110 SŁAWOMIR MROZEK
-choinówki. Literatura, rozgłos to w gruncie rzeczy nic dla mnie nie znaczy.
LAURA (do siebie) ...Księżyc na przemiany jasną świecił tarczą, to się okrywał z chmur tkaną opończą...
POETA Widzę, że mnie pojmujesz, pewny byłem tego!
KAPITAN (coraz mniej pewnie) ...Trzonowych...
POETA Zbudujemy sobie altanę nad rzeką, całą w bzach...
LAURA Nad rzeką będzie zimno.
POETA Mam ciepłą bieliznę. Pięć par. Dwa komplety niebieskie i trzy białe. Proszę, żebyś nie zapomniała zapakować. Aha! I jeszcze jedna para seledynowa. Ale te leżą gdzieś na półce, po lewej stronie. Nie mogę sam znaleźć.
LAURA Zapakować?...
POETA Nie mówmy o tym. Proza życia. Leżą prawdopodobnie pod ręcznikami. Sweter jest w szafie.
LAURA Będziemy szli, trzymając się za ręce?...
POETA Skarpetki są w praniu.
LAURA Księżyc na przemiany jasną świecił tarczą...
POETA Nie wszystkie, ale te, które mam, są dziurawe. Tylko ja nie znoszę, jak są cerowane inną nicią! (coraz ostrzejszym tonem) I żadne byle jakie ściąganie! Co ma być pocerowane, musi być pocerowane i koniec!
LAURA ...Mech, chłodny mech...
POETA (stanowczo) Aha! I jeszcze jedno! Żadne picie herbaty w szklance! Do herbaty musi być filiżanka! W tej dziedzinie jestem bezwzględny!
LAURA Gwiazdy...
POETA (coraz bardziej pewny siebie, a jednocześnie coraz bardziej podrażnionym tonem) I żadnych wymówek, kiedy wracam późno do domu. Artysta musi czuć się wolnym!
LAURA Jaśmin i czeremcha...
(przez cały czas Rudolf cicho grał, mimo że niepokojony przez Księcia. Teraz dopiero musiał przestać na chwilę. Korzystając z przerwy, z tego, że Laura i Poeta przestali tańczyć, Kapitan znowu zaczyna z nowym przypływem energii, przesadnie głośno, ze sztuczną swadą)
KAPITAN Ja tam nigdy nie chorowałem. Nieraz, bywało, spałem na gołej ziemi albo deszcz mnie zmoczył do nitki, a ja nic. Ani na płuca, ani na nic w ogóle. Chce pani zobaczyć moje migdałki? (otwiera szeroko usta i wskazując palcem do wewnątrz gardzieli bełkoce) O, phoszę, phoszę! (to ma znaczyć: o, proszę, proszę)
(Rudolf gra, tańczą)
POETA Co? Mówisz coś? Nie znoszę wymówek! W ogóle wszelkie awantury dowodzą tylko ograniczoności umysłowej, braku horyzontów. Porozumienie musi być idealne! Jajecznicę toleruję tylko ze szczypiorkiem!
LAURA (do siebie) Mewa, biała mewa...
POETA Szczypiorek musi być! Należy mi się to chyba po mojej wyczerpującej pracy! Ostatecznie jestem niepowtarzalny!
(Rudolf przestaje grać, Kapitan zebrał się w sobie, pomyślał)
KAPITAN Czasem zepsuje się co, nie ma kto naprawić. A ja wszystko potrafię. Taki już jestem, że raz-dwa wszystko u mnie zreperowane. Bez problemu. Jakie różne sztuczki umiem wykonać, choćby i z niczego! Czy pani uwierzy, że ja przy pomocy korka i kawałka drutu umiem zrobić podstawkę pod żelazko?
LAURA (smutnie, zrezygnowana) Usiądźmy. Jestem zmęczona.
POETA (mentorsko) Umysł artysty nigdy się nie męczy. Działa zawsze. Jest to rodzaj maszyny, która pracuje nieustannie, bez względu na okoliczności. Osobowość artysty to fenomen, który niszcząc samego siebie — jednocześnie sam siebie odradza nieustannie.
KAPITAN ...Albo klej z mąki... (zrezygnowany schodzi)
KSIĄŻĘ Jak poszło?
KAPITAN Szkoda mówić. Coś książę namieszał z tą siłą i tak dalej.
KSIĄŻĘ Myśl była dobra. To nie moja wina.
KAPITAN Trzeba było samemu spróbować. Radzić to każdy potrafi.
KSIĄŻĘ Czy dał jej pan wszystko do zrozumienia?
KAPITAN Jasne. Było o sile, zdrowiu i zajęciach praktycznych. Ani nie spojrzała.
KSIĄŻĘ A humor?
KAPITAN Jaki humor?
KSIĄŻĘ No, że pan jest wesoły, dobroduszny, pogodny...
KAPITAN (markotnie) Zapomniałem.