Noc z życia losifa Wissarionowicza: tyrania filmów i obiadów 529
wojskowy wpadł we wściekłość, nabierając jeszcze większych podejrzeń wobec Mołotowa i Mikojana.
Palatyni nigdy nie spotykali się prywatnie: W przyjaciołach i przyjaźni kryło się niebezpieczeństwo - napisał Siergiej Chruszczów. - Mcwinne spotkanie mogło się zakończyć tragicznie. Kiedy Chruszczów, Malenkow, Mech-lis, Budionny i inni mieszkali przy ulicy Granowskiego, praktycznie nigdy nie odwiedzali sąsiadów. Stalin podsycał ich wzajemne animozje: Beria i Malenkow nienawidzili Żdanowa i Wozniesienskiego, Mikojan nienawidził Berii, Bułganin nienawidził Malenkowa. W ich domach założono podsłuch. („Byłem podsłuchiwany przez całe życie” - wyznał Mołotow swemu ochroniarzowi, który ostrzegł go, że w jego domu jest podsłuch). Ale Beria utrzymywał, że celowo wyrażał w domu krytyczne opinie, gdyż w przeciwnym razie Stalin stawał się podejrzliwy. Ich znaczenie zależało nie od stanowiska, ale wyłącznie od stosunków ze Stalinem. Dlatego Poskriebyszow, zaledwie członek KC, mógł otwarcie znieważać Mikojana, członka Polit-biura, kiedy ten znalazł się w niełasce.
Stalina trzeba się było radzić we wszystkim, nawet w absolutnych drobiazgach, a mimo to generalissimus nie chciał, by nagabywano go o decyzje, ponieważ to też go denerwowało. Beria się chełpił, że podczas gdy Jeżów biegał do Stalina z każdym głupstwem, on sam konsultuje się z nim tylko w ważnych sprawach. Jeśli Stalin przebywał na wakacjach, najbezpieczniejszą strategią było nie podejmować w ogóle żadnych decyzji, co do perfekcji doprowadził Bułganin, który w efekcie bardzo wysoko zaszedł. W razie wątpliwości należało się odwołać do przenikliwości Stalina: Bez Was nikt nie rozstrzygnie tej kwestii - głosi jedna z takich notatek. Stalin lubił wysłuchiwać opinii innych, zanim wyraził własną, lecz Mikojan wolał „zaczekać, co powie Stalin”.
Beria uważał, że ten, kto chciał przetrwać, musiał „zawsze uderzać pierwszy”. Rzeczą rozsądną było donosić na kolegów lub, jak ujął to Wyszyński, „trzymać ludzi w niepewności”. Kiedy Mołotow popełnił błąd, Wyszyński rozkoszował się tym. Ale donosiciele też żyli w niepewności. Manuilski napisał dziesięciostronicowy donos na Wyszyńskiego:
Drogi towarzyszu Stalin, zwracam się do Was w sprawie Wyszyńskiego [...]. Za granicą, bez nadzoru ze strony KC, zachowuje się jak drobnomieszczanin i człowiek bezgranicznie zadufany w sobie, dla którego interesy własne stoją na pierwszym miejscu. Stalin postanowił nic z tym nie robić, ale, jak zwykle, poinformował ofiarę. Od tego dnia Wyszyński spoglądał w nieznane: „Żyję tylko teoretycznie. Po prostu przetrwałem dzień. Przynajmniej to już coś, Bogu dzięki!”