D.K.: - Nawiązując do teatru, jak Pani pracuje z niepełnosprawnymi nad rolą?
- Uruchamiam w nich radość, co jest w ogóle podstawą pracy z tymi ludźmi. W każdej chwili na scenie muszą wiedzieć co robią i po co to robią. Tak samo jak i aktor. Nie ma żadnego znaczenia czy się pracuje z niepełnosprawnymi, czy ze studentami - to jest dokładnie taka sama praca. Muszę znać ich problemy, są to często powiązane różne choroby, do niepełnosprawności umysłowej dochodzą jeszcze choroby psychiczne, ataki padaczki i inne schorzenia. Nie ze wszystkimi niestety da się pracować na scenie, ludzie ci muszą umieć coś powtórzyć i coś zapamiętać. Ale są też tacy, którzy nic nie mówią, za to potrafią się cudownie na scenie zachować. Wygląda to tak: ja tworzę im świat, piszę scenariusz, z kolegami aktorami nagrywam dialogi i całą warstwę dźwiękową, kolega akustyk wgrywa muzykę, scenograf projektuje kostiumy i scenografię. Jak w prawdziwym teatrze. Najważniejsze to wymyślić temat, co nie jest takie proste. Obecnie mam dylemat, reżyserowałam Opowieści biblijne, ale one nie mogą być okrutne i źle się kończyć. Oni nie zagrają, jeśli coś nie skończy się happy endem, bo płaczą. Gdy graliśmy wygnanie Adama i Ewy z Raju to byl problem, gdy anioł z ognistym mieczem wyrzucał ich do innego świata. Tłumaczyłam, że dzięki temu jesteśmy na ziemi, dzięki temu się spotkaliśmy. W końcu dali się przekonać Bardzo lubili Arkę Noego, ponieważ na końcu pojawiała się tam tęcza i gołąbek z gałązką - nadzieja i przymierze. To im się podobało. Potem zrobiłam Brzydkie kaczątko, to było przedstawienie jakby o nich, następnie Calineczkę, która też jest o nich. 0 tym, że każdy człowiek musi mieć swoje miejsce na ziemi i ma jakąś wartość. Nie wiem, co zrobię w tym roku, mam z tym problem, gdyż oni nie chcą głupich bajek o krasnoludkach, chcą mądrych sztuk, chcą je rozumieć - to są dorośli ludzie. Chciałam robić Kubusia Puchatka
- często przygotowuję to ze studentami - ale nie dam rady zrobić jej z niepełnosprawnymi. Tam wszystko odbywa się w warstwie słownej, a oni nie rozumieją, muszą mieć zdarzenia, postacie. Z obsadzaniem ról też jest problem. Nie wszystkie postacie im się podobają, niektórych się boją. Na rolę ropuchy w ogóle nie było chętnych. Tłumaczyłam, że to nie jest normalna ropucha, to jest królowa ropuch. I podziałało! Do węża też długo musiałam namawiać. Na szczęście kostium był tak piękny, że się udało pozyskać aktora.
D.K.: - A czy kiedyś z jakiegoś powodu odmówili wyjścia na scenę?
- Nigdy. Mamy w Radwankach takiego wesołego Maniusia, bardzo sprawnego fizycznie, grał kotka w Stworzeniu Świata, pamiętam, jak mieliśmy po raz pierwszy grać to w Teatrze Słowackiego. Wszyscy się przebierają, a Maniuś - „zdechły kotek” - oczy podkrążone, smutny. Pytam:
- Maniuś, co się stało? - Nie będę grał... - Dlaczego? - Chory jestem dzisiaj, nie będę wesołym kotkiem... - To będziesz smutnym kotkiem, przecież Pan Bóg stworzył różne kotki: smutne, wesołe... - Wejdź na scenę, możesz się położyć, będziesz spał, będziesz śpiącym kotkiem, kotek może być taki. Wszedł, uśmiechnął się, wszystko mu przeszło, zaczął fikać koziołki i wtedy się udało. Ale oni są meteoropatami, jak jest zła pogoda, to są kompletnie rozkojarzeni. Terapeutki, Jola i Marysia ćwiczą z nimi godzinami sytuacje. Podziw iam je i uczę się od nich cierpliwości i stanowczości.
S.S.: - Czy i kiedy znajduje Pani czas dla rodziny i na pracę aktorską?
- Nie mam tego czasu za wiele. Mój mąż jest dyrektorem teatru, więc też cały dzień pracuje. Mój syn mieszka już osobno wiec nie cierpi, że często nie ma mnie w domu. A moje koty są wypasione i szczęśliwe. Ze zwierzętami dogaduję się nieraz lepiej niż z ludźmi. Kiedy wyjeżdżam, wyczuwają to i wtedy Haszysz pcha się do walizki, Czacza łazi za mną niespokojna, a Książę się na mnie obraża. Witają mnie jednak wszystkie na płocie niby obrażone, ale mruczą, miauczą i łaszą się zawsze z największa kocią miłością.
Konspekt nr 4/2006 (27)