurze.
Poddając się woli monarszej, skierowałem się na ukos ku miejscu wybuchu, lecz nie zdążyłem zrobić trzech kroków. (Dworżycki)
Młody człowiek stojący bokiem przy kracie kanału odczekał, aż cesarz się zbliży. Nagle odwrócił się, podniósł ręce ku górze i rzucił coś pod nogi władcy...
Był to Ignacy Hryniewiecki.
Rozległ się ogłuszający huk. Car, otaczający go oficerowie, kozacy i sam młodzieniec, który rzucił bombę, i pobliscy ludzie - wszyscy od razu upadli jak podcięci. Na wysokości dorosłego człowieka utworzyła się kula białawego dymu, który, wirując, jął się rozpraszać, opadać...
461