rcobert K. Merton
sponującym systematyczną wiedzą etnologu^ _ inaczej, w kluczowym momencie tej pubłic^J, . można było usłyszeć, jak ów wybitny etnoj^
„Zdają sobie, oczywiście, sprawą, że nie r—I. takiego wglądu w doświadczenia czarnych w Afrrtm^*" w Ameryce, jaki jest dostępny dla pana. Czy Tirftgi ^ pan opowiedzieć o tym naszym słuchaczom?" przypadku w spontanicznej, improwizowanej publicznej doktryna przynależności stała *ią w publiczną interpretacją rzeczywistości.
Murzyńska doktryna przynależności odpowiada rycznemu rozwojowi struktury społecznej jesz/ze pad nym względem. Panujące instytucje społeczne w ty* kraju przez długi czas traktowały rasową przynalaaaeSs jednostki, jeśli nie doktrynalnie, to przynajmniej £*fc. tycznie, jako istotną we wszelkich sytuacjach ź wwryit. kich dziedzinach życia. Całe pokolenia, zarówno czarnych jak białych, choć w obu przypadkach miało to odmtenas skutki, nie mogły zapomnieć o swej rasie. Takie traktowanie statusu społecznego (lub tożsamości) jako istotnego — w sytuacji, gdy faktycznie i funkcjonalnie Jest on nieistotny — stanowi podstawę dyskryminacji społecznej. Gdy głęboko zakorzenione systemy dyskryminujących instytucji i opartych na uprzedzeniu ideologii zaczynają tracić swą moc, oznacza to, te wielu osądziło wartość idei, na których się one zasadzają, w sposób merytoryczny, tzn. nie kierując się swą przynależnością rasową.
To, co w odniesieniu do struktury społecznej proponuje murzyńska doktryna przynależności w jej wersji najbardziej radykalnej, oznacza uznanie przynależności rasowej za cechę istotną we wszystkich rodzajach ról i sytuacji, a więc uznanie wzorca przez tak długi okres narzucanego Murzynom amerykańskim oraz uczynienie z przynal eżno-
„nr— w* —
<jpT jcbowiąrania, które jednak tym razem bę-samą grupę, nie zaś narzucone jest V*ając w ten sposób przynależność rasową __ | g|diąr w niej trwały powód <ło dumy, nie zaś ^trvna ta w rezultacie wzoruje się na tej, którą biali ras iści.
^ składnik doktryny przynależności, ani dostrze-konsekwencji nie jest niczym nowym. Prawie . temu Frederick Douglass odniósł swoje obserwacje między zbiorowymi i indywidualnymi sa-u i ukratenismi opartymi na statusie przypisanym
jbrdso się ostatnio rozplenił jeden z kilku naszych ^Aaftftsiej uporczywych i, jak sądzą, złowrogich błędów.
on na kultywowaniu w nas uczucia, które chętnie ^sywamy dumą rasową. Odnajduję je w wielu naszych yąitirh gazetach i przemówieniach. Jeśli o mnie choin. nie uważam, hy wyższość czy niższość wiązała się i rasą czy kolorem skóry. Ani jedno, ani drugie nie stanowi właściwego powodu do dumy czy zadowolenia z siebie. Ifle wybieramy sobie rasy ani koloru skóry. Nie zależy to od naszej woli. Jedynym usprawiedliwieniem dumy jednostki czy rasy są jej własne osiągnięcia... Nie widzę, jakie korzyści płyną z nieustannego nawoływania na-sxych mówców i pisarzy, byśmy kultywowali dumę rasową. Przeciwnie, widzę wynikające z tego zło. Jest to budowanie na kruchych fundamentach. Przeciwko czemu wreszcie i o co walczymy w tym kraju? Jaka diabelska moc stoi na drodze naszego postępu? Nic innego, jak tylko duma rasowa Amerykanów; przekonanie o wyższości wynikającej z rasy czy koloru skóry. Ozy nie zdajemy sobie sprawy, że wszystkie nasze racje, wszelkie rosjcie-nia, które wysuwamy w imię naszej dumy rasowej, są jak broń podana wrogowi, by użył jej przeciwko nam?** H
413