96 RECENZJE I PRZEGLĄDY PIŚMIENNICTWA
wyjaśnia Autorka, na czym ta różnica polegała. Na s. 37 mówi o „rewolucyjnych pomysłach” Swierkowskiego, dobrze byłoby je sprecyzować lub dla przykładu wymienić; s. 38: Bursówna nie Aniela, lecz Amelia; na s. 44 nie bardzo zrozumiała wydaje się wzmianka o „stosunkowo szczegółowych katalogach rękopisów”: czytelnik chciałby się z pewnością dowiedzieć, na czym polegała owa „stosunkowa” szczegółowość. Na s. 44: „Adam Lewak i H. W. służyli” czytelnikom nie „ofiarnie”, lecz po prostu z obowiązku zawodowego; s. 48-49: wydaje się, że przesadnie wyeksponowane zostały antagonizmy krakowsko-warszawskie wśród pracowników BN na Krakowskim. Z pewnością nie można ich negować, ale czy naprawdę były tak bolesne dla warszawskich młodych pracowników, że można było takich ludzi jak choćby A. Gryczowa czy K. Piekarski jako „przybyszów z Krakowa” nazwać „zwartą kliką”? S. 49: zbiory batignolskie po wojnie francusko-pruskiej zgodził się przyjąć do Kórnika Jan Działyński, lecz przewoził je z Paryża do Kórnika nie Działyński, lecz Karol Euprecht. S. 6: „najcenniejszy zrąb zbiorów raperswil-skich stanowiły — jak pisze Autorka — dokumenty dotyczące powstań listopadowego i styczniowego”; trudno się z tym zgodzić, bo najcenniejsze były przede wszystkim te dokumenty, które dotyczyły emigracji polistopadowej. Na s. 55 pisze Autorka o J. Pulikowskim. Była to postać bardzo kontrowersyjna; niewątpliwą jego zasługą było zorganizowanie przed wojną działu muzycznego w Bibliotece Narodowej i utworzenie unikalnego w Polsce archiwum fonograficznego (nagrywał pieśni ludowe jeżdżąc po wszystkich regionach kraju). Pół-Polak, pół-Niemiec przed samą wojną był niewątpliwie zafascynowany hitleryzmem, czemu dawał wyraz w różnych rozmowach z kolegami; w czasie okupacji był z ramienia władz hitlerowskich kimś w rodzaju wicedyrektora BN, z którym biedny Grycz miewał duże kłopoty. Nie szkodził jednak polskiemu personelowi i starał się chronić biblioteczne zbiory. Zginął na barykadzie po wybuchu Powstania Warszawskiego, nie wiadomo czy ją budując, czy rozbierając, ani z jakiej strony padła zabijająca go kula.
Wyliczone tu dla porządku drobne nieścisłości bądź uchybienia, nieuniknione w pracy opartej wyłącznie na pamięci, są łatwe do poprawienia i nie umniejszają ani wartości, ani wiarygodności przekazu. Usprawiedliwia je nadto fakt, że Autorka, spisując swe Wspomnienia za granicą w oderwaniu od kraju, nie miała możności konfrontowania pewnych wątpliwości i szczegółów z dawnymi kolegami lub obecnymi pracownikami Biblioteki Narodowej. Były to bowiem czasy, kiedy bariera między krajem i emigracją była bardzo szczelnie zamknięta.
Reasumując wszystkie uwagi o bardzo wartościowej książce Marii Danilewi-czowej i sygnalizując dla wiadomości Autorki zauważone potknięcia bądź niejasności, muszę stwierdzić, że osobiście zawdzięczam Jej pasjonującą lekturę, od której niełatwo się oderwać. Unikalna jak dotąd praca daje żywy, szczegółowy i łatwo czytelny opis pierwszego dziesięciolecia żywota naszej Biblioteki Narodowej, oparty nie na martwym materiale archiwalnym i suchych dokumentach, lecz na zazdrości godnej pamięci Autorki, która w opisywanych wydarzeniach pars magna fuit i która po 40 latach, z dala od kraju, potrafiła na żywo odtworzyć swe ówczesne przeżycia z imponującą dokładnością i rzadko spotykaną w literaturze pamiętnikarskiej szczerością w odtworzeniu ich blasków i cieni, dając jednocześnie upust swym głęboko tkwiącym uczuciom tęsknoty za ojczystym światem swej młodości.
Książka powinna jak najszerzej dotrzeć do rąk naszych bibliotekarzy i spełnić — obok informacyjnej — jeszcze jedną ważną rolę, zachęcić mianowicie nielicznych już dziś wśród żyjących dawnych pracowników Biblioteki Narodowej do zadania sobie trudu spisania własnych swych wspomnień, które uzupełniłyby Wspomnienia Marii Danilewicz-Zielińskiej.
Helena Więckowska
Warszawa 8.12.1981