Haga małpa przed telewizorem Poptaifnu w fortfllf pifctnlogl ewoktypfj
Post ma na za taką epokę uchodzić może wiek XVIII), przegrana „epoki druku” w starciu z „wiekiem telegrafu”, obejrzana przez lupę wyprodukowaną przez psychologów ewolucyjnych i badaczy umysłu staje się bardziej zrozumiała.
Zdaniem Postmana zdolności poznawcze, jakimi dysponuje nasz umysł, były w epoce druku za sprawą papieru i czcionki wykorzystywane do granic możliwości. Natura tego medium sprawiała, że liczba informacji nieistotnych była znikoma, a przynajmniej miała na ludzi znikomy wpływ. Specyfika maszyny drukarskiej, ograniczona ilość papieru, praca włożona w ułożenie czcionki, a także sama (niewielka, ale mimo to bardzo kosztowna) szybkość przekazu - równa prędkości najszybszego dyliżansu, ewentualnie parowozu - powodowała, że dwa razy pomyślano zanim zdecydowano się na druk i dalszy przekaz czegokolwiek. Na charakter komunikowania miał ogromny wpływ również sam czytający. Czytając poświęcał przecież swój czas. Siadał wygodnie, zapala! lampę naftową i przeistaczał się w odbiorcę. W odróżnieniu od telewidza byl jednak odbiorcą aktywnym. Nic oglądał, ale czyta!. Wysiłek intelektualny, przynajmniej zdaniem nutom Zabawić się na śmierć jest w tym wypadku znacznie większy.
Zestawienie ze sobą ówczesnych i dzisiejszych mediów przypomina opozycję rozumu i emocji. Przekaz drukowany jest skoncentrowany na racjonalnym wywodzie, istotą przekazu światłowodowego natomiast pozostaje impuls, szybkość, wrażenie. Słowo pisane narzuca autorowi i odbiorcy pewne ograniczenia. Autor musi dbać nie tylko o poprawność języka i budowę zdania, ale o spójność argumentacji, odbiorca z kolei musi włożyć w zrozumienie znaczny wysiłek. To wtedy właśnie - poucza Postman — w czasach hegemonii druku, ludzie mogli nie wiedzieć jak wygląda Abraham. Lincoln, a mimo to doskonale orientować się w poglądach politycznych tego męża stanu, jego popleczników i adwersarzy. Debata polityczna święciła wtedy triumfy, była przykładem krasomówstwa, wspaniałej erystyki, a wszystko to w atmosferze wzajemnego poszanowania interlokutorów. Czas na odpowiedź mierzony był nie w sekundach,
jak to się dzieje dzisiaj, ale w godzinach. Publiczne dysputy trwały bowiem nierzadko po pięć, sześć godzin.
Z kolei w epoce telegrafu namysł nad istotnością informacji niebezpiecznie zmalał. O ile wcześniej wieść o wojnie pustoszącej rubieże imperium potrzebowała kilkunastu dni, by dotrzeć do centrum, o tyle dziś nawet o śmierci przedstawiciela rzadkiego gatunku żółwia w zoo na antypodach dowiadujemy się z wiadomości emitowanych zza wielkiego oceanu na żywo. Jeżeli zatem książki czy gazety potraktować możemy jako najlepszą, jak dotąd pod względem treściowym, egzemplifikację pojęcia medium — medium przekazującego nam zestaw informacji naprawdę istotnych - to telegraf i reszta wynalazków umożliwiających przekaz z prędkością dźwięku i światła zaczął pełnić rolę „kuma”, dobrze zorientowanego w światowych nowinkach. Akcent siłą rzeczy przesunął się z rzetelnego informowania na zaciekawianie.
Niegdysiejsza pełna informacja, odwołująca się do chłodnego osądu i-dotycząca zazwyczaj kwestii istotnych z punktu widzenia jednostki, stała się ciekawostką mającą za zadanie przyciągnięcie uwagi, często nicmającą wyraźnego związku z decyzjami podejmowanymi na co dzień przez odbiorcę. Nie trzeba rzecz jasna dodawać, jak wielki wpływ wywarło to przyśpieszenie na charakter debaty politycznej. Kilka godzin rzetelnego wywodu zamienione zostało na coś, co James Gleick określa mianem „kęs dźwięku”. „Politycy — mówi Glcick — uczą się mówić kęsami dźwięku, jeżeli chcą, żeby ich głos został usłyszany w formacie, w którym cała opowieść musi się zmieścić w jednej minucie. Istnieją już konsultanci, którzy specjalizują się w uczeniu swoich klientów wypowiadania się kęsami dźwięku: biznesmenów na spotkaniach kierownictwa, autorów na spotkaniach promocyjnych, każdego, kto musi coś powiedzieć w tym pędzącym do przodu święcie. W telewizyjnych programach informacyjnych kęsy dźwięku stały się odrębnym gatunkiem; można je katalogować i mierzyć. W przypadku prezydenckich debat uległy skróceniu od ponad czterdziestu sekund w 1968 roku do mniej niż dziesięciu w 1988. Większość analityków oraz wiele osób związanych z telewizją uważa to za skandal.
1231