Rozdział 5: Mrok! Ofiara Diamentowych Smoków.
-Obawiam się, że nie do końca pojmuję. Jacyś maniacy z innego wrzechświata chcą mnie zabić żeby...-śłowa uwięzły Filii w gardle.
Siedzieli przy ognisku za wioską. Zrobiło sie ciemno. Gourry polerował Ostrze Bólu, Lina wsuwała pieczonego królika, Amelia, Zlgadiss i Karina
siedzieli z wzrokiem utkwionym w smoczycę, a Xelloss obserwował Shukiego, który z zapamiętaniem wydeptywał ósemkę między drzewami,
mrucząc coś pod nosem. Po zdarzeniu w karczmie opowiedział Filii kim są i czego chcą Nieśmiertelni, po czym nie odezwał sie juz ani słowem
-Kim ty jesteś, co, Fog?-pomyślał Mazoku.
Zielonowłosy uniósł głowę i obdarzył kapłana kpiącym uśmiechem. Ten odpowiedział tym samym.
-Śmiej się póki możesz, Beastpriest-szepnął do siebie "Badacz Wymiarów".-Już niedługo, nie martw się. Zobaczysz jak cierpią. Powinieneś mi
dziękować, że szykuję ci taką ucztę, chociaż moim zdaniem to z ciebie taki potwór jak ze mnie wilkołak.
Filia spojrzała na Shukiego z nieukrywanym niesmakiem.
-Co to za gość? Jakiś podejrzany.
Drużyna nachliła się do siebie(po za Gourrym, który zasnął).
-Przygladałam mu się cały dzień i wiecie co?-Lina zrobiła efektowną pauzę.-Sądzę, że on jest Nieśmiertelnym.
-Tak, też o tym myślałem-przyznał Xell.
-Moim zdaniem wie na nasz temat o wiele za dużo. Zachowuję się jakby znał nas od lat-stwierzdziała Karina.
-Ależ panno Lino, panie Xellossie, nawet jeżeli jest Nieśmiertelnym, to nam pomaga! Kto powiedział, że wszyscy przedstawiciele
tej rasy muszą być źli?
-Amelio, skąd mamy pewność, że nie blefuje?-zapytał Zelgadiss.
-Właśnie. Mógł zmyślić tą bajeczkę o innym wszechświcie.
-Panno Karino!
-Ona ma rację-wtrącił Xelloss.
-Jak pan może! Każdemu należy się trochę dobroci!
-Taa, dobroci...Wredny chochlik.
-Wiem, że nie jest najmilszy, ale może inaczej nie umie!
-To niech się nauczy-burknął Mazoku.-Trochę szacunku.
-Dla ciebie? To dobre!-zaśmiała się Filia.
-Wiem, że mi nie ufacie, ale moglibyście nie obgadywać mnie z moimi plecami-rozległ sie wesoły głos.
Shuki podszedł do nich niezaważony, gdy byli zajęci rozmową. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech, ale w oczach czaiła się złość.
-Przyszedłeś tu ględzić?-warknął Xelloss.-Kolejna wesoła wiadomość o twoich znajomych?
-Och, jaki niegrzeczny-zielonowłosy przetarł sobie czoło teatralnym gestem, kątem oka obserwując reakcję kapłana.
-Kawa na ławę, Fog. Czego od nas chcesz?
-Chciałem się tylko zaprzyjaźnić-szepnął Shuki robiąc wielki oczy skrzywdzonego dziecka.
-Czy to twoje hobby, wkurzanie bliźnich?!-Potwór zerwał się na nogi.
-Taaak! Bardzo satysfakcjonujące!
-Trzymajcie mnie...-Lina podcięła Xellossa jego własną laską.
Fog zmierzył ich wzrokiem(czyt. obrzucił zdegustowanym spojrzeniem) i dodał już poważnie:
-Macie rację, nie powidziałem wam całej prawdy. Badaczem wymiarów jestem tak jakby...z zawodu. Bywam tu i tam. Widziałem już trochę.
Podróżuję odkąd miałem dwanaście lat.
-A ile masz teraz?
-Dziewiętnaście.
-Żartujesz?!
-Nie, czemu?
-Nieważne.
-Jeśli chcecie mogę wam opowiedzieć o czym się dowiedziałem i co widziałem.
-Zgoda-ustąpiła Lina trochę nieufnie patrząc na Shukiego.
-Dobrze-usiadł między Filią, a Amelią. Smoczyca odsunęła sie nieco, jakby bała się, że zielonowłosy w każdej chwili może na nią
skoczyć z okrzykiem "teraz cię zabiję!"
-Historia, którą wam opowiem działa sie na tym filarze i opowiada o smutnym losie wspaniałych istot znanych jako Diamentowe Smoki zwane później Jougi Heya(Władcy Pokoju).
Nie brały udziału w Kouma-war i były pokojowo nastawione do wszystkich istot-spod jego palców wychodziły iluzje tak realistyczne,
że mogłoby się wydawać, iż są prawdziwe. Wszyscy(poza Xellossem i Filią) patrzyli na niego jak zahipnotyzowani. A on ciągnął dalej:
-Pięćset lat po Wojnie Upadku Potworów Diamentowe Smoki wysłały do przywódców Mazoku i Złotych Smoków wysłanników z prośbą o zaniechanie
wrogości. Trzeba dodać, że w tym czasie cieszyły się sympatią, lub trafniej mówiąc przychylnością obu ras.
-I co?!-zapytała smoczyca.
Shuki uśmiechnął sie złośliwie.
-Cóż...Delikatnie mówiąc Złote Smoki nie przystały na to. Więcej, uznały Diamentowe Smoki to zdrajcy spiskujący z potworami i
wypowiedziały im wojnę. Jougi Heya zgodziły się pod warunkiem, że jeżeli zwyciężą Mazoku i Ryuzoku zaprzestaną waśni. Walczyły w dolinie zwanej Diamentowym Cmentrarzyskiem. Szala zwycięstwa przechylała się na stronę
Złotych, gdy wybuchł wulkan stojący przy dolinie. Była to jedna z największych katastrof tego świata. Olbrzymie ilosci lawy wylewały się
z krateru, niszcząc wszystko co napotkały na drodze. Jougi Heya nie miały skrzydeł. Żywioł pochłonął je wszystkie, a jeśli nie
to Złote smoki postarały się, by żaden nie stąpał już po ziemi. Podbno król Diamentów tuż przed wybuchem krzyknął: "Teraz przegramy, ale
pokój przybędzie wraz z Władcami!". O co mu chodziło tylko jedna Dream Queen raczy wiedzieć.
Zielonowłosy zakończył i powiódł wzrokiem po towrzyszach sprawdzając ich reakcję. Wyglądali na wstrząśniętych. Karina mierzyła go morderczym wzrokiem, ale
wyraz jej twarzy wskazywał, że jest przerażona nie tyle historią co sposobem w jaki ją opowiedział. Xellos wpatrywał się szeroko
otwartymi oczyma w ogień, jakby przypominał sobie coś tak potwornego, że wspomnienie tego paraliżuje i boli, nawet jeśli to nie twoja wina,
Amelia ryczała jak bóbr, Zelgadiss wbijał wzrok w miejsce gdzie przed chwilą zniknęła iluzja, Lina odwróciła się do drzew, nawet
Gourry rozumiał co przed chwilą pokazał im Shuki. Tak po prostu. Bez ogródek. Chłopak uśmiechnął się.
-Podobało się? Mam powtórzyć?
-Nie...Błagam...-rozległ się szept. Filia skuliła się przy w cieniu. Jej błęktne oczy rozszerzone były z przerażenia. Trzęsła się.
-To nie prawda! Kto może przyśwadczyć...Ja nic o tym nie wiem-krzyknęła. Z jej oczy płynęły łzy.
-To...jest prawda-powiedziała Karina.-Każde słowo. Och, Filia, tak mi przykro! To nie twoja wina!
-Obwiniam rasę Mazoku...A tym czasem...Moja własna nie jest lepsza!
~CDN~