153
ACH, TEN „TIOMNYJ MOROK CYGAŃSKICH PIESIEN..."
Siewierianina i Wiertyńskiego [...]” - jak już z pewnego dystansu po latach oceniał Włodzimierz Slobodnik. Autor słynnej Otchłani, który z niemałym nakładem sil zdobył wówczas dla siebie i dla Gałczyńskiego bilety na taki występ, wspominał:
Wyfraczony, pretensjonalny Siewierianin wyśpiewywał z estrady swoje wiersze pełne wodnistych likierów i fałszywych perfum. Jego drewniany koń poetyckości wydawał nam się wtedy Pegazem. Wiertyński, występujący w stroju pierrota, czarował nas swoimi kokainowymi piosenkami. Po wieczorze jego nuciliśmy „sumasszedszego szarmanszczyka” i powtarzaliśmy aż do znudzenia:
Płaczet staroje niebo,
Moczit dożd’obiezjanku...37
Rzucający na słuchaczy tak skuteczne czary „Pegaz”, wykonujący swe po cy-gańsku dekadenckie i zmysłowe „aryjki (arietki) Pierrota” (Aleksandra Wertyńskiego przezywano nawet - za Tuwimem - Pierrotandrem Per-Wertyńskim38), sam ze swej strony świadom był owego dziwnego zbiorowego zaślepienia, własnego hipnotycznego oddziaływania na polskich słuchaczy. W spisanych po latach wspomnieniach z dumą podkreślał, jakim to „bieszenym sukcesom” cieszył się, koncertując po Polsce w r. 1923, i to nie tylko w Warszawie, ale i w Krakowie, Łodzi, Poznaniu i w dziesiątkach innych małych miasteczek na Kresach; jak to Junosza Stępowski, Antoni Fertner, Mieczysława Ćwiklińska, Jadwiga Smosarska, Maria Mąjdrowi-czówna gratulowali mu udanych występów; że był modny nawet w Belwederze, a sam marszałek Piłsudski słuchał go „w każdej wolnej chwili”. Pisał z dumą: „Literaci polscy przyjęli mnie do swego grona i często w »Ziemiańskiej« recytowałem im wiersze Błoka, Achmatow ej”39. Sukces, jaki odniósł Wertyński, sprawił, że w polskiej stolicy czul się jak w rodzinnym Kijowie czy jak w Petersburgu:
W Warszawie rzucała się w oczy ogromna liczba wojskowych. Ich fantazyjne, eleganckie mundury, ostrogi, szable, szlify przypominały mi stary Petersburg z jego oficerami gwardii, balami i hulankami40.
Zapewne na takim spojrzeniu zaważyły w znaczącym stopniu wrażenia upojonego pow odzeniem śpiewaka, ale nie można zanegować pewnych faktów - ówczesna Warszawa śladów swego zniszczenia jeszcze się w latach dwudziestych nie pozbyła, a kariera cygańskiego romansu była skuteczną szczepionką przeciw wszelakim zakusom, by ten stan rzeczy zmienić. Prócz romansu takim antidotum
37 W. Slobodnik, Ulica siedmiu śpiewających komet. W zb.: Wspomnienia o K. I. Gałczyńskim. Przedmowa, red. A. Kamieńska, J. Śpiewak. Warszawa 1961, s. 169.
38 Autorem wykonanej przez H. Ordonównę w jednej z rewii „Qui Pro Quo" parodii cygańskiego romansu Wertyńskiego (na melodię Przy kominku), zatytułowanej Obrazek sceniczny: Pier-rotander Per-Wertyński, był J. Tu w i m, ceniący skądinąd śpiewaka. Na premierze rewii byl sam Wertyński i ponoć zaśmiewał się do lez. Zob. T. Boy-Żeleński, Premiera w „ Qui Pro Quo ”. Rewia „Precz z Grabskim ”. „Kurier Poranny” 1924, nr 318.
39 A. Wertyński, Podróże z pieśnią. Wspomnienia. Warszawa 1967, s. 60. Zob. też F. Ja ro sy, Trubadur współczesności. „Wiadomości Literackie” 1924, nr 38, s. 3. Kult rosyjskości i Wertyńskiego wywoływał, oczywiście, sporo emocji - zob. np. pełne zniecierpliwienia uwagi w liście J. Iwaszkiewicza do żony Anny z 8 X 1924 o Wertyńskim, deklamującym Achmatową na przyjęciu u Tuwimów i śpiewającym piosenki (A. i J. Iwaszkiewiczowi e, Listy 1922-1926. Oprać. M. Bojanowska, E. Cieślak. Wstęp T. B u rek. Warszawa 1998, s. 176): oraz niepochlebne teksty w gazecie B. Sawinkowa „Za Swobodu”.
40 We rty ński, op. cit., s. 64.