Naga małpa pntd telewizorom Cophilim.i w łwrilr p>yrlmloqil pwolir yjnr|
telewizji. Jego zdaniem to przez telewizję Amerykanom nie chce się już brać udziału w dobrowolnych stowarzyszeniach, tak charakterystycznych dla zaoceanicznej wielkiej demokracji, jak wspólnoty sąsiedzkie czy związki zawodowe. Telewizja uczyniła amerykańskie stowarzyszeniu i wspólnoty szerszymi i płytszymi. Oznacza to, że pod wpływem telewizji zmieniło się amerykańskie „odczuwanie’' wspólnoty. Amerykanie widzą swą wspólnotę w ludziach oglądanych na ekranie, przez co przeciętny, wpatrzony w ekran obywatel Stanów Zjednoczonych nic ma już wielkiej oeholy na pogłębione, społeczne i obywatelskie zaangażowanie. Dodatkowo Amerykanin na ekranie ogląda postaci zajęte same sobą, co nic pozostaje bez wpływu na jego działania (czy raczej brak działań) w sferze społecznej. Najdobitniej opisują tę sytuację autorzy książki zatytułowanej Skłonności serca, poświęconej amerykańskiemu indywidualizmowi [Bcllah i in. 2007, s. 435): „Świat telewizji jest optymistyczny i niepokalanie materialistyczny. Nieomal bez wyjątku ukazuje ludzi bez reszty zaabsorbowanych prywatnymi ambicjami. Postacie te, nawet jeśli nie są zupełnie pochłonięte prywatnymi ambicjami i obawą przed porażką, traktują je jako stały punkt odniesienia. Nawet gdy nie otacza ich nimb konsumpcji, są symbolami żądzy posiadania. To, o czym marzą, to jest ich osobisty sukces, a nie dobro publiczne [...]". Amerykańscy myśliciele i moraliści w tak ukształtowanej postaci medialnej widzą jeden z czynników obecnej amerykańskiej niechęci do społecznego zaangażowania. My jednak, co już w tym miejscu wypada zaznaczyć, mamy nieco odmienne zdanie — takie postaci eksploatowane w dziełach amerykańskiego przemysłu emocjonalnego mogą naszym zdaniem skłaniać widzów do partycypacji w wyborach (czemu poświęcamy ostatnią, obszerną część tego rozdziału). W każdym razie założenie jest jasne: telewizja - i szerzej popkultura — wpływają na postawy i działania odbiorców.
Inni myśliciele przedstawiają sądy jeszcze bardziej radykalne. Ot, choćby francuski (ilozof społeczny Jean Bnudrillard, który zauważył [zob. np. Szahaj 2004, s. 74 i nasi.], że hiperr/eczy wislośe stała się dla ludzi ważniejsza od rzeczywistości rodziny czy sąsiedztwa.
m
Żyjemy dzisiaj w świecie symulakrów, znaków udających inne znaki, przez co nie odróżniamy tego co realne od tego co wirtualne. Tkwimy po uszy w jakimś post-info-rozrywkowym, disńejowskim matriksie, który udaje prawdziwy świat do tego stopnia skutecznie, źe ludzie bardziej wierzą w jego prawdziwość, aniżeli w realność tego, co naprawdę realne. Rzeczywistość telewizyjnych ekranów stała się dzisiaj hiperrzeczywista - prędzej pozdrowimy napotkaną na ulicy gwiazdkę ekranu, którą świetnie znamy, ntźli realnego sąsiada, którego nie znamy.
Podobny sąd, choć nieobarczony tak jednoznacznie negatywnym wartościowaniem przekazu medialnego, przedstawia nie mniej znany od Baudrillarda badacz sieci Manuel Castclls [2007]. Mówi on, że żyjemy dziś w „wirtualności rzeczywistej". Jest to zdaniem Castellsa „system, w którym sama rzeczywistość (tzn. materialna/ symboliczna egzystencja ludzi) jest całkowicie schwytana, w pełni zanurzona w wirtualnym układzie obrazów, w świccie wyobraź--sobic-żc, w którym pozory nic tylko znajdują się na ekranie, za pośrednictwem którego komunikuje się doświadczenie, lecz stają się tym doświadczeniem" [Castells 2007, s. 377]. Innymi słowy, choć Castclls z pewnością tak by tego nie ujął, to co wirtualne stało się realne. Przestrzenie wirtualne, takie jak sfera telewizyjna czy internetowa, zlały się w jedną, giętką, elastyczną przestrzeń, która wypełnia wszystko i mieści wszystkie ludzkie doświadczenia generując kolejne. Elastyczne i wszechobecne media stały się dla ludzi właściwym, „realnym światem żyda”. Każdy już słyszał anegdotę o tym, że kiedy ktoś w Polsce zasłabnie na przyjęciu, to proszą o pomoc aktora tylko dlatego, że gra lekarza, a lekarzem wcale nie jest. Castells posługuje się tutaj przykładem kampanii, którą w USA w roku 1992 prowadził i przegrał wiceprezydent i konserwatysta Dan Quayle.
’ Quayle zainicjował w owym czasie debatę z Murphy Brown, kobietą samotną, realizującą się zawodowo, która postanowiła urodzić i wychować dziecko bez ojca, samodzielnie. Quayle'owi, jako konserwatyście starej daLy, taka postawa podobać się nie mogła i postanowił kobietę piętnować w swoich wyborczych wystąpieniach.