74 CYGANERIA WARSZAWSKA
za pustymi obszarami piasków [i] żużli Olkusza sterczy jedna wieżyca Rabsztynu, ożywiona spomnieniem mężnego Hołubki1 2. Indziej Podzamcze, Siewierz i Smoleń na wyspie śród znacznego niegdyś jeziora, a dziś wyschłej doliny. Owdzie już nie zwaliska, lecz tylko wskazują miejsce znaczne po gruzach, zajmowane od wielkiej jakiej budowy. /
Szczęśliwi dziedzice, na których gruncie znajdują się ruiny! Są one dla nich kopalniami cegły i kamieni!!... Czyżby dla tego samego nie warto spieszyć się z opisywaniem pamiątek, zanim gospodarcza rachuba ich szczętów nie zagładzi?... ( .
Między KromdLowem i^ Mrzygłodem, pod wsią Blano-wicarfn~z jednej wyniosłości-rachowałem widnych gołym okien jedenaście rozwalin w okolicy. Wszystkie mają spólne podobieństwo, jak dzieci jednej matki, a jednak każda osobną cechą, niby kotwicą, przyczepia się do pamięci.
I gdy jedne z nich wznoszą się jeszcze wysokie, okop-ciałe dymem, licznymi lat szczerby, a nad fałdami surowego czoła dzikim chwastem porosłego świecą siwizną nieodartego tynku, to znowu inne leżą już jako pusta trupia czaszka, patrząc tajemniczo wypróchniałymi oknami.
Widząc pierwszy raz te dawne pamiątki zarosłe mchem i krzakami, mimowolnie jakieś uszanowanie odkryje ci głowę i w milczącym a wymownym podziwieniu każe się każdym rysem lubować, pieścić dotykaniem ich głazów.
Ale w^szkieletach nie dojrzysz dawnego życia, nic nie dosłyszysz — wszystko martwe i zimne jak skała — i dzierżawca lub ekonom miejscowy, co cię do ruin dowiedzie z grzeczności. Jeden wicher świszczę pieśń pogrobową, bo historia i podania przytłumiane zabiegami koło roli wybiegły niby sowy i kawki przez wędrowca spłoszone i jak mury mchem tak porosły grubą pleśnią zapomnienia.
nego między kupę przeciwną wystrzeliwszy, na syna własnego trafił i zabił.” (cyt. w objaśnieniu do utworu A. Fredry Obrona Olsztyna [w:] Pisma wszystkie, t. V, Warszawa 1956, s. 403). Prócz Fredry epizod ten opiewali S. Witwicki i W. Syrokomla.
Innym epizodem walk z arcyksięciem Maksymilianem był' odważny czyn Holubki w r. 1587, który zebrawszy górników olkuskich, w lasach koło Rabsztyna urządził zasadzkę na posiłki śpieszące na pomoc Maksymilianowi, zaatakował je, pobił, zabrał wiele jeńców i tabor.
"A jednak podania te nie -umarły, ale na kształt duchów, o^w,viijącvch niegdyś każdy~‘|pratfł5--stały- oig^flziś upio-ramt~i tułają po świecie. Szukać ich trudno i przypadkiem tyiKo powitać można. "Nie ma na to przepisów. Jeden szczęśliwszy, drudzy żałują trudu na zaspokojenie błahej wedle nich ciekawości, inni wprawdzie lubią słuchać podań chronologicznej przeszłości, ale czują tylko przywiązanie do niej nawykłe modą lub pokrewieństwem, z natury niezdolni do pojęcia całego uroku, jaki ma powieść natrafiona w wędrówce, jak skarb, jak klejnot godny złotej korony, do której należy.
Jeżeli komu usposobienie serca nie pozwala poprzestać na ślimaczym życiu stosunków towarzyskich, ten w całej swej młodości nie znajdzie ani jednej całej godziny prawdziwej radością chyba w czasie szału lub snu, które na chwilę oswobadzają ducha z więzów czasu.
Z takim usposobieniem samo oglądanie pomników przeszłości już jest rozkoszą, bo wywołuje marzenia.
Dziś wszystko stało się rzemiosłem; sztuka, umiejętność i co tylko w życiu ludzkim jest wielkiego,_to mniemają, iż pieniędzmi i przemysłem zdobyć można. Geniuszów, bohaterów' mających sławą i krwią swoją zapisać nieśmiertelne karty dziejów, dziś zaręczają, iż rzemieślniczym sposobem wychować można. Jeden tylko duch Gminu, odwieczny a wiecznie młody, nie ujęty zimnymi badaniami,