63
Część druga — Między fabułą a zdarzeniem
zewnętrznego wobec specyfiki powieści, modelu narracyjnego, nakładanego na wymykający się rozumieniu świat utworu. W ten sposób sens zostaje wniesiony spoza dzieła i uprzedza próbę wyłonienia z tekstu powieści mechanizmów powstawania znaczenia, jaki on sam proponuje Przed taką lekturą tekst broni się szczególnie mocno.
Druga część Twarzy księżyca — w przeciwieństwie do pierwszej — została przyjęta przez krytyków wyjątkowo dobrze. Jeśli bowiem — przypomnijmy — pierwszej części zarzucano: „bczciełcsność” a nawet „bezpłciowość akcji”, nazywano „ahistoryczną antypowieścią”, wreszcie uznano za „najbardziej bodaj wątpliwą artystycznie pozycję w dorobku autora Srebrnych orłów”, to drugą część, ci sami często krytycy wychwalali gorąco, wskazując właśnie na jej fabularną przewagę.
Konfrontując dwa pierwsze tomy z glosami kiytyków. trudno się zgodzić z tezą o rzekomo mniejszym skomplikowaniu przedstawienia w drugiej części trylogii. Wydaje się. że przyczyna tak diametralnie różnego przyjęcia obu tomów leży w iluzji łatwiejszego odbioru. która powstaje wraz z dotarciem do końca powieści. Tam czytelnik otrzymuje rozwiązanie. głównej w wątku sensacyjnym, zagadki sposobu przekazania puszki z listem papieża Leona do najstarszej siostry cesarza Tcodozjusza II. Pulcherii Augusty.
[Sam cesarz — przyp. moje — R.K.] zawiózł we własnych Świętych rękach podarunek kosztow-ny od króla Atylli, przełożony w te Święte ręce z rąk Konstancjusza, Atylh ulubieńca, więc też puszki z podarunkiem dostawcy. Czy przyszłoby do głowy promieniejącemu radością pojednania z siostrą i możliwością uradowania oczu jej najwspanialszymi Azji kamieniami — zastanawiać się nad tym, czemu aksamit, też wspaniały, którym puszka z króla Atylli darem była wyłożona od wewnątrz, dziwnie gruby jest, wręcz pękaty? [2, 389—390]
Rozwiązanie —jak w klasycznym kry minale — przychodzi na ostatniej stronie powieści, a wraz z sensacyjnym zdaje się tworzyć prologiem czytelną ramę fabularną, tak sugestywną. że z wdzięcznością i ulgą lokujemy w' niej wszystkie denerwujące nas puste miejsca i lokalne nieciągłości. Zwłaszcza wątpliwości dotyczące kształtu zdarzeń i postaci, o których informacji nic otrzymujemy w tak bezpośredni sposób. Na przykład: dlaczego Saturnia nic chce, aby Storacjusz wyświetlił prawdę o zabójstwie jej ojca? albo: kto: Hermogenia czy jej siostra-błiźniaczka poślubiła Konstancjusza? Co znaczą wzmianki o rzekomym zabójstwie dziecka Honorii Augusty? Dlaczego Teodor każe zrzucić Storacjusza z drabiny, kiedy ten chce się spotkać z Hormizdasem? Czy rzeczywiście jest to figiel wyplatany natrętowi, jak sam o tym pisze?
P>tań takich jest wiele, a jednak oczarowani nagle podsuniętym wyjaśnieniem zapominamy o nakazie rozumienia, niezbywalnym dla fortunnego odbioru każdego dzieła, nie tylko Parnickiego.
Stefan Szymutko, w cytowanej już książce Zrozumieć Parnickiego, ustalił podstawowy, wstępny parametr odbioru tej twórczości — rekonstrukcję tego, co nazywa „tekstem historii", tj. stworzenie przybliżonego i najbardziej prawdopodobnego przedstawienia zdarzeń i postaci (mam na myśli ich tożsamość, intencje i motywacje) — zarówno tych przedstawionych bezpośrednio, jak i zaledwie sugerowanych — oraz ukazanie wymienionych elementów w samowyjaśniającym się układzie fabuły6.
Przyznając całkowitą słuszność tej strategii lektury, chciałbym skierować uwagę na jej inny, zewnętrzny wobec tekstu utworu wariant, który objawia się w sięganiu po znany
6 Zob.: S. Szyniutko, Zrozumieć Parnickiego, s. 51 120.