KRAJOBRAZY. ZAMKI. PROPAGANDA POLITYCZNA
Czy formalna granica kraju kryła zawsze za sobą świat odmienny?Co wyznaczało granice? Jak traktowano przyjezdnych na granicy? Jedyne ostatnie z tych pytań znajduje dość często cytowane odpowiedzi, de dotyczy to wyłącznie krajów o surowych przepisach skarbowych lub cenzurze religijnej druków. Tam właśnie prowadzono mniej lub bardziej surową rewizję bagażu, która często pozostawała najdłużej w pamięd podróżnych. Ważne jest także to, że granice były nader różrie odczuwane. Rozszerzając nieco temat, rozpatrzmy kolejno poszczególne zjawiska z punktu widzenia naszych podróżnych, skromne wnioski zostawiając na koniec.
Charakterystyczne, że granicą, o której nikt chyba nie omieszka! wspomnieć, jest kordon między posiadłościami habsburskimi w Alpach, a państwami włoskimi. W XVI i XVII wieku wjeżdżało się do Włoch tymi samymi przełęczami co dziś. Poczynając od wschodu, ważnym szlakiem był prowadzący prosto z Wiednia, najkrótszą drogą do Padwy i Wenecji. Tu granica ukazywała ważny kontrast—podobnie jak obecnie. Sprzyjała temu przyroda: surowe skały grożące podróżnym w okolicach Tarvisio i Pontebby tworzyły wąskie przełęcze. Celnicy cesarscy i weneccy, przynajmniej u schyłku XVI stuleda, działali tam wspólnie, ściągając opłaty od ludzi, zwierząt (koni, mułów) i towarów. Nie spotykamy skarg na tamtejszych urzędników, nie lękano się również inkwizycji z jej cenzurą przewożonych książek: Wenecja była znana z tolerancji w tym względzie, jeśli podróżny nie jechał na południe w samym środku zimy — a mało kto o tej porze roku odważał się przebywać góry — kraj za Alpami jawił mu się jako raj zielonej, wesołej przyrody. Znany nam Edward Brown przedstawia jednak w korzystniejszym świetle kraje alpejskie, Karyntię i Styrię, niż widziane wcześniej krainy włoskie: J...I ten mój powrót z Wenecji do Wiednia, koło stu pięćdziesięciu mil włoskich, był najspokojniejszą podróżą, jaką kiedykolwiek odbyłem; nie spotka wszy dobrej kompanii
Kujnbruy. Zamki Propaganda polityczna____
iechatem sam jeden z jednym koniem. Choć jest tam kilka narodów •„ie mniej niż czterema językami mówi się wzdłuż tej drogi, nikt mnie nie niepokoił, nikt nie pytał, skąd przybywam, dokąd się udam, adnego kłopotu ze świadectwami zdrowia i tyiko dobre nociegi w gospodach po znośnych cenach L..1*-Wielu innych zgodziłoby się z nim na temat spokoju w Aipach i uciążliwego czasem ożywienia w krajach włoskich, każdy chyba w kwesti bolleuno di sanitii Charakterystyczne jest jednak dla źródeł, z których korzystam, że natychmiast można znaleźć zdanie przeciwne.
Tym razem Stefan Pac z orszaku królewicza Władysława: „W Pontawie (Pontebbal byliśmy na obiad, a tu już był koniec traktacji weneckiej, a zatem też i dobrego bytu, bośmy już dalej się w Niemce puszczając, niewaasu po gospodach dosyć mieli, a drogośmy niesłychanie płacić musieS LL Dawna rzecz: skorośmy w jedno z państw należących do Włoch wjechali, nie tylko się nam gospody, ludzie i same ełementa odmieniły, boimy z tę Isicfl stronę śniegów niemało zastali, i zdało się, że się dopiero zimą zacinała L.j".
Granica językowafrzucała się w oczy w Trydencie. Zdawała się przecnoazic przez miasto. Był to nie tylko problem różnicy mowy, ale i obyczaju, stylu życiaJ .Zaraz za bramami Trydentu wchodzi się do Niemiec i znajduje drewniany most na Adydze Niemcy są bezpieczne od bandytów-, ludzie są tu grzeczni, nawet chłopi l Tak komentuje pewien Włoch, jadący na północ w roku 1606: „W Niemczech łóżka są niewygodne I...UU wejścia do Bolzano most drewniany, kryty, nowy styl kościołów: tabernakula, pulpity i ławy kaznodziejskie, dzwonnice, organy, drewniane domy; mają wodę płynącą przez środek miasta i będącą zbiornikiem śmieci oraz służącą gospodarstwom. Cudzołożnicy stoją nago przy drzwiach kościołów", jak w przypadku Prowansji opisanej przez jakuba Sobieskiego, tak i tu różnorodność czynników określa swoisty charakter krainy.
miano we WTryde
Ten sam szlak przebył dwukrotnie znany już nam Bartłomiej Sastrow, jadąc na południe; i on także przeżył ów zawrót głowy z zachwytu nad Lombardią. Przebywszy Alpy (dzień jazdy za Trydentem), „przybyło się doprawdy do innego świata: powietrze było ciepłe, wszystkie drzewa rozwinięte, od dołu do góry zielone, wiśnie dojrzałe". W powrotnej drodze, przekroczywszy „granicę niemiecką", Sastrow również miał oowód do radości. Poprzednio (jak może pamiętamy) udawał niemowę, odradzić się. że jest Niemcem — dla Niemców w 1546 roku nie n Włoszech litości, uważając wszystkich za heretyków!
»ro „zakończyła się moja głuchota — pisze — 1 zaczęła