114 SŁAWOMIR MROZEK
LAURA (z rozkoszą odkrywając slaby punkt przeciwnika) To cię dotknęło, to odkrycie. Nieprawda?
POETA (gniew przeszedł u niego w stadium zimnej pasji. Cicho, wyraźnie mówi) Nienawidzę cię (chwila ciszy. Poeta i Laura stoją naprzeciw siebie)
KSIĄŻĘ (podpowiada Rudolfowi) Grafoman...
RUDOLF Grafoman!
KAPITAN Iiiii, jaki tam z niego grafoman! (lekceważąco, jakby chodziło o komplement)
(Poeta odwraca się, żeby zejść ze schodów. Laura łapie go za rękaw)
LAURA Dokąd idziesz?
POETA Chcę go zabić!
LAURA Dlaczego? Czy powiedział coś bardziej obrażliwe-go niż ja?
POETA Puść mnie.
LAURA Cóż z tego, że nazwał cię grafomanem? Przecież mówiłeś, że sztuka dla ciebie jest tylko „jeszcze jedną twarzą nicości”. Dlaczego więc on dotknął cię bardziej niż ja?
POETA Muszę go zabić!
LAURA Boisz się mnie. Chcesz się na nim zemścić za swój strach przede mną.
POETA Puść!
LAURA Jeżeli teraz odejdziesz, to i ja odejdę. Odejdę z byle kim i nie zobaczysz mnie już nigdy.
POETA Muszę iść.
LAURA Czy chcesz, żebym powiedziała, że to także komedia? Słyszysz, nie mówię tego. Nie pytasz: dlaczego? (Poeta wyrywa się i zbiega po schodach) Wróć, to nieprawda! To nie komedia!
KSIĄŻĘ Wyśmienicie! (do Poety) A więc do pana należy wybór broni! (do Rudolfa) Odwagi, odwagi!
POETA Wszystko jedno.
KSIĄŻĘ A więc pistolety! Panie Rudolfie, proszę mi wręczyć obie sztuki!
POETA Dobrze. Niech będą pistolety.
KAPITAN Chce się bić! Jemu już zupełnie nie jest wszystko jedno. Stracony człowiek, (wzdychając) Ech, a wydawałoby się, że dla prostego dekadenta nie ma lepszego kompana jak artysta!
KSIĄŻĘ (przyjmując pistolety od Rudolfa) Doskonale. Nabite?
RUDOLF Nabite.
KSIĄŻĘ Na wszelki wypadek sprawdzimy. Rozczarowanie zawsze jest przykre. (odwodzi kurki, zagląda do luf itp.)
LAURA (staje na schodach, gdzie zatrzymała się przy końcowych słowach dialogu z Poetą, o kilka stopni od podłogi) Kapitanie!
KAPITAN Czym mogę służyć?
LAURA Proszę mi podać pelerynę. Zimno się zrobiło... (grupa: Książę, Poeta, Rudolf znajdują się po lewej stronie sceny zajęci przygotowaniami do pojedynku. Książę kolejno podaje oba pistolety obu przeciwnikom, żeby sami je sprawdzili, odbiera je itd. Grupa ta wyraźnie schodzi na plan boczny, zostawiając scenę dla Laury i Kapitana. Nieznajomy śpi, jak i przez cały czas, czasem pochrapując)
KAPITAN Tak jest! (podnosi pelerynę, porzuconą przez Rudolfa, i podaje ją Laurze, nie domyślając się, że powinien jej pomóc)
LAURA Proszę mi ją zarzucić na ramiona. (Kapitan posłusznie zarzuca pelerynę na ramiona Laury, szkarłatną stroną na wierzch)
LAURA Nie. Drugą stroną. (Kapitan odwraca pelerynę czarną stroną na wierzch)
LAURA Zmarzłam...
KAPITAN O, tak. Ranki są coraz chłodniejsze.
LAURA Będą się bili?
KAPITAN Tak wygląda.
LAURA Pan będzie sekundował zapewne...
KAPITAN Ja? Nie.
LAURA Dlaczego?
KAPITAN Bo ja jestem ostatnim uczciwym nihilistą, chociaż wcale nim być nie chcę. Nic mnie to wszystko nie obchodzi.
LAURA Nie lubił pan poety. Miał pan do niego urazę.
KAPITAN Lubiłem, nie lubiłem... Nie w tym rzecz.
LAURA Chciał pan nawet kiedyś, żeby Rudolf strzelał do niego...
KAPITAN Kiedyś... Kiedyś byliśmy kolegami. I, wie pani,
8*