Rozdział 10: Zgoda! Kto zna prawdę.
-Okłamałeś ich, wiesz? Ładnie ci to wyszło, tylko nie masz jakiejś szczególnej inwencji twórczej-Reven miotał zaklęciami, których Shuki zgrabnie unikał.
-Na jakiej podstawie tak sądzisz-zapytał zielonowłosy.
-Może na takiej, że zdardziłeś im własne plany?
-Skąd wiesz?
-Bo to logiczne, drogi Shuki.
-Nie wiem jakie są wasze plany!-zawołał zielonowłosy. Wjego głosie słychać było...Rozpacz?-Nie wiem co mam zrobić, nie chcę umierać!
-Jesteś Nieśmiertelnym!
-To co? Nie chcę nim być! Mój pan ma serce smoka. Obiecał, że jeśli wykonam zadanie zdejmie ze mnie to zaklęcie.
-I ty mu uwierzyłeś?
-Jeśli go zdradzę, on mnie zabije!
-Przecież wiesz, że w Smoczym Skarbie jest przedmiot, który zdejmie klątwę! My też do tego dążymy! Chcemy zaprzestać tej bezsensownej wojny.
-To czemu chcesz ich zabić?
-Nie chcę! Mam rozkaz zabić tylko ciebie. Daję ci wybór: przyłącz się do nas, albo giń.
-Nie zabijesz mnie! Jestem Nieśmiertelnym.
-Mam serce smoka.
Shuki cofnął się.
-Kłamiesz!
-Nie. Ale takie serce może cofnąć zaklęcie tylko na jednej osobie. Tamten przedmiot zdejmie klątwę całej rasy. To jak będzie?
-Ja...Ja...Kogo chcecie zabić? Deam Queen, czy LoN?
-Nie mamy szans z rzadną. Możemy tylko przyzwać moc Władców Koszmarów.
-A wtedy?
-Wtedy zabiją Dream Queen i przyłączą ostatni ocalały filar naszego wszechświata do waszego.
Shuki opuścił głowę.
-Zgoda. Pomogę wam.
-Świetnie. Teraz trzeba tylko powstrzymać moją drogą siostrę, przed zabiciem twoich przyjaciół.
-Co???-Shuki natychmiast zniknął.
Tymaczasem Lina i spółka kiepsko radzili sobie z walką z kremowowłosą. Dziewczyna świetnie posługiwała się zarówno mieczem jak i magią.
Nagle znalazła się niebezpiecznie blisko Diany. Już wyciągała miecz, by zadać śmiertelny cios, gdy pojawił się Raven.
-Sailene! Stój!-zawołał, ale było za późno. Miecz uderzył w miejsce gdzie stała Diana. Rozbłysło światło i nieopodal pojawił się Shuki trzymając
dziewczynę całą i zdrową na rękach.
-Panie Shuki, wiedziałam, że miłość i sprawiedliwość w końcu zatiumfują!-zawołała Amelia.
-C-co proszę?
-Zaprzestaliście walki. Czemu?-zapytał Zelgadiss.
-Doszliśmy do porozumienia, nie, Shu-chan?
-Nie nazywaj mnie tak-warknął zielonowłosy stawiając Dianę na ziemi.
-Czy może mi ktoś wyjaśnić o co chodzi?-Lina zaczynala tracić cierpliwość.
-Za zimno na to. Teleportuję was pod Szczyt Wichrów-stwierdził Raven.
-A skad mamy wiedzieć, że nie wywieziesz nas w pole?
-Co ja się będę kłócił...Teleportacja!
Błysnęło i po chwili nasza grupa była u podnóża Szczytu Wichrów.
-No, jedno jest pewne. Jesteś w tym lepszy niż Shuki-roześmiała się Karina.
-Dobra, dobra! Szukajcie tej waszej wyroczni.
Filia ruszyła prosto w ścianę skalną.
-Eee, Filia? Co ty robisz?-zapytał Gourry.
Smoczyca nie zatrzymała się. Doszła pod skały, zawachała się przez ułamek sekundy i przeszła przez ścianę.
-Co???
-Rozumiem!-zawołał Xelloss.-Trzeba iść na ścianę z zamiarem przejścia przez nią i bez wachania. Wtedy przepuści do wyroczni.
-Sprytne...To zademonstruj nam to!-Lina pchnęła Mazoku w stronę ściany.
-Co? Ja?
-Ty wymyśliłeś, ty idziesz!-przytaknęła Karina.-No, przecież życie jest...
-Dobra! Idę! Zadowolone?
-Bardzo!
Xelloss po chwili zniknął w ścianie.
-No to ku chwale sprawiedliwości!-Amelia pobiegła za nim.
-Tak, chyba tak-mruknęła Lina i wszyscy pozostali ruszyli za księżniczką.
Oczekiwali uderzenia, ale przez chwilę czuli, jakby zanurzali sie w wodzie, a potem normalnie. Ich oczom ukazała się sala
o tak białym kolorze, że aż raził. Kiedy się do niego przyzwyczaili, zobaczyli, że salę otaczają rzedy jasnokremowych, pięknie rzeźbionych kolumn.
Na środku stał diamentowy tron, na podeście ze białego marmuru. Sufit pokrywały malowidła, przedstawiające wszystkie znane i nieznane
wydarzenia historyczne. Zaczynając na walce Shabranigdo z Cephiedem, przez Kouma-war, aż do pokonania Darkstara.
-No...Nie można powiedzieć, że są biedni...-Shuki założył ręce za głowę.
-Chiałabym poznać wykonawcę-Lina wskazała na sufit.-Tam jest wszystko i jeszcze więcej!
Zaczęli rozpoznawać niektóre sceny.
-Patrzcie, tam jest kopia Rezo!
-A tam Zanaffar! Zniszczenie Sairaag.
-A to jest...Wybuch wulkanu to...
-To pierwsza i ostatnia wojna Władców Pokoju.
Entuzjazm Liny opadł.
-No tak...
-Patrzcie, Darkstar! To on był taki brzydki?
-Tak, zadecydowanie.
-Phibrizzo! I LoN!
-Cóż...Podobna do ciebie, Li-chan.
-A to tutaj?-Filia wskazała na obraz ze pokonaniem Darkstara.
-To jest...
-Zagłada Mazoku.
Wszyscy spojrzeli na Xellossa. Ręce mu drżały, grzywka rzucała cień na oczy, które niewątpliwie były otwarte.
-Ja jedyny...Przeżyłem...-wyszeptał. Po chwili jednak uniósł głowę, a na jego twarzy pojawił się, mimo, że bardzo wymuszony, firmowy uśmiech.-Ale co cię nie zabije to wzmocni, nie?
-Jesteś ostatni?-zapytała Lina.
-Tak.
Filia zamknęła oczy. Wiedziała już, że jej sen nie przepowiadał przyszłości. Ukazywał przeszłość.
-A lordowie?-rudzielec nie ustępował.
-Wszyscy zginęli! Wszyscy! Zadowolona? To daj mi spokój!
-Mazoku żądający spokoju. Tego jeszcze nie było-Shuki uśmiechnął się złośliwie.
-A co ty o nas wiesz?-wyrwało się Dianie. Zamilkła na chwilę, potem uznała, że nie powiedziała za wiele i kontunuowała:
-Uważasz się za mądrego, ale tak naprawdę nic nie wiesz! To nasz filar i nasza historia. Nasza sprawa! Nie wiem po co za nami łazisz, ale nie jesteś potrzebny! Zanim w końcu ktoś zechce wyjaśnić tą sprawę bez kłamstw, LoN będzie chodziła o lasce!
-Diana...Nie uważasz, że przesadzasz?-zapytała Karina dusząc w sobie śmiech.
-Masz rację. Kłamałem na początku, ale nie mam zamiaru więcej tego robić! Myślisz, że mi to łatwo przychodzi? Nie jestem demonem! Nie żywię się nienawiścią! To wy prędzej nimi jesteście, bo traktujecie mnie jak śmiecia!
-To że wszyscy wierzą w te brednie o Mazoku, nie znaczy, że to prawda! Za mało znacie tą rasę, by cokolwiek o niej powiedzieć! Poza tym skoro kłamałeś, to kto mówi prawdę?
-Za to ty jesteś najbardziej prawdomówną ofiarą losu na świecie!
-Nie jestem ofiarą losu!
-Ale ją udajesz! Wszyscy ci współczują, o rany, biedna Diana. A skąd mamy wiedzieć, że tego nie wykorzystasz?
-Zniszczyliście mi dom! Wyobraź sobie, że nie jest fajnie, gdy ludzie pokazują cię palcami w każdym mieście! Karina i reszta są tak dobrzy, że zgodzili mi sie pomóc...
-Pomóc? Ty uważasz, że potrzbujesz pomocy? Jesteś szczęśliwa w porównaniu do mnie! Nawet nie wiesz co JA przeszedłem!
-Ja to, ja tamto, ciągle myślisz o sobie! Mało cię znam, ale i tak widzę ja samolubny jesteś.
-A nie przyszło ci do głowy, że to nie jesteśmy to, żeby zniszczyć wasz świat, ale żeby go uratować? Chociaż tak naprawdę, jedynymi, którzy potrzebują pomocy jesteśmy MY!
-Dość!-bezsensowną kłótnię przerwał aksamitny głos. Wszyscy obejrzeli się i ujrzeli kobietę, schodzącą po marurowych schodach, otoczoną złotym blaskiem.
-O...Lord of Nightmares!