53
liccc homo
zumienie siebie, pomniejszanie, zawężanie, uśrednianie siebie. Mówiąc językiem moralności: miłość bliźniego, życie dla innych i dla czegoś innego może być środkiem ochronnym do zachowania najtwardszej tożsamości. Jest to przypadek wyjątkowy, w który m, wbrew swej zasadzie i swemu przekonaniu, biorę stronę popędów „nieegoistycznych": pracują tu one w służbie sa molu bs twa. samohodowli. Trzeba całą powierzchnię świadomości - świadomość jest powierzchnią - utrzymywać oczyszczoną z wszelkich wielkich imperatywów. Ostrożnie nawet z każdym wielkim słowem, z każdą wielką postawą! Oczywiste niebezpieczeństwa, że instynkt zbyt wcześnie „się zrozumie". W tym czasie w głębi rośnie ciągle organizująca, powołana do władania „idea" - zaczyna rozkazywać, powoli sprowadza na powrót z bocznych dróg i manowców, przygotowuje pojedyncze jakości i dzielności, które kiedyś okażą się niezbędne jako środki (prowadzące) do całości - wykształca po kolei wszelkie służebne zdolności, nim pozwoli rozgłosić coś o dominującym zadaniu, o „celu”, „zamyśle”. ..sensie". Rozważane od tej strony, moje życie jest po prostu cudowne. Do zadania przewartościowania wszelkich wartości niezbędne było może więcej zdolności, niż ich kiedykolwiek zamieszkiwało obok siebie w jakiejś jednostce, przede wszystkim także przeciwstawne zdolności, ale takie, by nie zakłócały ani nie niszczyły się nawzajem. Hierarchia zdolności, dystans, sztuka rozdzielania bez budzenia wrogości, niczego nie mieszać, niczego nie .jednać", ogromna wielość, która mimo to jest przeciwieństwem chaosu - takie były wstępne warunki, skryta praca i artyzm mego instynktu. Jego wyższa piecza okazała się o tyle silna, że ja w ogóle nawet nie przeczuwałem, co we mnie rośnie
Ulanego jetfem lak nrzlropny
- żc pewnego dnia wszystkie mc zdolności nagle wyskoczą dojrzałe, w swej ostatecznej doskonałości. Nie ma w mej pomięci wspomnienia, bym się kiedykolwiek wysilał - nie można wykazać w mym życiu żadnego rysu zmagania się, jestem przeciwieństwem natury heroicznej. Czegoś „pragnąć", do c/cgoś „dążyć", mieć przed oczyma jakiś „cel”, jakieś ..życzenie" - żadnej z łych rzeczy nie znam z doświadczenia. Jeszcze w tej chwili spoglądam na swą przyszłość - daleką przyszłość!
- jak na gładką taflę morza: żadne pragnienie jej nie marszczy. W najmniejszym stopniu nie chciałbym, by coś było inne. niż jest; ja sam nie chcę się zmieniać. Tak wszelako żyłem zawsze Nie miałem żadnych życzeń. Oto człowiek, który po czterdziestu czterech latach życia może powiedzieć, iż nigdy nie zabiegał o zaszczyty, kobiety, pieniądze! Nie żeby mi ich brakowało... Tak na przykład pewnego dnia zostałem profesorem uniwersytetu - nigdy nawet o tym nie myślałem, bo miałem lat bez mała 24. Tak dwa lata wcześniej stałem się pewnego dnia filologiem: w tym sensie, że mój nauczyciel Ritschl zaproponował druk w swym „Rheinisches Muse-um" mojej pierwszej pracy filologicznej, mojego początku w każdym sensie (Ritschl - mówię to z czcią -jedyny genialny uczony, jakiego do dziś spotkałem. Miał w sobie owo przyjemne zepsucie, które wyróżnia nas pochodzących z Turyngii i które nawet Niemca czyni sympatycznym: w drodze do prawdy wybieramy skryte ścieżki. Tymi słowami nie chciałbym wcale obniżyć wartości mego bliższego ziomka, mądrego Leopolda von Rankę...).
W tym miejscu narzuca się potrzeba poważnego namysłu. Zapytają mnie. po co właściwie opowiadam wszy-