nią. Stało się ono głównym ośrodkiem religijnym i kulturalnym różnowierców w Wielkopolsce, głównie luteran i braci czeskich. Jego atmosfera odpowiadała zarówno ojcu Edmunda, jak również matce Salomei. Niestety, pobyt w Szamotułach nie trwał długo.
Ojciec Edmunda został wkrótce przeniesiony do Buku, a następnie do Wrześni. Mieszkając w Buku rodzina Callierów zaprzyjaźniła się z pułkownikiem Andrzejem Niegolewskim, żołnierzem napoleońskim, który brał udział w walce pod Somosierrą, mieszkającym w pobliskim Niegolewie. Sędziwy wojak bywał częstym gościem w domu Callierów. Edmund przeżywał każde odwiedziny pułkownika, który snuł opowieści i wspomnienia o zwycięskich bitwach napoleońskich. Wcześnie rozbudzona wyobraźnia chłopca nie pozostała bez wpływu na jego późniejsze losy. Marzył o wielkich czynach wojennych, o bitwach i zwycięstwach, w których brałby udział. Któregoś dnia pułkownik, obdarzający chłopca niezwykłą sympatią, podarował mu konia i szablę. Od tej pory Edmunda nie widziano w domu. Całymi dniami galopował po polach i okolicznych lasach. Pani Salomea załamywała ze zgrozą ręce:
— Co z niego wyrośnie, nic go nie interesuje tylko żołnierka! Nigdy go nie ma w domu, ugania się tylko od rana do późnego wieczora!
Ojciec Edmunda, człowiek surowy, mało zajmujący się wychowaniem dzieci, pochłonięty sprawami sekretarzowania, niecierpliwił się:
— Największy kłopot z tym chłopakiem. Widzisz — zwracał się do żony — Oskar jest inny, spokojny, zrównoważony, lgnie do nauki. A ten — urwipołeć. Żadnego pożytku z niego nie będzie, ale wnet pójdzie do szkoły, a tam nauczą go rozumu.
Pani Salomea, która, mimo narzekania, czuła do najstarszego syna słabość, starannie ukrywaną, stanęła w jego obronie:
— Mój drogi, nie dziw się jego temperamentowi. Musi się wyhasać, toż to jeszcze dzieciuch, a nie zapominaj, że płynie w nim gorąca krew twoich przodków. Będą jeszcze z niego ludzie, wyrośnie na dobrego Polaka — ja się o to przecie staram. Ciągle opowiadam mu o wspaniałej historii naszego kraju. Wiesz, jak on się temu przysłuchuje, jeno mu oczy błyszczą...
— Dlaczego więc narzekasz? Ja wiem swoje. Dużo jeszcze będzie z nim kłopotów — oburzał się pan Fryderyk na niekonsekwencję swej małżonki.
Istotnie, przeczucia ojca szybko się sprawdziły.
Gdy w 1843 roku rodzice oddali 10-letniego Edmunda do niemieckiego gimnazjum imienia Fryderyka Wilhelma w Poznaniu, zaczęły się kłopoty. Edmundowi ani w głowie była nauka. Niezwykle żywy, nie mógł wysiedzieć nawet godziny nad gramatyką łacińską, odrzucał z niechęcią wszystkie zajęcia wymagające skupienia
13