104 SŁAWOMIR MROZEK
POETA Wydaje mi się... Ależ tak! Na pewno! Wyraźna ulga!
(pauza. Laura trzyma rękę na czole Poety. Kapitan z Rudolfem na plecach czekają. Milczenie przeciąga się)
KAPITAN (zniecierpliwiony) Co jest?!
RUDOLF Źle. Przestali mówić.
KSIĄŻĘ Kapitanie?
KAPITAN Słucham, Wasza Wysokość.
KSIĄŻĘ Proszę do mnie na chwilę.
KAPITAN Zaraz idę. (do Rudolfa) I tak nic już nie słychać. (schyla się i stawia Rudolfa na podłodze, podchodzi do Księcia)
KSIĄŻĘ Nie podoba mi się ten poeta.
KAPITAN Mnie także. Jemu jest coraz mniej wszystko jedno.
KSIĄŻĘ Element niepewny w każdej sytuacji. Czy słyszał pan, jak on ze mną rozmawiał? Jestem księciem, bądź co bądź.
KAPITAN Właśnie. Gdyby mu było wszystko jedno, toby się nie wtrącał ani tak nie krzyczał. Ja go od razu przejrzałem.
KSIĄŻĘ Co oni tam robią?
KAPITAN Trudno się zorientować. Ale ten Rudolf chodzi bardzo zdenerwowany.
KSIĄŻĘ Myśli pan, że ma powody?
KAPITAN Poeci mają swoje sposoby. Wie książę: pustka. Albo że cierpią.
KSIĄŻĘ To mi nie odpowiada. Para Kochanków Państwowych musi być parą konstruktywną. Żadne miaz-maty, mroki, perwersje. Z tych powodów kandydatura poety jest niepożądana.
KAPITAN Ale co zrobić? Cierpi to cierpi. Zabronić nie można.
KSIĄŻĘ Moglibyście odprasować sobie mundur.
KAPITAN E, mundur to głupstwo, Wasza Wysokość. To bierze się z duszy. Duszę raczej odprasować, a wtedy mundur sam z siebie się wyporządzi. Uwierzyć by w coś trzeba.
KSIĄŻĘ O... Ogolić się, wąsy przyczesać... Z was jest jeszcze kawał chłopa.
(tymczasem Rudolf, pozbawiony pomocy Kapitana w podglądaniu Laury i Poety, przez jakiś czas snuje się niespokojnie, potem nagle przesuwa stół, na stole stawia krzesło i wchodzi na to rusztowanie)
KAPITAN (spoglądając ku piramidzie, którą skonstruował Rudolf) Zaraz wracam! (podbiega do Rudolfa) Widać co?
RUDOLF (nie zwracając uwagi, w przypływie tkliwości) O, Lauro!
KAPITAN Przestań pan płakać! Co on robi?
RUDOLF O, widoku okrutny!
KAPITAN (szarpiąc go za nogę) Co on tam robi! Pytam!
RUDOLF O, boleści podstępna!
KAPITAN (wdrapując się na stół) Co mnie pan straszysz... Co jest? Puść pan na chwilę! (żeby nie stracić równowagi, Rudolf daje się zepchnąć. Kapitan zajmuje jego miejsce)
LAURA A teraz? (kładzie mu obydwie ręce na czole)
POETA Aniele mój!
KAPITAN (spoglądając z rusztowania, z wściekłością) Ha!
RUDOLF (teraz on z kolei szarpiąc Kapitana za nogę) Co? co? co?!
KAPITAN Zdrajca!
RUDOLF Ja oszaleję!
KAPITAN To ma się nazywać, że jemu jest wszystko jedno!
RUDOLF Ja ją kocham! (zauważa na stole leżące skrzypce)
KAPITAN A obiecywał, a z dubeltówki się ze mną całował, tfu!
KSIĄŻĘ Kapitanie!
KAPITAN To ma być apatia? To ma być marazm? Niech we mnie piorun strzeli, jeżeli to się tak nazywa.
RUDOLF (bierze skrzypce)
KSIĄŻĘ Kapitanie!
KAPITAN Oszust! Podlec!
RUDOLF (szarpiąc Kapitana za nogawkę jedną ręką, ze skrzypcami w drugiej) Złazić! Natychmiast złazić!
KAPITAN Odczep się pan! Niech popatrzę na tego pseudo-dekadenta!
KSIĄŻĘ Kapitanie! Sprawa jest pilna, proszę się pośpieszyć!