LXVI CZ II. ISTNA LIRYKA
Sumienie jest fundamentem wszelkiego dawania świadectwa — jest humanistyczną miarą rzeczy i człowieka; stąd w pierwszym wierszu VM formuła:
Odpowiednie dać rzeczy słowo!
„Odpowiednie” zrozumieć można w sensie retorycznym, jako nf>. umiejętność dobrania odpowiednich figur retorycznych, albo intelektuałistycznie: wraz z postępem wiedzy winien dokonywać się postęp w jej wyrażaniu; ale te prozaiczne słówka; „wolno”, „trzeba” naprowadzają nas jednak na zupełnie inną drogę; znajdujemy taki np. drogowskaz w Rzeczy o wolności słowa, nb. polemikę z klasycystyczną estetyką; ^
Są, którzy uczą, iż dla poezji trzeba przedmiotów, które nie byłyby suche i niewdzięczne... Poezja ta, co, ażeby była poezją, potrzebuje przedmiotów niesuchych... i czeka na wdzięczne, nie należy do mojej kompetencji. (FWsz HI 557)
„Odpowiedni” to tu przede wszystkim zgodny z rzeczywistością, ale też jej godny, gdyż wszystko tu „Boskiego oóś bierze w się” — jak powiedziano w Kolćbce-pieśni. W VM więcej jednak negacji niż akceptacji, więcej „wyrzutów sumienia” niż błogiego poczucia słuszności...
O VM pisano dotąd wiele i głęboko. Pisano więc najczęściej o dziele tym jak o zabytku i „zabytkową” w stosunku doń proponując postawę. Współczesny czytelnik ma jednak do wyboru znacznie więcej — i o wiele „bezpieczniejszych” — formuł, jak np. „dialogowość”, „monologowość”, „związki z Biblią”, „Norwid a symbolizm”, „Norwid a marksizm” itd. Można też dokonywać fantastycznych ewolucji intelektualnych, tropiąc przeróżne wiązania wewnętrzne, które pozwalają VM nazywać cyklem, a nie na przykład zbiorem czy-wyborem wierszy. Itd. Te różnorodne próby „czytania” VM„ zgodnie z tłumaczeniem tytułu; „pójdź ze mną”, są najczęściej niezwykle ciekawe, acz nierzadko są po prostu dawaniem „odpowiedniego słowa” rzeczom własnej świadomości.
Ezechiel. Imię proroka pada w cytowanym wcześniej liście do Władysława Bentkowskiego z listopada 1867, w którym poeta błaga dawnego znajomego — jak tyłu innych — o pomoc w wydaniu VM; w samym dziele imię to pojawi się tylko raz (w LII. Tajemnica). Cały ten list mógłby być użyty jako „wstęp” do VM:
Jak żyję, nic nie publikowałem moim kosztem, dlatego że to jest źle — piszą bezpłatnie, drukują za swe pieniądze — rozsyłają za swe pieniądze — płacą nieledwie, aby czytano!!... [...]
Miłość rzeczy ojczystych nie zależy na okładkach podobnych do zagranicznych, ani na ogólnikach z obcego życia przeniesionych martwo. Gdzie indziej dobrze jest, jeżeli są książki bardzo tanie — u nas to źle jest.
Nie tylko każdy szlachcic, ale każdy kmieć umiejący czytać jest dziesięć razy bogatszym od każdego pisarza polskiego!... [...]
A — oni się cieszą, że mają rrruch (!) literacki, i podobno bronią Języka ojczystego — ale to raczej języka, co w gębie...
Tak to jest z wydawnictwem — a z dziennikarstwem jak?... Dziennik, który sam się utrzymać nie może, n’a pas la ra-ison d’itre — po co? [nie ma racji bytu — J.F.] [...]
Oto i cały rrruch umysłowy w narodzie bronić mającym Wiary i Języka swego, i w narodzie, w którym za to się krew leje, za to tylko, że od lat stu każdy czyn za wcześnie, a każda książka za późno wychodziła i wychodzi
Przypominam sobie szlachcica, który mówił, że lubi i muzykę. „Bo to” (powiada mi) „jak sobie wrócę z pola, i sobie siędę, i Maciej mi obuwie z-zuje, to ja sobie siedzę i nogi moczę, a żona mi gra na fortepianie Chopina — a ja sobie tak lubię słuchać, mocząc nogi.” [...]
Zaś Ciebie w tej mierze utrudzam dlatego, iż pod ostatnie czasy modą się stało u pisarzy polskich mną poniewierać — tak Genialny Kraszewski, i Genialny Małecki, i Genialny czy niespracowany Nehring, i inni. to genialni, to niespracowani, czynią.
Że zaś u nas nigdy nie było społeczeństwa, tylko zawsze było i jest sąsiedztwo, może więc to po sąsiedzku łatwiej będzie zrobić. (PWsz IX 330-331)