LEGDOM14


Legendy dominikańskie 14

Św. Albert Wielki (+ 1280)
* Jak łatwo zmarnować zakonne powołanie!
* Tłumy studentów na wykładach mistrza Alberta
* Obrońca ludzkiego życia
* Pokuta za naruszenie ubóstwa
* Biskup w chłopskich butach
* Rzucił biskupstwo jak rozżarzony węgiel
* Ostatni wykład mistrza Alberta

Św. Alberta Wielkiego można przedstawić krótko: Doktor Kościoła,
niewątpliwie najbardziej wszechstronny uczony średniowiecza, mistrz św.
Tomasza z Akwinu, patron nauk przyrodniczych. Dzisiaj interesowałyby nas
zwłaszcza legendy o Albercie jako przyrodniku i matematyku. Niestety,
autorzy legend starali się przede wszystkim wykazywać, że badania
przyrodnicze nie muszą świadczyć o pustej ciekawości, bo wszelkie
poznawanie prawdy może być służbą Bożą. Najwidoczniej te zainteresowania
św. Alberta miały również swoich przeciwników.
Zresztą - jeśli wziąć pod uwagę ogromny rozgłos, jakim cieszył się św.
Albert Wielki zarówno za życia, jak po śmierci - legendy o nim nie są w
ogóle ubogie w oryginalne i barwne szczegóły. Stosunkowo najlepiej
zapamiętały legendy krótki okres jego pasterzowania na stolicy biskupiej
w Ratyzbonie - bo i rzeczywiście biskupstwo Alberta było bardzo
nietypowe.
Jacek Salij OP

Jak łatwo zmarnować zakonne powołanie!
Brat pewien, obecnie niezwykle sławny i w zakonie bardzo szanowany,
kiedy jeszcze jako młody chłopak studiował w Padwie, pod wpływem rozmów z
braćmi, a zwłaszcza kazań mistrza Jordana, miał ochotę - nieuwieńczoną
jednak postanowieniem - wstąpić do zakonu. Wuj, z którym razem mieszkał,
sprzeciwiał się temu. Przymusił go do złożenia przysięgi, że do
wyznaczonego czasu nie będzie odwiedzał domu braci.
Po upływie tego czasu młodzieniec ów często przychodził do braci i
utwierdzał się w postanowieniu. Powstrzymywała go jednak obawa, że może
nie wytrwać. Otóż pewnej nocy miał sen, że wstąpił do zakonu i niedługo
potem wystąpił. Po przebudzeniu ucieszył się z tego, że to tylko sen, i
mówił sobie w duchu: "Okazuje się, że gdybym wstąpił, stałoby się to,
czego się obawiałem".
Zdarzyło się zaś, że tego samego dnia poszedł na kazanie mistrza
Jordana, który omawiając pokusy diabelskie, wspomniał między innymi o
tym, jak subtelnie zwodzi on niektórych. "Są tacy - mówił - którzy
postanawiają opuścić świat i wstąpić do zakonu, lecz diabeł spuszcza na
nich wyobrażenia senne, jakoby po wstąpieniu opuścili zakon. We śnie
widzą siebie na koniu i w purpurze, samotnie lub w otoczeniu ukochanych
osób. To wszystko przedstawia im diabeł, aby wzbudzić w nich obawę przed
wstąpieniem, że nie będą w stanie wytrwać, albo - jeśli już wstąpili -
aby wtrącić ich w niepokój i przygnębienie".
Wielce zdumiony młodzieniec przystąpił po kazaniu do niego i pyta:
"Mistrzu, kto ci otworzył moje serce?" - i wyjawił mu wszystkie swoje
rozterki oraz sen. Mistrz zaś, z otrzymaną od Boga pewnością, umocnił go
wielorako przeciwko tej pokusie. Ten zaś całym sercem przyjął te słowa i
bezzwłocznie wstąpił do zakonu.

Tłumy studentów na wykładach mistrza Alberta
Wykłady w Kolonii rozsławiły szeroko jego wiedzę i zdolności
nauczycielskie, toteż wysłano go do Paryża, aby bardziej mógł się
udzielać. Tutaj tak znakomicie wykładał "Sentencje" Mistrza, że głębię i
precyzję jego myśli podziwiali wszyscy. Dlatego po zdobyciu wymaganych
uprawnień otrzymał godność mistrza i chwalebnie wstąpił na katedrę
teologii. Odtąd jego wykłady i autorytet nauczycielski stały się tak
sławne, że mogłoby się wydawać, iż wszyscy miłośnicy mądrości zbierali
się, żeby go słuchać. Wieść niesie, że nigdy nie starczyło krzeseł dla
słuchaczy, a szkoła ani żaden inny dom nie mógł ich pomieścić.

Obrońca ludzkiego życia
Na rozkaz Stolicy Apostolskiej sługa Boży Albert, odziany tarczą
wiary, poszedł łagodzić nieokrzesanych pogan. W towarzystwie braci i
księży, wśród wielu niebezpieczeństw, doszedł od granic Saksonii aż do
Polski. W okolicach tych żyli wówczas ludzie, uprawiający jeszcze
barbarzyńskie zwyczaje dawnych Słowian, to znaczy Wenedów i Prusów. Mieli
oni zwyczaj zabijania niemowląt, które urodziły się kalekie. Ponadto nie
dopuszczali dzieci, jeśli rodzice nie mogli ich wyżywić. Określali liczbę
dzieci i żadnego niemowlęcia, które ją przekraczało, nie zachowywali przy
życiu, ale natychmiast je zabijali. Tak samo zabijali starców i ludzi
niezdolnych do pracy. Żeby zaś było jeszcze bardziej niegodziwie,
synowie, którzy w ten sposób krzywdzili swoich rodziców, sądzili, że
oddają im przysługę, jako że przez zadanie śmierci uwalniają ich od
cierpień.
Sługa Boży Albert obchodził wioski tego kraju i dokładnie rzecz
wyjaśniał, tak że nawet owi synowie pokazywali mu mogiły rodziców,
których w ten sposób zabijali. On płakał nad tak wielką ludzką
bezbożnością i z całą mocą ją potępiał.

Pokuta za naruszenie ubóstwa
Kiedy został prowincjałem, nie tyle zajął się rządami, ile stał się
doskonałym naśladowcą dawnych ojców w ubieganiu się o sprawiedliwość i
prawość ducha oraz zakonną gorliwość. Przewodniczył trzem kapitułom
prowincjalnym; mianowicie w Ratyzbonie, Erfurcie oraz Trewirze. Na tej
ostatniej nakazał przeorowi z Minden za pokutę pięć dni pościć o chlebie
i wodzie, odprawić pięć mszy i przyjąć trzy dyscypliny, dlatego że wbrew
zakonnemu ubóstwu przyjechał na kapitułę na koniu.
Sam był tak ubogi i pokorny, że klasztory swojego zakonu rozproszone
po całych Niemczech wizytował pieszo i bez pieniędzy, o żebranym chlebie:
do tego stopnia ubiegał się o doskonałość Apostołów. Zakonnych zasad
Braci Głosicieli przestrzegał najściślej i chciał, aby inni ich
przestrzegali.

Biskup w chłopskich butach
Gardził wszelkimi ziemskimi godnościami, a dla mitry i pastorału miał
tyle samo szacunku, co dla torby i kija. Kochał tylko Chrystusa i Jego
sprawiedliwość, toteż wszyscy, którzy go znali wówczas, kiedy został
porwany na biskupstwo, wątpili, żeby tego świętego męża, pełnego pokory i
wyzutego z siebie, można było zmusić do przyjęcia tej godności. Nie mógł
jednak uniknąć ostatecznej decyzji papieża, bo kiedy gorąco prosił i
wskazywał, że się do tego nie nadaje, Apostolski Ojciec odpowiedział:
"Nie szukaj pretekstów, synu, bo nie wypada ci kłamać. Przypomnij sobie
powiedzenie: Bałwochwalstwem jest słuchać samego siebie, a uległym nie
chce być fałszywy prorok..."
Przyozdobiony w biskupstwo, jako pasterz Kościoła i ludu Bożego, w
całości zachowywał śluby zakonne i w ten sposób przyozdobił dodatkowo
godność biskupią. Podobnie jak biskup Tours, św. Marcin, w miarę
możliwości zachowywał dotychczasową pokorę i ubóstwo. Nie wstydził się,
zwyczajem prostych zakonników, nosić chłopskiego obuwia, tak że od
własnego ludu otrzymał przydomek: "biskup w buciorach". Był oddany
służbie Bożej i ciągle rozważał Boże prawo, toteż nie zwracał uwagi na
zewnętrzne honory. Nie używał też honorowego orszaku jeźdźców; jak to
było w zwyczaju biskupów niemieckich i czego - jako bogate miasto -
życzyła sobie Ratyzbona. Wolał wizytować diecezję w skromnym
towarzystwie, niekiedy pieszo, a jak wieść niesie - czasem osobiście
dźwigał swój strój pontyfikalny oraz książki. Z dochodów kościelnych brał
tylko tyle, ile potrzeba było na wyżywienie jego współpracowników, resztę
zaś, jako należącą do ubogich, między nich kazał rozdawać.

Rzucił biskupstwo jak rozżarzony węgiel
Upłynęły trzy lata od czasu, jak sternik Pański Albert zaczął
chwalebnie kierować Kościołem w Ratyzbonie. Wielu z jego otoczenia z
trudem znosiło jego święte i pokorne życie, tak było sprzeczne z ich
przyzwyczajeniami. Zaczęli więc go potwarzać i krzywdząco obmawiać.
Przyczyna tego była prosta. Czytaj Pisma, to zauważysz, że złożona w
ofierze owieczka budziła wstręt Egipcjan. Tak jak smutni nie lubią
wesołego, a dowcipnisie smutnego, podobnie ludzie podstępni nienawidzą
tego, który jest sprawiedliwy i prostolinijny.
Kiedy więc znakomity pasterz zauważył, że wśród Bawarów niewiele może
dokonać, ogarnęło go wielkie znużenie. Starannie rozważył złożoność i
trudności w rządzeniu niemieckimi Kościołami, uświadomił sobie, jak
trudno tu uniknąć obrazy Boga lub ludzi, i postanowił zrezygnować z
biskupstwa. Choć był Albert człowiekiem wielkiej świętości, przecież znał
swoją ułomność i obawiał się, że nie potrafi dopilnować, aby zbójcy nie
żywili się krzywdą owczarni. Wolał zresztą zajmować się nauką w zakonie
dominikańskim, z którego został wzięty, bo to Kościołowi przynosiło
więcej owoców niż dźwiganie biskupstwa, do którego przymusił go Urban IV.
Zgodził się na to Klemens IV, następca Urbana, i Albert jakoby z
napiętego łuku zeskoczył ze swego biskupstwa i spiesznie wrócił do
ubóstwa i pokory swojego zakonu.
Piękne świadectwo na ten temat złożył w swojej kronice brat Bernard de
Castris: "Brat Albert został zmuszony do przyjęcia biskupstwa w
Ratyzbonie, ale rychło rzucił je, tak jakby było ono parzącym ręce
rozżarzonym węglem, i wrócił do ubóstwa swojego zakonu".

Ostatni wykład mistrza Alberta
Sławny ojciec Albert, już przygnieciony starością, prowadził swoje
zwykłe wykłady w klasztorze w Kolonii i miał bardzo wielu słuchaczy.
Pewnego razu, kiedy badał i przytaczał jakieś uzasadnienia, zaczęła go
zawodzić pamięć. Chwilę pomilczał, wreszcie ku zdumieniu wszystkich,
wzmocniony Duchem Świętym, tak się odezwał:
"Powiem wam, moi drodzy, coś nowego i starego zarazem. Kiedy w swej
młodości miałem już pierwsze osiągnięcia w nauce, za wezwaniem Chwalebnej
Dziewicy, prowadzony przez Ducha Świętego, wstąpiłem do Zakonu
Kaznodziejskiego. Chwalebna Dziewica napomniała mnie, abym się wiernie
przykładał do studiów; toteż w miarę sił starałem się zarówno dobrze
studiować, jak dobrze się modlić. Czego zaś nie mogłem poznać z książek,
często osiągałem to w czasie modlitwy. Kiedyś gorąco modliłem się do
naszej Pani i serdecznie Ją błagałem, aby oświeciła mnie światłem Bożej
mądrości oraz umocniła moje serce w wierze i zachowała je nienaruszonym,
abym zajmując się filozofią nigdy nie odstąpił od prawdziwej wiary. Ona
wysłuchała mnie i tak mnie pocieszyła: Albercie, czuj się bezpiecznie i
nie opuszczaj się w cnotach ani w nauce, gdyż Bóg twą wiedzę zachowa od
błędu, tak aby przyczyniała się dla dobra Kościoła. Abyś zaś nigdy nie
zachwiał się w wierze, oto pod koniec twych dni zapomnisz o kłamstwach i
sofistycznych sztuczkach filozofów, a twoja wiara katolicka stanie się
niewinna i czysta jak u dziecka. Potem zaś powędrujesz do Pana. Znakiem
zaś, że to na ciebie przyjdzie, będzie to, iż utrata pamięci spotka cię
na publicznym wykładzie. Teraz więc, bracia moi, wiem i poznaję po tym,
co się przed chwilą stało, że nadchodzi mój czas i zbliża się kres mojego
życia. Dlatego wyznaję przed wami publicznie i stanowczo, że wierzę we
wszystkie i poszczególne artykuły wiary chrześcijańskiej, oraz pobożnie
proszę, aby w odpowiednim czasie udzielono mi kościelnych sakramentów.
Jeśli zaś zdarzyło mi się powiedzieć lub napisać coś przeciwnego wierze
katolickiej, odmawiam temu wszelkiej wagi i znaczenia".
Po czym zakończył wykład i płacząc oraz żegnając się rzewnie ze
wszystkimi, zstąpił z katedry. Odtąd cała wiedza filozoficzna zniknęła z
jego pamięci, pamiętał zaś nadal tekst Biblii oraz mądrość Bożą.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
LEGDOM06
LEGDOM09
LEGDOM04
LEGDOM20
LEGDOM17
LEGDOM02
LEGDOM05
LEGDOM03
LEGDOM22
LEGDOM08
LEGDOM07
LEGDOM21
LEGDOM01
LEGDOM10
LEGDOM27
LEGDOM12
LEGDOM26
LEGDOM16
LEGDOM23
LEGDOM19

więcej podobnych podstron