120 Z. KRASIŃSKI: IRYDION
PILADES. Wracam z sali Amfilocha — nigdzie nic nie słyszałem.
IRYDION. Przynieś pochodnię. (Pilades wychodzi) To być nie może — oni za chwilę tu będą!
MASYNISSA. A gdyby nie przyszli?
IRYDION. Nie przeklinaj mnie! Na nich oparta cała moja potęga. Na ich czele zbiegnę miasto i ludowi rzymskiemu przypomnę Brennusa36. Gladiatorzy i żołnierze moi bez nich nie wystarczą tłumom. Jeśli mnie zdradzili, zginąłem!
MASYNISSA. Dośpiewują hymnów swoich — bądź cierpliwy, synu!
(Pilades wraca z pochodnią)
IRYDION. Zatknij nad stosem!
Konam jak Prometeusz w łańcuchach, o chmurę jedną od biesiady bogów. Czego ty milczysz? — ozwij się, Ma-synisso — niech żyje Hellada!
MASYNISSA. Milczę, bo godzina naznaczona minęła w tej chwili i każde pióro jej skrzydeł śmiechem przedłużonym szumiało w przelocie. Teraz nic już nie słychać.
IRYDION. Wbrew losom i ludziom niech się stanie wola ojca mego! (Porywa za pochodnię) Cześć ziemi greckiej, cześć! a ty, potrójna Hekato, przyjm tę ofiarę.
Ha! kto idzie? odpowiedz, czarne widmo! Jeżeli jesteś moim złym geniuszem37, przyjdź później! Teraz nie wstrzymasz mnie!
POSŁANNIK. Pokój tobie w imieniu Jezusa Nazareń-skiego!
IRYDION. Tak — tak, cóż dalej? Gdzie pustelnik? Gdzie bracia?
POSŁANNIK. Symeon wzywa ciebie w rozpaczy. Na pro- 1 jach Eloimu biskup zatrzymał wszystkich zbrojnych śpieszących ku jSniastu!
IRYDION. Dzięki ci, sługo świętych. Patrz! zimny jestem, nic zabiję ciebie! (Depce pochodnię) Ty jedna tylko umieraj! ■Do Masynissy) Jeśli kto z moich wróci, niechaj siądzie i czeka!
MASYNISSA. Jeszcze daleko do zorzy.
PILADES. Panie, panie, szyszak twój!
IRYDION. By zwyciężyć, dość miecza — by zginąć, nie potrzeba hełmu — naprzód, nazarenie! (Wychodzą)
MASYNISSA. (Wstając i wznosząc ręce) O miasto serdeczne moje, błogosławię tobie! O Roma, w cieniu tych .-.mion bądź spokojnej myśli! Zbawiona jesteś dla podłości twojej! Zbawiona jesteś dla okrucieństwa twego! Żyj i uciskaj, by ciało zepsuło się w mękach, a duch zwątpił o Bogu! (Znika za stosem)
Przybytek Eloimu w katakumbach. Wiktor na stopniach ołtarza. Za nim kapłani i starcy. Z jednej strony klęczy Symeon, z drugiej stoi Metella. Dalej chrześcijanie zbrojni, na kolanach — na ołtarzu kielich święty i krzyż, obwisły różami, wśród palących się kadzielnic.
WIKTOR. Jako po tych dymach mdlejących1 tak i po was śladu nie będzie na ziemi ni w niebie! O! żeby sen wasz mógł być kamienny, bez wspomnień, bez przebudzenia! Ale j w przestworach śmierci wy żyć będziecie tam, gdzie zemsta Pana wiecznym gromem uderza! Wy żyć będziecie na wieki! (Do Symeona) Uciekaj jak pierwszy morderca88 sprzed oblicza Jehowy!
SYMEON. Słuchaj mnie raz jeszcze!
WIKTOR. Spojrzyj na tę niewiastę, do której się już
Brennus — zob. Przypiski Autora [72]. 37 Zob. Przypiski Autora [73].
Wiktor ma na myśli Kaina.