116 SŁAWOMIR MROZEK
wtedy to chciałem po koleżeńsku, zwyczajnie. Ale odkąd jemu zaczęło zależeć, już mnie z nim nic nie łączy.
LAURA A na czym to jemu zaczęło zależeć?
KAPITAN Na pani.
(pauza)
LAURA Jest pan pewien tego, że zależało mu na mnie?
KAPITAN Na pani... Na nim samym, czyli na sobie... może jeszcze na czymś innym... Kto wie. Ale mu zależeć zaczęło. Zresztą i przedtem zależało mu cały czas. Udawał tylko.
LAURA A pan?
KAPITAN Ja też udawałem, ale tylko trochę i co innego. On miał rację.
LAURA Kiedy?
KAPITAN Wtedy, kiedy mówił, że nigdy nie nauczę się grać na skrzypcach. Co tu ukrywać. Bystry umysł.
LAURA I co się teraz z panem stanie?
KAPITAN Bo ja wiem... Wyjścia nie ma. Trzeba żyć, a nie można.
LAURA A gdyby pan został skrzypkiem?
KAPITAN To niemożliwe. Ani słuchu, ani ręki, jak powiedział poeta.
LAURA Dlaczego? Grał pan całkiem ładnie.
KAPITAN (podejrzliwie) Mówi to pani z przekonania?
LAURA (żarliwie, bez cienia ironii) Oczywiście! Są jeszcze potknięcia, to zrozumiałe, ale na pewno dadzą się usunąć, jeżeli tylko pan będzie pracował nad sobą.
KAPITAN Ja... Pani raczy żartować.
LAURA Nie. Skądże znowu. Nie powinien pan się zniechęcać, jest pan na najlepszej drodze.
KAPITAN (tonem pełnym nadziei) Nie, to niemożliwe...
LAURA Możemy się przekonać. Tam leżą skrzypce.
KAPITAN (oglądając się) Czy chce pani... Pani chce, żebym zagrał?
LAURA Dlaczegóż by nie? Lubię muzykę. Cóż w tym dziwnego?
KAPITAN (wzbraniając się) Ostatecznie... mogę spróbować. Ale pani mi powie, jak tylko będzie coś niedobrze. (Kapitan bierze skrzypce, które pozostawił Książę po odebraniu ich Rudolfowi. Przykłada je, ustawia smyczek, waha się)
LAURA Na co jeszcze pan czeka?
KAPITAN (wydobywa pierwszą serię okropnych tonów i przerywa. Zapytuje lękliwie) No...?
LAURA Dlaczego pan przerywa? (Kapitan gra dalej) No, widzi pan? Zupełnie dobrze.
KAPITAN (zagrzewając się i nadal wydobywając okropne dźwięki) A teraz?
LAURA Bardzo dobrze, czy pan sam tego nie czuje?
KAPITAN (zaczynając wierzyć) Ale teraz jest lepiej, nie?
LAURA Coraz lepiej! Jeszcze tylko trochę ćwiczenia i będzie znakomicie. Pan ma talent!
(Kapitan stoi i gra zawzięcie. Laura schodzi ze stopni, mija go, przechodząc ku środkowi sceny, w głębi, zatrzymuje się jeszcze, odwraca się i mówi)
LAURA Do widzenia, kapitanie!
KSIĄŻĘ A więc z ilu kroków?
POETA Z bliska.
(teraz, jak być może i w czasie dialogu Kapitan-Laura, Książę wykonuje różne czynności, ażeby dać czas na tenże dialog. A więc np. przechodzi na środek sceny, robi w lewo zwrot, odmierza krokami odległość aż do kulisy, na proscenium, potem w tył zwrot, tak samo do przeciwnej kulisy, podchodzi do Rudolfa, prowadzi go na jeden kraniec, ustawia, może sam przymierza się do stanowiska i broni, to samo z Poetą. Rozdaje pistolety itp. Chodzi o to, żeby wprowadzić jakieś działanie, nie absorbując jednak za bardzo uwagi widzów. Kiedy Laura wypowiada swoją ostatnią powyższą kwestię: „Do widzenia”, obaj przeciwnicy są już na stanowiskach na proscenium, na przeciwnych krańcach sceny)
LAURA (odchodząc jeszcze trochę dalej) Życzę szczęścia, kapitanie! (scena w głębi ściemnia się raptownie. Kapitan, całkowicie pochłonięty swoim rzępoleniem, zbliża się nieco ku proscenium. Światło coraz intensywniejsze na obu przeciwnikach)
KSIĄŻĘ A więc: gotowi! Będę liczył do trzech. Kiedy powiem „trzy”, proszę dać ognia.
(scena w głębi ciemnieje zupełnie. Tylko na krańcach proscenium, oddzielone ciemnością, zostają dwa jaskrawe kręgi światła, w których stoją przeciwnicy. W mroku słychać rzępolenie Kapitana)