M. Piicińska — Więzień. Sztuka i życie praktyczne
więzienia. I między romantycznym przesłaniem o wolności; a coraz szczelniej zaciskającym się systemem izolacji, dyscypliny, dozoru. Wbrew ortodoksyjnym socjologom wydaje mi się, że owo „pomiędzy” nie jest tożsame ż „rolą społeczną”, że można tu zastosować skalę dokładniejszą^ jakieś badania „mikro”, wychodzące właśnie od indywidua alności, charakteru, wyboru, woli i decyzji osobistej. Bo nawet w tak „ciasnej” sytuacji, jak więzienie, styl zachoj wań ludzkich był bardzo różny i wspomnienia pozwalaj^ opisać kilka indywidualnych strategii oporu — choć także i generalny, powtarzalny właściwie zawsze system oporu więźniów wobec więzienia.
Ponieważ rozważania te dotyczą nie tylko dusz, umysłów i literatury, lecz także instytucji oraz kontrinstytucji, jaka powstaje w więzieniu, a wreszcie ciał, czyli po prostu fizycznej odporności na więzienie, dalsze rozważania zgrupuję wokół tematów: reakcje na więzienie, system samoobrony, przegląd postaw więźniów.
Biografia więźnia zaczyna się aresztowaniem, co w XIX wieku wcale nie było sytuacją jednoznaczną. Często aresztowanego celowo mylono np. wzywając na rozmowę ^ tak wezwany został do Warszawy Prądzyński. Do Karme^j litów wzięto go dopiero za jakiś czas, po śledztwie przeproś wadzanym „z wolnej stopy”, któremu książę Konstanty starał się nadać pozór rozmów towarzyskich. Można więc mówić o aresztowaniu na raty. Kamieńskiemu też zapowie* dziano tylko rewizję i po paru godzinach, nieoczekiwanie^ kazano jechać -— nie informując, dokąd. Warto dodać, że aresztujący przedstawiają się z reguły tylko jako wykonawcy „wyższych” rozkazów i odmawiają wszelkich wyjaśnień. Czyli od początku wykonują podstawowy nakaż regulaminu, że „służba więzienna jest niema”. Pamiętniki świadczą, że moment aresztowania jest szokiem zawsze, nawet wtedy, gdy przyszły więzień się go spodziewa. Ten moment zostaje zwykle opisany bardzo dokładnie, zostaje w pamięci z jakąś wyjątkową wyrazistością. Jako szczegół
obyczajowy dodam, że w Królestwie Kongresowym aresztowano zwykle nocą —- w zaborze austriackim nie było to regułą; tam „lubiano” aresztować w podróży. Otóż zaskoczenie i odmowa wyjaśnień od razu przenosiły uwięzionego (wezwanego?) w sytuację nieprzejrzystą, a przez to dodatkowo groźną. Pozornie uspokajający fakt, iż często takiego aresztowanego, który nie miał pewności, czy nim jest, traktowano w podróży do więzienia „na prawach gościa”, był również niepokojący i mógł wciągać w pułapkę, podobnie jak później np. nagłe uprzejmości komisji śledczej, na które chyba jednak mało kto się nabierał. Gordon np. świetnie odróżnia takie „względy” jednego z członków badającej go komisji od zwykłej, współczującej gościnności komendanta powiatowej tiurmy, który — gdy mu go przywieziono na jedną noc — najpierw podjął go kolacją we własnym domu, a potem kazał odprowadzić uprzejmie do „kaźni”.
I właśnie tego typu „ludzkie” kontakty między aresztującym a aresztowanym więzienie nowoczesne ma wyeliminować. Jeżeli porówna się moment wprowadzenia więźnia do więzienia we Lwowie, do Karmelitów w Warszawie z wejściem do X Pawilonu Cytadeli, widać od razu, co i w jakim kierunku się zmienia; np. zamknięcie u Karmelitów nie zawsze na samym początku poprzedzała rewizja. Wejście do Cytadeli odbywało się już z pełnym biurokratycznym ceremoniałem, zaczynało od podania personaliów i rewizji, także skrupulatnej rewizji osobistej. Po odebraniu rzeczy i opisaniu jego osoby więzień wędrował pod strażą — najczęściej trzech uzbrojonych żandarmów — przez puste korytarze do celi. Zaprowadzony, słyszał sakramentalne w Cytadeli powiedzenie: „na okna nie wchodzić, po ścianach nie mazać” — i po raz pierwszy od chwili aresztowania zostawał sam.
Tu sposób zachowania aresztowanych po raz pierwszy od tych, którzy to już raz przeżyli, różni się zasadniczo. Ten, kto już był więziony, rozgląda się, zwracając największą uwagę właśnie na okno i ściany. Natomiast aresztowany pierwszy raz przeżywa szok, z którego wytrąca go