patos. „Ojczyzna moja wolna, wolna, więc zrzucam z siebie płaszcz Konrada”, pisał Słonimski. Cały naród był wciągnięty w pracę budowania własnego państwa, własnego wojska, własnej policji itd. wtedy, kiedy na świecie wszystkie instytucje te i wartości były podważone i zakwestionowane. Plejada świetnych studentów, wirtuozów „mowy wiązanej”, Skamandryci z miejsca „zmonopolizowali” poezję, nie znaleźli już zresztą rywali: Młoda Polska z jej udziwnionym językiem i sztucznymi egzaltacjami była skompromitowana, ośmieszona, następcami Młodej Polski były miernoty, poeci „Kuriera Warszawskiego”. Liryka prywatna, uczuć prywatnych, normalnie-ludzkich, powszednich, historiozofla łatwa, strofa wprost lgnąca do pamięci każdego słuchacza i czytelnika, logika prosta lirycznego wydarzenia, język poezji odsakralizowany, oddziwniony, upodobniony — wreszcie — do języka prozy pozytywistów, Prusa, Sienkiewicza — postępowa inteligencja znalazła w nich swoich poetów, stali się niewolnikami tego powodzenia. (Mówię o Skamandrytach z lat dwudziestych, później każdy z nich poszedł swoją drogą, pogłębił się, i dziś ci starzy poeci — Wierzyński, Iwaszkiewicz, Słonimski i po krewna im Iłłakowiczówna są świetnymi poetami naszych czasów).
Muszę przyznać, że ja, osiemnastoletni studencik, który nic jeszcze nie umiałem, wybrzydziłem się na optymistyczny konformizm Skamau drytów, nawet nie społeczny, ale towarzyski stara plaga polskich lite ratów — na banalność uczuć i banalność logicznego dyskursu, na ich ni ski pułap intelektualny nawet w stosunku do Młodej Polski, ich nieoczy tanie i brak ambicji, niepokoju umysłowego. W roku 1919, gdy stary świat i wszystkie jego wartości są zdruzgotane, gdy wszystkie uczut iii i idee i sam ich substrat — język, mowa ludzka — są co najmniej zakwe stionowane, gdy nie tylko poeci, ale już logicy i lingwiści stwierdzili, /< naturalny język ludzki jest „źle zrobiony” dla przekazu prawd - „uwici / niać” w poezji świat Lalki Prusa, konstruować „dalszy ciąg”, jak gdyby fundamenty tego wszystkiego nie były zagrożone! Z eks-kolegą z gimim zjum Rocha-Kowalskiego, który zresztą w ósmej klasie pisał wildowl u „sonety o krawatach”5, w zuchwałych hybris prowokowaliśmy „tnwa rzystwo” warszawskie kpiną, awanturami na wieczorach, wulgaryzm n pięknych konformistycznych uczuć na recitalach poetyckich, przy Czym skandal, kpina, ubaw, nawet walka wręcz ze słuchaczami miała dla i*.ta nie mniejszą wagę niż same wiersze. Ten dziki anarchizm był wypisz, wy maluj prekursorem dzisiejszych holenderskich beatników, i na tym wbrew dzisiejszym mistyfikacjom w kraju na ten temat - polegała |i go oryginalność i nowatorstwo. Przygoda ta, siłą rzeczy interesują! 1 im miała prawie żadnego wpływu na bieg poezji, była rewoltą poronna
Piecyk jednak miał dla mnie inne cele: psychoterapii, a raczej p«yi Im
Amator nowinek, życzliwy badacz wykryje w Piecyku bogaty asortyment chwytów i nowinek, które dotąd stanowią delicje nowatorów. Wyliczę tu najważniejsze:
a) odklejenie dyskursu składni poetyckiej od dyskursu i składni logicznej i szerzej racjonalnej. Wiązanie poszczególnych zdań, a w zdaniach i słów, nie na zasadach logicznej ciągłości czy uprawdopodobnionego opisu, nawet nie na mocy psychologicznych skojarzeń, ale przez erupcję czy inwazję w tok normalny mowy — w stanie przyćmienia świadomości słów i treści głębinowych, ciemnych. Nie gwoli zaciemnienia sensu, ale odwrotnie — dla rzucenia snopu światła na rzeczy ż natury ciemne; nie pure nonsense zatem, ale na odwrót, jak to określiłem w Lucyferze: „nie rozum uczuć” (Skamandryci6), ale uczucia rozumu, arnor dei iniellectualis Spinozy;
b) zakwestionowanie składni, próbowanie wytrzymałości jej do ostatnich granic, poza którymi jest bełkot, dopadnięcie — wreszcie — do bełkotu! („drepczę i kwiczę: tim tiu tju tua tm...” „grzeją skostniałe palce. Palce, lce paapa p pa-pa”) — prekursorstwo świetnego Białoszewskiego;
c) również wcześniejsza o lat z górą 30 białoszewszczyzna: pełna grozy preponderancja świata rzeczy nad światem człowieka („Podkute nogi stołów zbuntowały się, wyją: Mama daj cycy!”);
d) i znów białoszewszczyzna: nirwana gnuśności („ulitowałem się nad każdym istnieniem i dałem mu obietnicę b e z p r a c y”);
e) prześmiewcza parafraza poprzedników, przy czym za poprzedników uważałem nie Skamandrytów miałem za nic ich intelektualny mes-sage, ale poetów i pisarzy Młodej Polski (którzy przecież tłumaczyli Nietzschego, Kierkegaarda, Marksa) czytałem ich w dzieciństwie z intensywnym przejęciem („Anioł z lilją Zwiastowania. — Czy sztuczną?”, „Kiedy z ametystowych dali rozsnujesz rąk baldachim -— itd. — drżąca we łzach i bez uczucia się oddasz, ty się oddasz, on (ona) się odda, my się oddamy, wy się oddacie, oni (one) się oddadzą”). Przecież, gdy Miłosz wziął do ręki egzemplarz Piecyka, wzdrygnął się: „przecież to secesja”.