M. Piwińska — Więzień. Sztuka i życie praktycną
lamin; mógł i musiał sobie też poradzić sam więzień na własną rękę, dyscyplinie zewnętrznej przeciwstawiając własny porządek i rozkład zajęć. Kamieński, Nabielak i inni świadczą, że bardzo im pomagały zajęcia naukowe* Więźniowie polscy w Spielbergu w latach czterdziestym studiowali języki obce, historię naturalną, geometrię.fcma-lematykę, oprócz, oczywiście, robienia na drutach przez dwie godziny dziennie wymaganej przez regulamin pończochy wełnianej.
Tak omówiwszy pobieżnie środki samoobrony więźnia^ przeciw izolacji, samotności i urzeczowieniu, przejdę na koniec do kwestii najważniejszej: postawy generalnej —- nie wobec dozorców, lecz wobec samego więzienia jako sym-.i bólu władzy. Sprawa postaw wiąże się oczywiście ze śledz-J twem, ale nie dotyczy wyłącznie śledztwa.
Możliwa, choć chyba rzadka, była postawa manifestami cyjnie buntownicza. Pamiętniki notują tylko jeden przy-$ kład — to Pawlikowski, stary kościuszkowiec, nie zamidfl szany w żadną sprawę, który „stawiał się górnie", nie wahając się obrażać komisji śledczej. Działał trochę „na wa- . riackich papierach” — lecz skończyło się smutno, bo ów Pawlikowski szybko w więzieniu umarł.
Inną postawę przyjął Machnicki — nie tylko milczał w śledztwie, ale też odmówił wszelkich ulg, nawet przewi-1 dzianych regulaminem, np. spaceru, który mu przyznano*! ze względu na ciężki stan zdrowia. Nie chciał nikogo wi- I dzieć, a gdy mu przynoszono posiłki, wołał: „zamykać, za- 1 mykać”; przepędzał strażników i żądał absolutnej samotności. Na izolację odpowiedział więc izolacją i taka postawa 1 dawała mu przynajmniej tyle, że nie można nim było ma- J newrować za pomocą przyznawania i odbierania różnych !
Młodsi więźniowie przybierali często postawę agresyw- i ną. Nie mogli się deklarować politycznie, to jasne, ale gdy I np. wyższy urzędnik wchodził do celi, Nabielak widząc, że nie zdejmuje czapki, też swojej nie zdejmował; gdy na nie- I go krzyczano, i on krzyczał, etc. Pozwalało mu to pewnie i
zachować odporność psychiczną, ale była tó postawa dość kosztowna: zabierano mu za karą stół, krzesła, siennik, odbierano książki, zsyłano do celi kryminalistów, brano na wikt aresztancki, którego, mówiąc nawiasem, chyba nikt nie jadał, nawet więżmowie-kryminaliści.
Gordon po prostu uciekał. To też była postawa. Korzystał z każdej okazji. Raz mu się nie udało; bo była to ucieczka odruchowa niemal, nie przygotowana. Dwa razy udało mu się.
Najbardziej wyrazista jest postawa Kamieńskiego, który od razu, w pierwszyćh dniach, opracował sobie starannie przemyślaną maską i trzymał się jej konsekwentnie: przyjął postawę człowieka z dobrego towarzystwa, poza tym uczonego dyletanta-hreczkosieja. Grając na snobi-zmaćh władz więziennych i sędziów śledczych, dzięki znajomościom i grubym łapówkom, Kamieńskiemu udało się zdobyć stosunkowo dobre warunki w takim więzieniu jak Cytadela warszawska, choć był obciążony bardzo poważnym podejrzeniem. Nie przeszkodziło mu to zresztą rozchorować się na gruźlicę, która spowodowała jego przedwczesną śmierć.
Maska Kamieńskiego jest godna szczególnej uwagi jako rezultat rozpoznania przeciwnika i rozpoznania się w swoim jestestwie, by tak rzec romantycznie. Kamieński rozszyfrował sytuację i poznał zasadę rządzącą całą instytucją więzienia, w którym się znalazł — i całym światem jego dozorców wszystkich rang. Podał zresztą wprost warunki, jakie należy spełniać, żeby być znośnie traktowanym przez „czynownika”: 1. trzeba zajmować jakieś wybitne stanowisko w służbie carskiej; człowiek bez rangi nie ma szans, chyba że jest Polakiem bo może nie chciał zabiegać o stanowisko; 2. należeć do szlachty; 3. znać język francuski i w ogóle języki obce; 4. być człowiekiem zamożnym; 5. mieć stosunki we wpływowych sferach, łączność z tzw. wielkim światem. Kamieński konsekwentnie i skutecznie stwarzał pozory zamożności, był ostentacyjnie wytworny podkreślając, iż należy do „wyższej sfery”. Kryje się tu