kady, gdyż obeszli ją od tylu. Posuwając się ulicą Cordieres napotkali niespodzianie grupę, która otworzyła ogień. Komunardów było zaledwie dwudziestu, gdy wojska przeciwnika były kilkakrotnie liczniejsze. Do tej tragicznej obrony pchnęła komunardów bezdenna rozpacz, wywołana świadomością nieuchronnej klęski. Dwudziestu komunardów zostało rozstrzelanych w wąskiej uliczce Cordieres...
Wersalczycy szli dalej. Zajęli już okoliczne ogrody i zaczęli otaczać Buttes-aux-Cailles. Nastąpiła gwałtowna strzelanina z broni ręcznej i dział, które sześciokrotnie przewyższały stan uzbrojenia komunardów. Walery Wróblewski wiedział, że musi Buttes-aux-Cailles oddać nieprzyjacielowi. Jeszcze jest opanowany, jeszcze zagrzewa do walki swoich ludzi, których szeregi topnieją. Żeby chociaż zaszło słońce, niech zapanuje noc, oddalić jeszcze finał tej walki. Ale słońce stało wysoko . na niebie i mocno świeciło w coraz bardziej przerażone oczy komunardów. Po trzech godzinach los bitwy się rozstrzygnął...
Generał zebrał pozostałych przy życiu komunardów i w milczeniu opuścił miejsce, które przeszło na zawsze do historii walk Komuny Paryskiej. Pod osłoną baterii ustawionej wcześniej na moście Austerlitz przeprowadził swoich żołnierzy przez Sekwanę. Zabrał z sobą też wszystkie armaty, które broniły Buttes-aux-Cailles. Wersalczycy nie utrudniali niedobitkom
przeprawy. Spoglądali na nich z ciekawością, a może i z podziwem...
Walery Wróblewski udał się do delegata do spraw wojny w merostwie XI okręgu. Deles-cluze siedział w gabinecie bez ruchu. Generał z bólem spoglądał na tę szlachetną twarz, postarzałą nagle o kilkanaście lat. Charles Deles-cluze, ostatni wódz Komuny Paryskiej, milczał. Cóż miał powiedzieć? Wyczekująco spoglądał na generała. Ten niewielkiego wzrostu Polak, brunet o zaciętym, głębokim ostrym spojrzeniu, którego twarz okalała gęsta czarna broda, ten Polak nie miał już też nic do powiedzenia, poza suchą relacją z przebiegu bitwy na Buttes-aux--Cailles.
125