Nawet konie są tu jakiejś niebywałej rasy — bestyj apokaliptycznych, tak potężnych i gorejących ogniem wewnętrznym, — jak ludzie. Koń Witolda ma jego duszę: leci jak na skrzydłach — rozpalony walką i zwycięstwem, — leci tak, jakgdyby niósł na sobie losy całej Polski.
Koń powalony pod księciem Konradem Białym ma w „twarzy"— wyraz straszliwego przerażenia... Koń Wielkiego Mistrza jest ciężki potwornie, a nie czujący ciężaru, miotający się jak w ogniu.
Ktoby dał wiarę, że autor tego nadludzkiego obrazu korzył się w Rzymie przed lichem malowidłem dwóch uczniów Rafaela, szpe-cącem ściany Watykanu — „Bitwą Konstantyna"...
Obraz wywołał szalone uniesienie i nietylko tematem, który przypomniał nieszczęsnemu narodowi dni jego mocy i chwały, — ale tą właśnie — intuicyjnie wyczutą przez tłum potęgą twórczą.
Potem aż do końca snuje się szereg kolosalnych płócien: „Hołd pruski", j.Odsieciz wiedeńska", „Joanna dArc", „Kościuszko pod Racławicami" — nie mówiąc o szeregu pomniejszych, wśród których są drobne arcydzieła. Arcydzieła są nawet wśród szkiców jak np. „Klęska Lignicka" z serji „Dzieje cywilizacji w Polsce".
Matejko czuł się pomazańcem i płaszcz swego majestatu nosił dostojnie... Nie było kupiectwa i interesowności w tej duszy świętej. „Hołd pruski" ofiarował dla Muzeum Narodowego, „Odsiecz wiedeńską" dla Watykanu, który chciał tą drogą pozyskać dla obrony interesów polskich, „Joannę d’Arc“ przeznaczał dla Francji, aby ją zjednać dla Folski... Rozumie się, te nadzieje okazały się zawodne, ale ważny tu jest szlachetny, ofiarny odruch jego sercaŁ
Stojąc u szczytu sławy, jako światowa wielkość, nie wahał się zabrać do polichromji kościoła Marjackiego i stworzył dzieło czarodziejskie. Kto jest cokolwiek wrażliwy na sztukę, ten wyjść nie może z tej cudownej świątyni, z pod uroku niepojętej harmonji barwnej, działającej na duszę jak muzyka, osiągniętej zresztą bardzo prostemi środkami. Ta polichromja otwiera cały szereg podobnych prac młodszego pokolenia artystów, jak Mehoffer, Wyspiański, Trojanowski Edward, Uziembło i in.
Podobnie jego prześliczne rysunki starych budynków, zwłaszcza cudownych domów Starego Wiśnicza, dokąd Matejko jeździł jako narzeczony panny Giebułtowskiej, są czemś bezcennem dla dzisiejszych badaczy dawnego budownictwa polskiego, oraz młodych architektów, chcących nawiązać nić tradycji.
Dzieło olbrzymie człowieka, o siłach twórczych wielkich mistrzów minionych wieków, zabłąkanego w naszą epokę schyłkową.
136