O p ł a t a p oc ztowa uiszczona r y c za ł t e m
Cena numeru 30 gr
NR 5
W Y C H O D Z I R A Z W M I E S I Ą C U
ROK 1
PHOTO-PLAT
.... żeby dobrze plonowało
po sło korcy z kopy dało...*
Ś t r 2
K O B I E T A W I E J S K A
N r 5
„ W olność i o jczy zn a ! Te dwa słowa
—
to całe
serce moje. J eżeli jed n o z tych słó w ze serca m ego
wyrwiecie,
—
to serce bić przestanie...“
Z mowy DANTONA
„S io str y W ło ś c ia n k i! I na w as spada d zisia j w ielki
i z a szc zy tn y obowiązek obyw atelski. O ddaw ajcie m ężów,
synów i braci w służbę ciężką , ale pełną ch w a ły . Pędźcie
precz ze wsi i z za g ró d sw oich tych co z wojska uciekli,
bo oni honor narodu i ludu splam ili. Pogardę okażcie tym ,
co w chwili g d y W am grozi niebezpieczeństw o, g d y Wam
g r o z i shańbienie i zn iszczen ie, siedzą w domu i od służby
w ojskow ej się uchylają. W ten sposób uratujecie Ojczyznę,
uratujecie p rzy szło ść sw oją i sw oich dzieci. Wierzę, że
ten obow iązek spełnicie
Temi sło w y zw rócił się do kobiet w sw ojej
„
O dezwie
do włościan" w dniu 3 0 lipca 1920 r., ów czesny prezy
dent R zą d u Obrony N arodow ej W i n c e n t y W i t o s .
P o ra ź pierw szy odw ołano się do uczuć p a tr io ty c z
nych kobiet w iejskich. A była to w dziejach n a szego na
rodu chwila osobliwa.
Dopiero przed kilku nastu m iesiącam i skończyła się
je d n a z najkrw aw szych r z e z i m iędzy ludam i św ia ta . J esz
cze d y m iły z g liszc za , jeszcze w id n ia ły wszędzie ślady
stra szliw e g o zniszczenia, jeszc ze nie przebolały znękane
serca m atek, żon, sióstr, swoich ukochanych, nie obeschły
łzy sierot, g d y zn ó w wielotysięczny wróg sta n ą ł nad W isłą,
pod m uram i W arszaw y i g r o ził nam za g ła d ą .
Z naleźliśm y się w ciężkim położeniu, za led w ie kilk a
naście miesięcy upłynęło, g d y p r ze szło po stu letn iej niew oli
w y w a lc zy liśm y Polskę niepodległą. Cały kraj był z n is z
czony i w yczerpany wojną, któ ra się to czyła i na naszych
ziem iach. N ie było pieniędzy nie było licznej dobrze u z
brojonej arm ii. Dopiero p rzystęp ow aliśm y do orga nizow a
nia naszego życia państwowego i gospodarczego, a j u ż
sta ry robak niezgody z a c z y n a ł to czyć społeczeństw o. Obli
c zy ł to w s z y s tk o wróg i p ew n y był zw ycięstw a.
A le z a w io d ły go p rzew idyw a nia , bo nie z n a ł sił ukry
tych w d u szy polskiego chłopa l robotnika.
W obliczu groźn ego niebezpieczeństw a zb u d ziła się
w narodzie je d n a potężna wola
—
obrony. K to ży w chw y
cił z a broń.
P o szli inteligenci, p o s z li robotnicy, nawet m ło d zież
nleletna, ale chłopi p r z e w a ż y li sw ą m asą szalę zw ycięstw a
Z ro zu m ia ły s ło w a prem iera W itosa i kobiety wiejskie.
100 tysięcy synó w chłopskich ja k o ochotników znalazło się.
w szeregach walczących.
1 o to w słoneczny dzień 15 sierpnia ro zn io sły druty
teleg ra ficzn e zdum ionem u św ia tu wieść, że R o sja bolsze
wicka sro m o tn ie pobita cofa się w p anicznej ucieczce od
bram p o lskiej stolicy.
R a d o ść i podziw o ga rn ęł naszych p rzyja c ió ł, strach
p a d ł na wrogów .
Bitw ę tę nazw ano osiem nastą decydującą b itw ą św iata.
G dyby nie to zw ycięstw o p o lsk i n a d R osją Sowiecką, która
chciała n a rzucić nam p r z y pom ocv bagnetów sw ych ż o ł
nierzy u stró j ko m u nistyczn y, k to wie, ja k po to czyłyby się
losy Europy.
D zień 15-go sierpnia św ięcim y ja k o dzień czynu
chłopskiego, k tó ry u ra to w a ł Ojczyznę. Tego roku św ięto
to obchodzim y w okolicznościach szczególnych.
D reszcz niepokoju o ju tr o w strzą sa światem , nam
z a ś zagraża d rugi odwieczny n a sz w ró g
—
N iem cy.
Pragniem y pokoju bo je s t nam po trzebny do odbudowy
na szeg o państw a. Nie wyciągamy ręki po cudze.
„Nie pożąda ani jeden z nas p ięd zi ziem i niem iecku j."
N ie chce ani jeden z nas w ładzy nad jed n ą duszą
niemiecką.
N ie w yciąga ani jed en z nas d ło n i po przem oc nad
w ła d zą , na d m ow ą niemiecką.
Jesteśm y syn a m i czcicielam i pracy. N ie pożąd a m y
niczego, co je s t poza granicam i, gdzie j u ż nasza m ow a
w ygasła. „M usim y bronić się od z a g ła d y
N ie pozwolim y na naruszenie naszych granic, naszych
praw i godności, a sw oją w olność i niepodległość cenimy
pona d w szystko".
„Niech n ikt nie sądzi, że n asza m iłość ojczyzny ma
m niejsze praw a, lub m niejsze n a kła da obow iązki, aniżeli
je g o m iło ść ojczyzny. P rzed tą pom yłką o strzeg a m y",
—
p o w ie d zia ł M arszałek Ś m ig ły R y d z 6 s ie n n ia na zjeźd zie
leg ion ow ym w Krakowie. Z a słow am i iym i s to i cała Polska.
D ziś je ste śm y w dużo leps ym położeniu n iż d zie
w iętnaście la t tem u. To też ze spokojem sta w ia m y s tra ż
u naszych granic, żyjem y w stanie ciągłego pogotow ia.
Jakaż będzie rota nas kobiet wobec idących w yd a rzeń ?
Z w yc ię stw o w obecnej w ojnie za leżeć będzie nietylko
od walk fro n to w y c h
,
ale od postaw y, od gospodarczego
przygotow ania i siły moralnej społeczeństw a w ew nątrz
kraju,
—
a więc przede w szy stk im od kobiet. Bo w szy sc y
co zd a tn i do noszenia broni m ę żc zy źn i pójdą do szeregów,
zo sta n ą tylko schorow ani, starcy, kobiety i dzieci.
N a kobiety w iejskie spadnie bardzo tru d n y i bardzo
odpow iedzialny obow iązek. Od nas zależeć będzie w yży
wienie arm ii, ludności cyw ilnej m iast.
Na n as spadnie
cały
tru d
gospodarow ania.
Przyjdą ciężkie
chwile.
Przyjdą dni męki i niespokojnego wyczekiwania.
Trza
będzie chycić i z a pług, za kosę i h a ro w ać bez upam ięta-
nia. Plony nie m ogą się zm niejszyć, przeciw nie, w czasie
w ojn y trzeba więcej chleba, więcej m ięsa\ n iż w czasie
pokoju, aby żo łn ie rz nasz m ó g ł p o dołać trudom dalekich
m a rszó w i wysiłków.
Ale niedość w idzieć tylko swoje troski, swoje sprawy.
W pojedynkę, w odosobnieniu od grom ady, n ikt rady so
bie nie da. W tedy w ła śn ie trzeba będzie wielkiej solidar
ności zgody, siostrza neg o s ło w a i poratow ania.
Będą chorzy, będą epidemie, trza ze w szystkim sobie
poradzić. B ęd zie ewakuacja dzieci i ludności, m ia st na
wieś— n a sza pomoc będzie niezbędna. W czasie ataków lo t
niczych, pożarów , tr z a się będzie wspólnie ratować.
Całą gospodarkę spółdzielczą we wsi, kobiety muszą
w z ią ć m sw oje ręce i ta k nią gospodarzyć, żeb y nic z do
tychczasow ego dorobku nie uronić.
A w za jem ne w spom aganie się p rzy kośbie, kopaniu
orce itd ., m usim y zo rg a n izo w a ć sobie opiekę nad dzieckiem ,
poniew aż na nas spadnie wiele pracy i obowiązków, nie
będziem y m o g ły wiele czasu p o św ięcić sw oim dzieciom .
K toś m usi się n im i zaopiekow ać i opieką je otoczyć.
Wiele, wiele spraw trudno je w szystkie wym ienić
zjaw ia się p rze d nam i. Trzeba się j u ż za w c za su z nim i
za po znać i na tą nie znaną chwilę sposobić.
Nr 5
K O B I E T A W I E J S K A
Chłopi — Polsce
N ie chodzi
o w yliczanie
zasług
dla pychy lub chw alby, ale o ptaw*
dę tam, gdzie ona jest zapom inana
lub św iadom ie pom ijana.
W b re w pow szechnie
u tąrtem u i
bezm yślnie pow tarzanem u zdaniu i
w daw nej Polsce, m im o przygniotu
pańszczyzny i odsunięcia chłopa od
w szystkiego, kiedy zaś chodziło o ra
tunek zagrożonego by tu Polski ten
uciem iężony chłop bezinteresow nie
Polskę ratow ał.
Ślepa na w szystki
m iłość w łasna szlachty, czy duchów*
nych, co przeszłość Polski opisvwa*
li, kazała w brew praw dzie fakty ta*
kie zamilczać, lub na w yłączne dob*
10 w arstw y swojej zaliczać.
K tóż nie pam ięta
z o pisów i ze
szkoły
strasznych n ap ad ó w
Tata*
ró\y.. k tó rzy wsie i m iasta w perzynę
obracali, m ordując lub biorąc do nie
w oli ludność, że ty lk o niebo i zie*
mia u trato w ana zostaw ała. Zniszczę*
nie, w yludnienie, głód i choroby zo
staw ały na długie lata, w szystko w
gruzach, ludzie dziczeli. Z tej katas*
tro fy ratują Polskę chłopi sw a pra*
cą, od b u d o w u jąc własnem i rękom a,
w ypracow ując w szystko
co do ży*
cia i o d b u d o w y było potrzebne. G d y
zamalo by ło rąk m iejscow ych, spro*
w adzeni koloniści, też chłopi, brak
ten uzupełniali i o to szybko wyras*
ta i
5 wsie, ożyw iają sie miasta, koś*
cioły, d w ory i zamki, sa i piertiąde
na p o trzeb y wyższe — a czyjąż th
jak nie chłopską p iac ą ?
L edw o p ół w ieku upłynęło Czesi
zajeji K rak ów i całą Polskę, ą Lo*
k iełkow i pragnącem u P olskę osw o'
bodzić chłopi pom agają, gdvż moż*
ni, szlachta i mieszczanie całkiem go
o dstąpili. T rz y razy dobijał się Ł o
kietek w ytrw ale ojcow izny, aż ją na
reszcie w yzw olił, a potem trza bvłc
zniem czone
i b untujące się m iasta
poskram iać i od K rzyżaków Polskę
bronić. W e w szystkich tych zapa*
sach, g d y chodziło o to, czy Polska
ma być sam odzielną czy też czeską
kolęmią
lub krajem w y d an y m
na
zniemczenie, chłopi przynieśli iei ra*
tu n ek. N ic dziw nego, że dziedzic i
syn Ł ok ietk a Kazimierz W ie lk i tak
umie chłopów cenić, b o wie za co!
W ie co on jako król
i
co Polska
tym chłopom zawdzięcza!
Ą kied y p rzyszedł ro zk w it kultu*
ralny i gospo darczy złotego w ie k u - -
za czyjąż to sp raw ą? Skądże brały
sie..pieniądze, b v ’ m łodziez szlachec*
ka m ogła za granice
n a nau k i jeż*
dzić, b y szkoły w Polsce powstawa*
ły itd .?
Przecież szlachta na te nie
pracow ała. — R osły piękne świąty*
nie i pałace,
ozdabiane obrazam i i
rzeźbami m istrzów i artystóży, mno*
żą się księgi, polskie poselstw a za*
granicą — bogactw em i rozrzuinęś*
cią cenią obcym oczy.
Z n o w u naj*
cięższa praca chłopa przez p o d atk i i
daniny, przez posługi i pow inności
pańszczyźniane,
dostarczała
wszel*
kiego d o b ra na ów ro zk w it ku ltural
ny, a ci, k tó rzy tą gotow izna tylk o
rządzili i szafow ali -— w rychle pocze
li ia trw onić.
C h ło p i zaś doczekali się w nagio*
dę ty lk o w iększego ucisku.
Pozór,
w iono ich resztek praw , które posia
dali, sprow adzają ich do roli zwie*
rzecia roboczego.
N iep o m n y na to chłop służy i Pol*
sce
w edług m ożności,
a w iernie i
niezłomnie. N ig d y nic nie brai dla
siebie, za to nigdy Polski „nje zdra
dził ani o dstąp ił" — to czynili nie*
raz „w ybrańcy", dostojeństw am i ob*
sypani.
W
dniach
zalew u szw edzkiego,
k ięd y szlachta i m ożni O jczyzny i
króla swego odstąpili, że król ucho*
dzić m usiał i kraj cały w y dan y bvł
na pastw ę najeźdźcy — znow u y i*
dzim y chłopów , biorących udział w
bohaterskich zmaganiach sie ze Szwe
dami. a pow racający król Kazimierz
sk ład a we Lw ow ie „śluby", w któ*
rych p o d przysięgą zobow iązuie sie
chłopska
dolę
popraw ić,
wiclzac
wielkie
zasługi chlopóy.
i pomoc
rzy w ypędzeniu Szw edów . N ieste
ty — g d y Szwedzi
zostali zupełnie
wyparci z kraju, zapom niał kró i o
dubach uroczystych,
a
na chłopa
większe
jeszcze
przyszły
ciężary
■związane z napraw ą szkód p o woj*
nie.
W reszcie upadek i rozbiory Poi*
ski.
C zasy rozpasania i nieróbstw a
szlachty,
ciemiężenia
bezlitosnego
chłopów . M agnaci i prałaci z d radza
ją Polskę za'p ien iąd ze, gdyż na pija
tyki nie starczyło im tego, co z chło*
p ó ł w
wycisnęli. N azaju trz
p o
rozbio*
rze — księża śpiew ają po kościołach
„Tę D eum "
za zaborców . K ról
2
Targow iczanam i zdradza.
W tych
, dniach h ań b y n a ro d u — znow u chło
pi p o d Racław icam i
ratu ją to,
co
m ożna jeszcze uratow ać
—
ho n o i
Polski. Szlachta za to bojąc sie utra
ty pańszczyźnianej robocizny -
u*
tru d n ią Kościuszce działanie, księża
odm aw iają chłopom idącym na woj
nę spow iedzi (w W in ia ra c h p o d Po
łańcem ). W takich w arunkach i po w
stanie K ościuszki i P o lsk a u p ad la,
ale został bo h atersk i testam ent, ura*
tow ano godność n aro du. — K osy
Racław ickie w y rąb ały Polsce przv*
szłej drogę k u o drodzeniu.
I w pow staniach
przeciw zaiMr*
com nie b rak chłopów , choć pov,«tai
nia te nie um iały sie zdobyć na /remi
elnę postaw ienie spraw y chlpprliisjw
zniesienia pańszczyzny i uwłaszeneri
nia. Ba, sp o ty k am y chłopów i n a u ib d
cych ziemiach w legionach, jak z miifc
rą w gw iazdę N ap o leo n a leja cichtp
krew , wierząc „że nie zginęła..." Bjąjt
haterski p u łk czw artaków nieśmję&d
teiną o k ry ty sławą, za boje p o d irTpfb|
szynką w p o w stan iu listopadow ym ^
składał się w 63c/c z chłopów ! unr>z
0 roli chłopów w walce z Niejpfcąa
ni pisano
w poprzednim n u r a ^
.K ob iety W ie jsk ie j".
imąa
C zasy w o jn y św iatow ej i wyzivy*n
lenią P o lski stoją nam żyw o pptęch
oczyma. Lecz choć przeżywaliśm yqt»y
bezpośrednio, nie jesteśm y w statńjęt
ocenić p o staw y n arodu, a zwłaszcgai
chłopów w tym wielkim dziele wpp
w alczania i o b ro n y P olsk i
w
. roku.
D o p iero przyszłe pokole®ua:
r będą patrzeć ze zdum ieniem i cag|».>
na ^ 'rch, co P o lskę w yw alczyli, płafiw
nili, od b u d o w ali
po
zniszczenńibh
w ojennych i przebudow ali na nppje
t 'o ry dem okratyczne. W tym w\[§]Jf?
k u na w ielka miarę udział chłoęęj^’fI
jest ogrom ny. W 1920 ro k u ..mjfrffrr
chotnika" było 105.000 ze wsi, ą.g>y
0
poborze
przeszło połow a,
to „ t ^
Tiłopi. N a czele R ządu O b ro n y
lo d o w ej staje W . W ito s — chło,yj3ył
1 jak zawsze ta k i tutaj
ch!ppjirrt
„którzy
nig dy O jczyźnie
sie
sprzeniew ierzyli,
a chętnie na rą&óój
nek Tej spieszyli" — okazali się el^*j
m entem niezaw odnym .
^ ^
P ostaw a chłopów
w obec d z ifim ^
szych zdarzeń św iatow ych jest t^k^n
sama i — co wiecei — pełna śv;iju łqs
mości i b o g a ta w d o ś w i a d c z e n i a ^ ^
tych dośw iadczeniach o b o k t r a c l^ ę ^
bohaterstw a,
nie
z w in y chlo^m yjj
niestety, niem ało jest goryczy i
w o d u w sto su n k u do tych
— vęp
Polskę reprezentow ali.
Eq gw
Pracę
dla Polski
i
Tei
°brpfijj?
c h ł o p
pojm uje jako swój pro sty e r o •
.
<
•
i ł ł l l l I
wiązek zyciOwy,
pom nożony
w iązaniem do ziemi.
.
3jfi
Cjhłop — po niżan y przez tyje
kó\y, m ający tak gorzkie doświn.^czp’,,;
nia, tem bardziej odczuw a p o ti^ j^ e .j
"'prawiedliwości — i zawsze — rPfjd
daw niej — ta k i dziś bedzie p r ^ c c ^
wał,
bronił ofiarnie
i budow a^
w olpą i spraw iedliw ą Polskę.
S t r . 4
K O B I E T A W I E J S K A
Nr 5
WOJCIECH JANCZAK
W a i n e
M yślę, że będzie dobrze, jeżeli na
tym m iejscu w k lik u num erach . K o
biety W ie jsk ie j" om ów im y sobie nai
w ażniejsze spraw y chłopskie, o k tó
re o d lat chłopi toczą już w alkę, a
któ re k tó re są naszym i ogólno ch ło p
skim i spraw am i. M ów im y, że sa £°
spraw y w ażne. T a k . O d ich należy
tego i szybkiego rozw iązania zależy
bow iem przyszłość klasy chłopskiej
i n a ro d u polskiego, k tó reg o chłopi
sa ..głównym trzonem i siła. R o z w ią -
zania zaś ty ch spraw , ta k jak m y to
sobie w yobrażam y, bez naszego u-
działu n ik t rozw iązać nie zdoła. M y
sam i o realizację tych sp raw walczy
m y i w alczyć m usim y d a le j; m usim y
w ytężyć w szystkie
siły chłopskie
w spólnie, razem, m ężczyźni i ko b ie
ty, 'ta k sam o jak w spólnie D okonuje
m y codzienny ciężki tru d chłopskie
go życia na chłopskim zagonie Zw.y-
ciężymy w tej walce, jeżeli w szyscy
razem i zgodnie w eźm iem y w niej
udział,
w spierani św iadom ością
i
w iarą w słuszność spraw y, o k tó rą
v nlCzvm y.
D o najw ażniejszych spraw chłop
skich i ogólno państw o w ych naw et
należy reform a rolna. P raktycznie ro
zum iem y ia głów nie jako parcelację
obszarów ziemi dw orskiei, bez wzgię
d u na to w czyich zn ajduje sie rę
kach i podzielenie tej ziemi m iędzy
tych, k tó rzy własnym i rękami na zie
mi pracuia. N ie chcemy zaś tego o d '
dania ziemi folw arcznej w ręce c h ło
pó w
nie
dlatego,
że
nam
się
tak
p o d o b a ,
że
kierujem y
sie ty lk o nienaw iścią
do
szlachty,
chociaż ogół szlachty
na
w dzięcz
ność chłopów wcale nie zasłużył, za
zbrodnie,
jakie na chłopach kiedyś
dokony w ał, ale chcemy dlatego, że
nie m ożem y sp o k o jn ie ratrze ć na mi
liopow e rzesze bezrobotnej i g ło d u
jącej ludności wiejskiej.
W s ie nasze
o b o k zb ytko w n y ch i
w spaniałych rezydencji dziedziców*
skich zam ieszkują m asy bezrolnych
i m ałorolnych, w ciasnych i b rudnych
chałupach, gdzie nie życie • zdrow ie,
ale śmierć i cho ro b a z każdego kąta
na człow ieka czyha. Ludzie i i,
pqz
baw ieni jakiegokolw iek oparcia ży
ciow ego, jakiegoś jaśniejszego b las
ku przyszłości, zdani, iak się 1o m ó
wi. na łaskę losu, tepieia m oralnie i
um ysłow o, stają się źli i apatyczni,
s p ra w y
ct
R E F O R M A R O L N A
po cho pn i do w y stęp k u i zbrodn i. Ie-
dyną m ożliw ością, to praca za psie
pieniądze
na
pańskim
folw arku,
gdzie nietylko na życie zarób’ć mc
m ożna, ale gdzie jeszcze każą ro z u
mieć, że się jest człowiekiem goisz?
go g a tu n k u i do podlejszych przez*
• naczonym zadań.
M a sy takich ludzi, bez zięjni lub
też na m ałych ty lk o jej skraw kach
żyjących, są w Polsce bardzo, duże.
U k ła d bow iem sto su n k ó w społecz
no-gospodarczych na w si naszej cha1
rakteryzuje się
niespoty k anym ni
gdzie,
ogrom nym
przeludnieniem .
Jak to rozum ieć? O tó ż tak, że na ta
kim sam ym k aw ałku ziemi ż.yie
w
Polsce 2 razy tyle lu dzi niz np. w
D an ii i przeszło 50% więcej pjż n. p.
w Niem czech lu b w innych krajach
rolniczych E u ro p y . W ięcej niż 65%
g o sp o d arstw w Polsce to ao sood at-
stw a nie dochodzące do 10 m órg \ '
ha) o b szaru u ży tk ó w rolnych. Co.nai
mniej zaś połow a z tej liczby to znów
g o sp o d arstw a całkiem m alutkie, k a r
łow ate. Biorąc p o d uw agę, że na tych
m alutkich g ospodarstw ach żvja
ro-
dżiny chłopskie po 8 — 10 a naw et
wiecej osób i że to go sp o d artsw o
jest dla nich
w szystkich
jedynym
źródłem utrzym ania, zrozum ięm y, ja
ki ciężki los iest tych ludzi. Dzieci,
dorastają, czas założyć w łasna rodzi*
, ne i pom yśleć o jutrze, a tu niema
żadnego w yjścia, choćby dzień i npc
o tym myśleć się chciało. Ciężki i tra
giczpy jest los m łodzieży w iejskiej.
G d y b y jeszcze poza w sią lub poza
granicam i w łasnej ojczyzny znaleść
m ożna było pracę i zarobek Em igra
cja się skończyła zaraz niedługo po
w ojnie, przem ysł zaś w łasny je s t ie
szcze tak m ało rozw inięty, ze naw et
w szystkim ludziom w mieście praev
dać nie może. Sytuacja więc iest c o
raz gorsza i dziś już jest najw yższy
czas, żeby to zło usunąć. Rozum iejąc
te w szystkie rzeczy, a właszcza zna
jąc
najd o k ład n iej
położenie
wsi,
chłopi poprzez sw oie organizacje i
związki w ysunęli iuż d aw no żądanie
parcelacji m ajątk ó w dw orskich i o d
danie ziemi w rę^e chłopskie. N ie
może być bow iem P olska — w ołają
chłopi — obrazem tak iej krzyw dy ,
żeby na 3*ch m orgach konało z głodu
10 ludzi chętnych do pracy, ą 1 ob-
szappik, żeby m iał tych m órg tysiące
skie
i rozbijał się za krw aw o na niego za
robione pieniądze p o zagranicznych
m iejscow ościach ro zryw ko w ych czy
klim atycznych.
Z chłopów w ychodzą
najw iększe
m asy o b ro ńców O jczyzny; chłopi sta
now ią 70%
całego
społeczeństw a-
chłopi o d w ieków daw nych, poprzez
lata krw aw ej pańszczyzny na ziemi
tej trw ali i trw ają d o dziś, nie w yrze
kając się jej ani na m om ent, ani r.a
chwilę, przeciw nie, przepaiaiac ja do
gru n tu chłopskim potem i krw ią.
C hło pi zdobyli
tym sam ym nie-
graniczone niczym praw o do ziemi i
o d eb ran a im kiedyś
przez .szlachtę
ziemia, do nich w rócić musi, Tegę
w vm aga przyszłość n a ro d u i p aństw a
p o lskiego; tego w ym aga spraw iedli
w ość ludzka, jak najprościej poieta
i tego chcą chłopi. W w yn ik u walki
chłopów z obszarnikam i została wre-
. szcie przez Sejm uchw alona reform a
. rolna i o d k ilk u n astu lat parceluje sie
folw arki i tw orzy sam odzielne o sad v
chłopskie. N ie iest jed n ak jeszcze ta
ustaw a taką, jaką chcieliby ia mieć
chłopi. Z b y t duże obszary p o z o sta
w ia on a ieszcze w rękach o b szarn i
ków i zb yt łatw o pozw ala obszarni*
kom uniknąć w ogóle parcelacji. Po-
n a d to staw ia ona zasadę, że w łaści
ciel parcelow anego folw arku
otrzy*
mać m usi zapłatę za sw oia ziemie, co
oczywiście uniem ożliw ia nabycie zie
mi tym chłopom , k tó rzy iej n a jb a r
dziej potrzebu ją. O te dalsze zmiany
w ustaw ie o reform ie rolnei chłopi
. w alkę pro w ad za ualei i n ieje d n o k ro t
nie krew już w tej walce przelali.
W a ż n a więc to spraw a, k ied y tyle
, w ysiłk u sie w nia w kłada,
M im o, że już reform a rolna — tak
jak ią poleca przeprow adzać ustaw a
sejm ow a z 1925 r. trw a killka lat zo
stały ieszcze do parcelacji znaczne za
i-asy ziemi, zwłaszcza na ziemiach za
chodnich i ieszcze kilkadziesiąt ty się
cy
g osp o d arstw
stw orzy ć bedzie
m ożna, a tym sam ym dać cbłeb i p r a
ce i lepsze spojrzenie w przyszłość
w ielu tysiącom ludzi.
T rzeb a ty lko
tei sp raw y pilnow ać i nie pozw olić
obszarnikom się bałam ucić, k tó rz y u-
żyw aja w szelkich śro d k ó w i sposo*
bów , ażeby w ybić chłopom z głowy
reform ę rolną. Z ak ład ają więc o b
szarnicy na spółkę z drugim i różne
go ro d zaju organizacje, stowarzyszę*
Nr 5
K O B I E T A W I E J S K A
S t r . 5
K. ŚWIĄTEK-BALALOWA
W ieś — Legjonom w 1914 r.
(w rocznicę czynu legionowego — wspomnienie)
Przez polskie gw arne m iasta,
ci
che w ioski, pachnace
now ym chle-
t e m pola, płynie o d daw na zjow róż
b n y szept: w ojna, w ojna.... P o ło żo
na nad W isła, nad sama granica na
sza wieś Podlesie, pilnie nadstaw ia
uszy. W ierzy m y, nie w ierzym y, dzi
siaj gazety piszą tak, jutro znów in a
czej’, chw ytam y chciwie
każda na
w et
niedorzeczna
w iadom ość
ze
w szystkich stron, pytam y każdego,
k to przyjedzie z m iasta o te w oine,
boć zdaje sie nam, że tam predzej
coś pew nego w iedza niż m v tu, w
tym głuchym Podlesiu. A w szystkie
znaki na niebie i na ziemi uporczy
wie w róża o w ojnie, k tó ra już zda
sie czuć w pow ietrzu.
W czo raj późnym wieczorem ogla
daliśm y
z niem ałym
przerażeniem
krw aw y księżyc, ktoś znów opow ia
da, że w idział na niebie po zacho
dzie słońca, czerw ony krzyż, a naci
nim złocista po lsk a koronę, inni sP-
sza po nocach p onure wycie psów
węszących śmierć,
a
starzy ludzie
w spom inają jak to zeszłego rok r w
nia. bractw a i t. p., gdzie sic m ówi
że zabieranie kom uś jego własność-
to grzech śm iertelny, zbrodnia i k o
munizm.
N ie było to jednak grzechem i zbro
dnia, w tedy, k ied y przed wiekam i te
sama ziemię księża i szlachta zabie
rali z rak chłopskich (bez o d s z k o d o
w ania 1!) i tw orzyli folw arki.
(F o l
w arki p o w stały w Polsce w XV i
X V I
w ieku z części ziemi odebranej
chłopom . Przed tym b v łv w Polsce
tv lk o
go sp o d arstw a
chłopskie,
z
k tó rych
chłopi
płacili
szlachcie
czyn sz).
Rzecz jasna,
że
na
obdzielenie
w szystkich ziemia, tej ziemi nie stai*
czv. W k ażdym razie szybkie i ra d y
kalne przeprow adzenie reform y rob
nej (t. j. parcelach, kom asacji, o s u
szenie m okradeł i t. p.) w płynie w y
bitnie na zm niejszenie nędzy ch ło p
skiej, a tym sam ym na w zro st k u ltu
ry społecznej, m aterialnej i du ch o
wej
chłopów ;
pozw oli
chłopom
w viść na szersze wody życia sppłeoz
nego, politycznego i t.
p.
słowem re
form a rolna, o b o k ośw iaty, to jedna
z najw ażniejszych sp raw chłopskich
której rozw iązanie
jest warunkiem,
lepszej chłopskiej przyszłości.
jesieni ślicznie zakw itły jabłonki, co
niezaw odnie oznacza, że „m łódź b ę
dzie gęsto m rzeć".
A lato w całej
pełni. Lipcow e
słońce leje żar z pobladłeg o nieba na
dojrzew ające łany zbóż.
żniw a
za
"-asem, zaś urodzaje w tym ro k u ta
kie w spaniałe jakby na żal....
Z estrachani ludziska naw et noca
mi zbierają na gw ałt chleb, uspieszyć
chcą przed ta wojna,, b y b a b y i dzie
ci m iały co jeść,
jak chłopy w o jo
wać pójdą.
N agle jak grom z jasnego nieba
sp ad a wieść,
że A u stria w y p o w ie
działa 28 lipca w ojnę Serbii, a Potem
R osji. P ow ołują do w o jsk a mężów,
synów , braci, biorą konie, w ozy, w t
w si straszny rwetes, płacz, lam ent,
trw o g a nie do opisania.
W pierwszej' chwili zdaw ało mi sie
iakb v naraz w szelkie życie ustało, a
przedem na
rozw arła
się
straszna,
czarna przepaść, w k tó ra runął cały
św iąt.
D zień i noc jada koleją o d T a rn o
wa na Szczucin m asy w ojsk a, droga
. m aszerują z w esołym śpiew em
P u ł
ki piecho ty i to praw ie sami Polacy.
Cieżkie węgier. konie ciagna og ro m
ne arm aty, w arcza w górze sam oloty
śn re ia sie
do naszych urodziw ych
dziew uch ułani, a m y podajem y im
m leko, chleb z m asłem, ser. owoce,
m uzyka gra życzym y przez łzy >,zcze
ścia na w ojnie no i pobicia zniena-
. w idzonych M oskali. Zachodzim y w
głowę, radzim y w e w si
co z tego
.w szy stk ieg o w yjdzie
dla
P o lsk i?
Słw hać, że po n o A ustria czyni p ół
gębkiem różne obietnice P olakom za
pom oc w w ojnie,
a R o sia
głośno
krzvczy, że naw et w olność da nam,
jako bratniem u n arodow i, jak tylko
’\rr>ir\e w y gra z A u s tr ia ..
Niczem bom ba w p ad a nagle
d o
wsi w iadom ość, że w K rakow ie ut-
, w orzvlv sie z m łodych przew ażnie
. ochotników . L egiony Polskie i 6 sier
" n ia p o d dow ództw em K o m end an
ta Tózefa Piłsudskiego,
w yruszyły
“ a M oskala
na śm iertelny bój,
o
w olność i niepodległość Polski!...
Z aw rzało we w si iak w ulu. Serce
wali mi jak m łotem , w padam zziaja
na do w ó jta i pytam , czy to P raw d a?
Pow ażny, m ądry w ó jt Jakób B ug aj
ski, w oła radośnie do mnie już z d a
leką, że P olskę mieć w olna będzie
my.! Z astaje trochę ludzi, nadchodzi
ich coraz więcej, bo w ó jt otrzym aw -
szv pjsm o o d N aczelnego K om itetu
z K rak o w a o tych Legionach, zw o
łał czem predzej grom adę. K jędy sie
trochę uciszyło, ta k p ro sto a k ró tk o
przem ów ił: „Z m łodych ochotników
utw o rzy ły się w K rakow ie L egiony
; polskie i poszły w czoraj 6 sierpnia
walczyć na śmierć lub życie z M o s
kalem
O
tak a Polskę,
żebyśm y
w
, niej sami go spo darzy li a nie rządzili
nam i obcy jak d o tąd . N a to m łode
polskie
w o jsk o
potrzeba
dużo
.p ien jed zy , to też k a żd y z w as jako
d o b rv Polak, pow inien dać co m o
że, p ien iąd ze, ziarno, now a bieliznę,
w erbow ać now ych ocho tn ik ó w do
T -gjonów .
M usim y pom óc M atce — Polsce,
dźw igającej sie z przeszło stuletniej
niewoli, aby nam i naszym dzieciom
b vło kiedyś lepiej. U tw órzm y zaraz
K om itet, k tó ry b y sie zaiał ta zbiór*
La
a do tego najw ięcej
nadaia się
kobie+y, bo zresztą i tak wieś z chło
pów jest w ym ieciona".
Tednogłośnie
do tego
K om itetu
w ybrano w ó jta, dw ie starsze pow aż
ne gospodynie,
dw óch
obstarnich
chłopów i m nie mieiscow'a nauczy
cielkę. U m ów iliśm y sie pójść za ta
zbiórka nazajutrz o godz. 8 rano. A-
le właśnie nazajutrz ran iu tko ,
w y
m aw iałam do tvch L egionów m oje
go kochanego braciszka Ludwisi.- i
sn lik a n a bardzo, snóźndam sie tro
chę na te zbiórkę, za co k o m ite to n i
krzyw o na m nie patrzyli. Zaczęliśm y
zbierać od plebanii, gdzie m iejscow y
proboszcz, gorący p a trio ta
hojnie
sypnął groszem ,
przykazując
nam
nóiść do kościoła
i pom odlić się
na intencję tw orzącego sie w o jsk a
n o U k ieg o .
I bez tego nakazu, ale z p o trzeb y
serca w stąpiliśm y d o kościółka, tam
pogrążone w m odlitw ie, zapuchnięte
od nlaczu k obiety, któ ry ch m eżowie
licho wie za czyia spraw ę
m usieli
iść w ojow ać.
P.o w yjściu z kościoła, uradziliśm y
wstenoćyać do dom ów ty lk o g ru b
szych gospodarzy, om ijać dom y bie
dniejszych, a zwłaszcza tyclp
k tó
rzy poszli na w ojnę. Z dom ów wiał
jakiś sm utek, a m im o to k o biety
bardzo ochotnie w ysupływ ały z w ę
zelków srebrne a naw et złote pienia-
otr. 6
K O B I E T A W I E J S K A
Nr 5
dze, rzucając je do zam kniętej skrzy
neczki, k tó ra trzym ał w óit.
W innych zaś dom ach, gdzie nie
było pieniędzy,
ludzie dawali
pc
korcu, po pó ł lub po parę m iarek
jak k to m ógł, pszenicy, k tóra zsypy
w aliśm y na jadące
za nami
w ozy.
G dzieindziej daw ano nam eesi. ku
ry kaczki, choć z tem 1ovł iuż wick-
kzw kłopot,
ale tru d n o było
taką
sŻiĄlera ofiara
gardzić.
W id ziałam
WPelkie wzruszenie na tw arzach ko*
n e t o w y c h , ale nie m niejsze na tvch
k tó rz y
ów
p rzysłow iow y
„gros::
w a o w i“
chętnie
dawali,
wierząc
sWfęcie, że tu idzie o bardzo wielka
Yiehz. którei w praw dzie oni sami ia-
t:'oS dobrze nie rozum ieli, raczej bez*
\\'?ednie w yczuw ali, że idzie o w olna
jSięzyznę! G d y patrzałam na te hoj-
jyosc serc chłopskich, kręciły mi sie
!zv 'w oczach, a ocierając ie ukrad-
Tibtn ■
m ów iłam : „Bóg wam z ani ar
'MSfki Polki za ofiarę dla P o lsk '".
T C 1 w ted y Tózkowa M otyczyna. ba*
fT bard zo łakom a na czytanie Lsia*
a w jęzvku straśnie obrotna, iak
mi też nie rąbnie: „liii, nie ma ta za
•dd'dziękow ać, ty lk o niechby iuż raz
h^r^cie ta P olska b yła sam a sobą. a
%’ft1's łu ż y ła
odm ieńcom
nsieści'"-
•Tyiń M oskalom , co to pew nie i w
BósLi nie wierzą, a naszych braci za
‘AWiSła o krutn ie m eca“. R o zrad o w a
l i 1 idziem y raźno dali,
aż tu naraz
o p ada nas spora grom ada, potrząsa*
'kńAich rękam i kobiet, które narobiły
żswc
■ w r \
takiego straszliw ego jazgotu, żeśmy
sie nie na żarty przelękli i z trw ogą
rozglądać zaczęli, czy iuż gdzie M o s
kale nie przedarli się przez W isłę do
naszego Podlesia! C o się stało, m t a
m v ? A najgłośniej wrzeszczy W ik
ta M azurka, kobieta niezła, aje jaka
brzy dk a, taka pazyrna, grozi mi nie*
ś c ią .p o d samym nosem
i zasapana
w ola: „A cóż w v se myślicie, to ty l
ko do bogaców nośliście za zbiórką
a nas chudobnych jak zarazę omija*
cie? A cóż m y to jakie niedow iarki,
zy d y cv inse p o w sin og i? A c.y nom
+o Polski nie trzeba ty lk o bogacona’•*
A nase chłopy choć z A u stria T»o'słv
ale tłu k a M oskala, żeby mu raz iuż
'rzęcie te Polskę odebrać!...
Pieniędzy nie mamy, bo m v b ied
ne. ale na L egiony dam zaraz półro*
r'7.r' \ iałóy/eczkę. przecie m usi co-ik
w artać. bo sie iei M osiek grzecrbe
•'rZy n a tru je !“ -— A ia n rośna świnir-
cke daie — uśmiecha się przym ilnie
Tustvna D u b ielk a.—A ia, dwie naiar
ki ziarna!... —- A ia dwie now iusień
kie koszule, com ie Stachow i dop ie
ro uszyła, ale go wzięli —- w ola z
, daęzem Tulka M enelkal... A ia to,
a ią tam to dam — w ołaią w szystka,
tak, że dosłyszeć trudn o .
D o k u śty k a ł też do nas kulaw y i a
cek Rnica, co to p o d kościołem w
niedzielę siadyw ał i „Z drow ąśkam b'
zarobkoKyał, i w ty kając mi w reke
pieniądz,
m am rotał
dychaw icznie:
,,A dyć i odem nie R ostonia nędzne*
go weście to, może choć na packę' tv
toniu fajkow ego dla jednego Legio*
na w y sta rc y l“....
A le nie koniec jeszcze na tem. Bo
kiedy po skończonej zbiórce wraca*
liśm y do w si, dziw nie zamyśleni, za*
stępiła nam drogę H anusia W ro n ia
‘ nka, sierota, bardzo robo tn a, gospo
daruiąca
na czterech
m orgach
ze
sw ym stareńkim dziaduniem
p o w
stańcem z 1863 roku. D ziew czyna u-
to d n a.
o pięknych niebieskich
o*
czach,
zadyszana,
skłoniw szy się
starym zwyczajem oby dw o m a re k a
mi, w yjąk ała nieśm iało: „W ójcie! i
ja też!... „C o nam pow iesz H an u ś" •*
zapytałam , obejm ując ram ieniem ser
deczną dziewczynę, m oja daw na u]n
biona uczennicę. Ta tu mam... ja tu
mam... po nieboszce mojej m atusi ko
rale^.. piękne starodaw ne, jeszcze ie
m oje p rab ab k i na w iano miewały...
Chciałabym .... bo w dom u nie ma
nic innego... A le n it mówcie nic ni-
’-omu o tem we wsi.... N iech to be*
dzie jak ofiara samemu Bogu w k o
ściele ucyniona... Chciałabym te ko*
rale
po m oiej
m atusi... oddać
na
polskie w oisko.... I w yjąw szy z za*
n ad iza
cztery
sznurki
ślipzm ch
czerwonych.
praw dziw ych
korali,
o d d ała je drżącą, spracow ana ręka
w ćitow i Takóbowi Bugajskiem u.
H an usin zgarb’o n v dziaduś. siw iu
teńki iak gołąbek y.-spaify na ląs.-ę
i rozdygotanym ciosem m ów ił: ,Sv
na nie mam, ia już nie mogę iść z L t
MARIA KUCHROWA
r.\
.c
S ie ro c a dola
! M ? ‘
- 'd z ia ło się to w roku 1916. Ojciec mój
wojnie, mamusia mi um arli
I tak
dwa i pół roku, zostałam bez rodzi*
TÓTTtymczasowo przy ciotce. Później wzię
TD Innie dziadek i u nich wychowywałam
rrlę'ado końca wojny.
51? 0
P/lTTó wc>j nie pow rócił ojdcc i pov.iedziaf,
że poszuka mi drugiej mamy.
O bietnicy
^Lmtzjymał. A le z chwilą przyjścia w nasz
ffjpłn nowej mamy rozpoczęły się wszyst*
0lfiqn jm utki i cierpienia
mojego
dziecin*
D opiero w tedy poznałam , że chociaż
ojca, nikt mnie już do swego serca
nie przytuli, nie pocieszy. Ponieważ czę*
,/T T Jtłakałani, zabolały mnie oczy. Sypiam
T ó b ^ n c j ' zadym ionej izbie, ibo ten dom
ytp^ł ^taro d aw n y .
W alkierzu p aliło się w
„^infyku żelaznym, a rury były puszczone
{dp^tęj izby, gdzie ja leżałam i stąd m-zez
drzwi
dym
uchodził
na strych,
ynj. ten gryzł mi oczy, że staw ały się bar
'^SłSicczerwone * P*e^3ce-
Latem chodziłam spać do stodoły
i zc
zdrowiem czułam się lepiej.
W czesną wiosną
wyganiałam
na pole
starą krasułę,
w iano
mojej
nieboszczki
mamusi.
Pewnego razu zanosiło się na deszcz, a
mama
kazali mi gnać krowę w pole.
la
m.ów:e, że będzie deszcz, a oni ze złością
„nic ci nie będzie, choć zm okniesz". Pogna
łam. A tu wichura, grzmoty, błyskawice,
krowa także zrozum iała burzę, wyrwała się
z moich słabych rąk i wróciła do łomu
Biegnę za nią z płaczem, bo bałam się ma*
my. ale ona była bardziej krzepka niż ja.
Po nowrocie do domu mama mnie wykrzy
czala, pocóżem przygnała, a ja mówię, że
krowa się w yrw ała i uciekła sama. „Bierz
krowę i hajda na pole, chlać jakby ci co
dobrego dali to byś zechlała,
ale
krowy
paść to ci się nie chce. P róbuj mi tu zaraz
przygnać
jak deszcz trochę pokropi,
tv
gełdo, ty trąbo i chadrożu. N ie bój się, bo
się ta przecież nie rozleziesz" — wym yślali.
G onię więc z powrotem i płaczę, a kro*
\va prow adzi mnie, bo i cma napew no zro*
zumiała, jaką krzyw dę w yrządzają biednej
sierocie. W szyscy ludzie idą z pola i wo*
łając „gdzie ty dziewczę gonisz w idzisz ta
ki deszcz, wróć się, bo zm okniesz".
Ja z
płaczem na to : „jakbym się wróciła, to do
stanę od mamy paskiem".
Pasę, a deszcz
leje, strasznie się błyska Skuliłam się za
krową, żeby mi ibyło cieplej i tak sobie my
śle: „żebyś ty matko z grobu widziała, na
jaką straszną nędzę zostało twoje dziecko
skazane, jaką krzywdę w yrządzają mu lu
dzie, którzy zobow iązali się ciebie zastępo
wać, nie zaznałabyś spokoju i zapłakałabyś
sie nad niedolą swojej sierotki". Bez odzie
nia, głodna, chora, niewyspana i zapomina
•m przez wszystkich chwiejąc s?.ę od zimna
n ib y liść osiki, modlę się do Boga. o '.lo*
-erzko. któreby mnie ogrzało i osuszyło.
W ieczorem wracam do dom u, M aria wy
szli mi naprzeciw i mówią: „w deszcz pasła
a krowę głodną goni". Tłum aczę sic, ze nie
było na czem napaść, bo traw a n n rn a, a
oni mi na to: „deszcz był, ludzi w p o
’111 nie
było, to bodajgdzie by napaś, tylko jakby
ci się chciało".
Pasłam taik przez całe lato, a w jesieni
poszłam do szkoły, do pierwszego oddzia
łu. C hodziłam d o szkoły tylko przez jesień
zimą nie, bo nie miałam u b rania Kolo do
mu chodziłam w podartych ojcowych, bu*
tach i pracowałam ciężko p onad swoje si*
Nr 5
K O B I E T A W I E J S K A
St r. 7
pionam i jak przedtem w 1863 ro k u
do pow stania — bom już nad urn*
bem,
ale
niechże
P o lska jjia dziś
choć ten drobiazg od moiej Wnusi ..
N aw et nie wiem kiedy ucałęjwałam
ze czcią reke starego żołnierza, o wol
ność Polski. Zobaczyłam , że „kom u
teto w y m “ chłopom
spływ ały ciur*
kiem Izy po wasach, a k o b iety oopla
kiw ały z cicha, ocierając zapaskam i
oczy. O sobie jako szpetnym mazga
iu w olę nie m ówić nic. Pochhpuiaca
H anusie tuliłam jak siostrę do siebie.
D w adzieścia pieć lat m ija kied\
rodziła sie arm ia polska, a łydzie z.e
wsi P o d les;a szli ku w oinei Polsce
jak do cudow nego mieisca o d p u st o
w eyo z radośćia, nadzieja i płon ien
ną w iarą w duszach, że i oni dorzu*
caia sw oją cegiełkę
p od
bud o w ę
w ielkiego w spólnego gm achu, kto*
; emu na imie: O jc z y zn a !
C hłopi daw ali, d ala i zawsze da*
wać będa w szystko
a naw et krew
dla Polski
a zwłaszcza dzisiaj
iak
zajdzie potrzeba, byle ty lk o Polska
bvla dla nich spraw iedliw a i dobra
m atka, a nie złą macochą.
Przy pracy
mai. L. Gotflieb
ly. Mjusiałam już b ydło i św inie karmie,
sieczkę rżnąć, buraki płukać itp. W szystko
to robiło się na podw órzu, choćby był nie
wiem jaki m róz. Jak zm arzłam i szłam do
kuchni się ogrzać, to mama zaraz krzyczeli-
„po co przyszłaś? N ie w styd ci mówić, że
przy robocie zim no". To też później wola
lam iść do stajni i przytulić się do starej
krasuli, która mnie litościwie grzała swo<
im ciepłem.
Kiedy odrestaurow ał ojciec dom
i
tę
czarną izbę. w której dotychczas sypiałam
to już kazali mi sypiać na stajni. W pierw*
szą noc bardzo zmarzłam, więc odsunęłam
siano i ległam sobie na powale, to mi było
cieplej, bo od krów parowało.
Rano przyszli mama, zdarli zemrsie po*
duszkę i mówią: „M aryna ruszaj do robo*
ty". W stałam prędko, bom miała kiepską
koszulę, t o 'm i b yło zimno. A żeby się og*
rzać,
szłam do starej krasuli
i tam
się
ubierałam . Potem sprzątałam
w
kuchni,
paliłam w piecu, nastawiałam wodę. Jak
już w szystko było gotowe, szłam budzić
mamę. Mama w tedy brali się do śniadania,
mnie zaś daw ali garniec żyta i kazał' mleć
w żarnach. Do śniadania m usiało już być
zmielone.
I tak spędzałam całą zimę, a na wiosnę
znowu szlam do szkoły. Chodziłam wszyst
kiego do szkoły przez trzy roki i tylko w
lecte,
W trzecim roku miałam przystąpić
do pierwszej Komunii Św. W szystkie dzie*
ci radow ały się tą drogą chwilą i ja z nimi
też. Przychodzę ze szkoły ucieszona i mó*
wię, do mamy. żeby mi k upili na tę uro*
i czystą chwilę sukienkę białą. M ama ofrykli
mnie na to i kazali sobie gdzieś pożyczyć.
Rozpłakałam się z żalu i tak sobie myślę,
gdzie ja tej sukienki w ypożyczę? Spomnia*
łam se, że mają taką sukienkę żydów ki i
, poszłam do nich prosić. Bez słowa wyciąg*
nęli z szafy suknie i dając mi zapytali, czy
mjoże jeszcze i mesztów m i trzeba, to też
mogę dostać. G dy przyszłam z tym do do*
mu, mama ani się nie spytali, skąd ja to
mam.
A gdy chodziłam do szkoły, to nigdy
nie dali mi czasu na naukę. D opiero w no
cy, jak wszyscy poszli spać, ja pokryjom u
wstawałam, zapalałam kaganek i szłam do
chlewa zadaną lekcję napisać. G dy nie raz
. usłyszeli, że ja palę światło, to wykrzyczeli
mnie i kaganek gasili, a ja z płaczem zosta
łam w chlewie. D o szkoły na nic nie do*
I stałam grosza,
tylko się dzieci na mnie
składały. Jak poszłam do tatusia prosić o
pieniądze na zeszyt, to mi pow iedział „idź
do mamy", a gdy poszłam do mamy,
to
mówili „skąd ci wezme, idź do taty", i tak
w kółko.
A jak przyszła niedziela tom cały dzień
przesiedziała w chlewie, bom zm iarkow ała
że mama b ardzo źli byli, jakem siedziała
w kuchni.
Jak się gnój na wiosnę woziło, tom szła
nakładać. M am a stali na brzegu, a ja z
gnojów ki wyciągałam i rzucałam mamie.
N a nogach miałam ropiejące w rzody, któ*
tych nikt mi nie leczył, a w tej gnojówce
zanieczyszczałam je jeszcze więcej, co bar*
dzo bolało, że nieraz strasznie płakałam.
Z pow odu b ru d u miałyśmy obydw ie z sio
strą wszy, więc kładąc się spać, chwilę ona
mnie drapała, chwilę ja ją, póki nie zasnę*
iyśmy. W e włosach aż się roiło, b o nie
miał nas kto wyczesać.
W gospodarstwie i w dom u rządziła ma*
ma, ojciec nie miał nic do pow iedzenia i
ulegał im we wszystkiem. N ie raz w idział
naszą krzywdę, ale nic umiał nas wziąć w
obronę. Jednego razu zachorowałam Ma*
ma mnie zbywali czym mogli. Z eby mi
dać kapkę mleka tatuś czyhali na tę chwi*
St r. 8
K O B I E T A W I E J S K A
Nr 5
JAN WIKTOR
B o h a te rs tw o k o b ie t polskich
na Slqsku Opolskim
W Ilu stro w a n y m K u rie rz e C o d z ie n n y m
z d n ia 13 s ie rp n ia u k a z a ł się artykuł
J A N A W IK TO RA o stra sz n y ch prz eślą
d o w a n ia c h i n ied o li P o la k ó w w N i e m
c zech na Śl ąsk u O polskim . Niż ej pod a
j e m y p r z e d r u k o w a n y w y lą te k z te go
a rty k u łu .
Red.
N iem a dnia. aby ze Śląska O p o k
skiego nie padeszly grozą w strząsa
jące wieści
o rozpaczliw em położę*
n iu ludności, w obec której dopusz*
cza się bezkarnie
gw ałtów .
Przez
pocztę nie przejdzie żaden list, gdyż
każde słow o jest cenzurow ane, cza--
serp ty lk o kto ś przekradnie sie przez
granicę i w yjęczy, w ypłacze o tem
co się tam dzieje.
— Tuż nie m ożna dłużej żyć. Czy
nie doczekam y
kresu swej niedoji.
Z a co ta k cierpim y? N ie m am y chwi
li sp o k o ju , wciąż rewizje, wciąż na*
paści, nie m ożna nam słow a po poi*
sk u w yrzec.
N ie m ożem y gęby ot
w orzyć, bo nad nami pałki, bagnety
i granaty, śmierć za nami chodzi.
K ażda wieść dochodząca z.e Sląs*
ka O polskiego w strząsa dusza n aro
du. każda wieść o db ija sie najbolej*
śniejszem echem w każdej
chacie,
nikt też bez łez w oczach nie mógł
słucjiać szczegółów męczeństwa cho5
rej staruszki Marji Kijowskiej z
Czechowic.
Postać
tej niezwykłej
nie.wiasty urasta do rozm iarów bo*
haterstw a za spraw ę polską. Zawsze
była tw a rd a i niezłomna, zawsze o t5
warcie przyznaw ała się do polskości
mimo prześladow ań. Służyła wiernie
braciom , niosła im d o b rą wieść,
a
dzieci uczyła pacierza polskiego.
W ostatnich dniach przed spisem
ludności uśw iadam iała sąsiadów , że
należy podaw ać m ow ę polska, jako
m ow ę ojczysta, rozdaw ała ulotki w v
dane
za zezwoleniem
niemieckich
w ładz.
„Jesteśmy Polakami,
wiara
ojców naszych
jest wiarą
naszych
dzieci*1 — głosiła w szędzie. Upada*
jących podpierała, w słabych roznie
cała odw agę.
W ro g o w ie chcieli zgasić to ognis*
ko płonące miłością.
D uch w niei
b ył silny.
Jednego dnia poszła do
kaplicy, aby przed ołtarzem zaczep
pnąc otuchy i m ocy do walki
Po*
grażona w -m odlitw ie nic nie w iedzia
ła.. że nauczyciele niemieccy i gmin*
ny pisarz buntują wieś przeciw niej,
aby zniweczyć
jej działanie,
Roz*
wścieczona tłuszcza pociągnęła p od
kaplicę, kilku zuch\Valców wywlek*
ło steraną kobietę stam tąd i słaniają
cą się bez sił oskarżono o zbrodnię
z d ra d y pań stw a niem ieckiego za to
że rozdaje ulotki o spisie ludności.
Później
p o p ro w ad zo n o ja
ulicami
w śró d
k rzy k ó w
w yzw isk,
prze*
kleństw , brył błota i śliny. U p adała
ze zmęczenia, więc ją szarpano.
— T y
stara
czarow nico.
raus
nach Polen, k o pan o i zm uszano do
pośpiechu.
— O gniem
cię będziem y piętno*
wali, boś zdrajcą p aństw a oiemiec*
kie,2°-
1
— Polnische Schweine raus hinter
die weichsel — deutsches Brot frisst
sie — a nauczyciel Sappich w ołał:
lę, kiedy mamą wyszli z izby „wypij jeno
prędko, żeby mama nie nadeszła, bo by
narobiła kłopotu" — mówili.
Ja piłam i płakałam , że tatuś mamy mu*
szą się bać. Więcej Uoski okazywali ojciec
dla dzieci z drugiego małżeństwa. 1 c mia*
ły. wszystko, co im potrzeba, porządne ub*
rania, inne n a zimę, inne na lato. Lepiej ja*
dły. C hodziły do szkoły p o siedem lat. a
potem od d ali je do w arstatu, żeby im za*
pewnie przyszłość.
Ja zaś kiedy skończyłam 10 i . r , musia*
łam już iść na służbę i sama zapracować
na siebie. N a tej służbie przebyłam jede*
naście lat.
N apotykałam
ludzi
różnych,
dobrych i złych.
N a pierwszej służbie było mi dużo le*
piej, niż w domu. Jadłam razem ze wszyst
kimi sypiałam w cieplej izbie,
ale
choć
pracowałam ciężko - jak
na swoje 10 lat,
czułam się szczęśliwa. N ajgorzej dokucza*
la mi zima, bo miałam tylko jedną sukien*
kę i jedną potarganą poszulę, bo tak mnie
z dom u w yprawili. Z anim m inął rok tom
bez sukienki i bez koszuli chodziła okry*
wał mnie tylko szlafrok bez rękawów któ*
ry mi gospodyni kupili. Prałam go wieczo
rem, do rana scchł. a ja spałam na. golasa.
D opiero kiedy skończył się rok służby za
zairobione pieniądze się przyodziałam . Po
żniwach gospodarz ibrali mnie ze sobą do
młocki, ale nie maszyną tylko cepami. I
tak młóciłam do samych gód. Po tej rnłoc*
ce chorowałam, bo miałam na sobie pełr.o
wrzodów. N ik t nie zważał na to, że mam
dopiero 10 lat, że jestem słaba i niedożyw ia
na, m usiałam robić p onad swoje dziecięce
siły. Po roku., mając już 11 lat, poszłam w
drugie miejsce służyć. Pracować musiałam
i tu b ardzo ciężko tak, że nieraz zalewa*
łam się łzami, ale nauczyłam się tutaj po*
rządku, sama chodziłam w czystej biełiż*
nic, w ypranej i w yprasow anej, spalam w
czystym w ygodnym łóżku. W eszłam w in*
ny świat. W sobotę, kiedy gospodyni myła
swoje dzieci, kazała się i mnie wvmyć i
wyczesać.
I
tak
byłam
u
tych
ludzi
dw a lata.
N a 4*ty rok zachciało mi się iść na służ*
bę na plebanię. A le nie wybyłam tu d*u*
go. Płacono 180 zł. na rok,
harow ało się
do późnej nocy,
a żyw iono
nas bardzo
kiepsko. Czułam, że słabnę i nie mogę pra*
cować. Ziem niaki ledw o okraszone chleb
z serem z superaty (mleka odciąganego),
na obiad te same ziemniaki, czasem, ale b
rzadko, kluski, na wieczerzę ziem niaki i
•ć ł litra pełnego mleka na tydzień, m ada
r.igdy. N ie m ogłyśmy tego wytrzymać. Mc*
ja w spópracow nica bardzo często poprostu
ukradłal kawał masła, częstowała i mnie,
ałe mnie nie chciało przejść przez gardJo
to masło.
Płakałam ,
że na plebanii głód
zmuszał do kradzieży. N ic nie mówiąc, pe*
vnego ranka zabrałam swoje m anatki i e*
de złam. N a drugi dzień ksiądz wysłał jed
ną z gospodyń do mnie, żebym oddała ł,o*
łędę,
a kolędy dostałam 5 zł.
N ie
wic*
działam
co na to odpowiedzieć.
M ówię
„narazie 5 zł. przy sobie nde
mam, ale
przez
te 3 tygodnie
więcej
zarobiłam ...
N iech ksiądz policzy, bo jeszcze napew no
mnie się należy, nie jemu. A gdy już nie
może odżałow ać tych 5 zł. to na przyszły
tydzień mogę oddać".
Później poszłam na służbę,
na
któiej
przebyłam 7 lat. Zawsze myślałam, że w
rieb ie mi lepiej nie będzie jak teraz. Z te*
go dom u miałam wyjść zamąż. Poszłam z
prośbą do mamy, żeby mi sprawili wese*
le, a oni mówią, że ta i ibcz wesela będzie,
ja se spódnicy nie mam za co kupić, a b ę
dę wesela sprawiać".
Nr 5
K O B I E T A W I E J S K A
Str. 9
— M asz szczęście, że jesteś kobie*
ta, w przeciw nym razie żywcem by?
śm y cie zakopali w ziemi.
U m ęczona kobieta zaciskała w rę
ce różaniec i polska książeczkę
dc
m odlenia, niemi jak tarcza zasiania*
la sie przed obelgami, ciosami i wciąż
niezłomnie pow tarzała:
— Z woli Boga jestem P o lka i t e
go waszą ziemską mocą mi nie od*
bierzecie, ani nie zabronicie.
K iedy
pad ały b ryły
żegnała sie
krzyżem, jak każdy górnik
rozpo
czynający szychtę.
— W ia rę ojców i m ow e
zacho-
wam i
dla nich
gotow a
jestęm
zginać.
— Polskości biotem nie zakryje*
cie ślina nie zagasicie.
K rew w ybroczona z ran prz^z was
zadanych jeszcze bardziej ia rozpali
—* m ów ił św iadek tych zdaczeń —
K ijow ska, jest ubogą,
a m imo nie*
dostatki p osiada złote serce polskie i
i ofiarne, co nie zna granic w pracy
dla polskości i za to, że dla swej u*
kochanej
Polski
przejść
m usiała
oerom upokorzenia lud polski hoic!
lei składa.
T a kobieta nie upadla, nie zapar-
la sie
swych
świętości,
pozostała
tw ard a i niezłom na,
zbita
i opluta
znóąy szła o d chaty do chaty.
abv
uśw iadam iać pouczać. Poranionem i
ustam i szeptała:
— Polakam i jesteśm y, tu ta j p o b
ską ziemia i w walce o nia wytrwa*
mv. K ijow ska
jest sym bolem tego
ludu walczącego o praw o do m owy
>' w iary ojców . B ardzo cieżkie chwi-
le przeżyw ają P o lary w Niemczech.
K tokolw iek przyznaje sie do nolsko
ści kto uczestniczy w nabożeństw ach
ten jest w y sie d lo n a
7 ziemi. w vrzu'
can->- z rodzm nei w si.
Przemoc nie*
m iecka chce p odeptać
ostatnie sło*
wo. chce zmiażdżyć ostatni nuls ser
ca bijącego odwieczna praw da.
— Jesteśm y P o l a k a m i .
*) Precz d o Polski
**) P o lsk ie ś w in ie pre cz za Wisłę — n i e
m le c k i c h le b żrą.
R edakcja za w ia d a m ia , że Nr 1 i 2
„ K O B I E T Y
W I E J S K I E J " zo stał
w y c z e r p a n y
N a rze c zo n y w ięc spraw ił ml w e s e l e u siebie,
tylk o do ś 'u b u w y je ż d ż a ła m od ojca. T eiaz już
pracu ję na sw ojej g o s p o d a rce , i b y ło b y nd
do b rze, ty lk o na sł u ż b ac h zd ro w ie się wyczer"
pało i na s w i i m pra co w a ć ju ż nie m r.gę Mam
czw oro dz ie ci be z d e lik a tn e g o zdrowia. Mąż
*ylko tr z y m a się d o b rz e i z a w s z e mi mówi,
ż e z e m n ą się ta nie dorobi.
Tyle to sie ro ta na ś w ie c ie użyła.
WŁADYSŁAW CIEKOT
Więcej
N^iele przyczyn składa sie na dzb
siejsze upośledzenie w si, a jed n ą :
nich bardzo w ażną jest niedostatecz
ne i w adliw e odżyw ianie. T o n ied o
jadanie trw a u chłopów całe pokole
nia o d czasów pańszczyźnianych aż
po dzień
dzisiejszy.
Ks. Stąnisław
Staszic, opisując życie pańszczyźnia
nego chłopa — mówi — że mieszka
on w kurnych norach, na p rz e ln ó w
ku odżyw ia sie zielskiem i mieloną
kora z drzew , za rozryw kę ma k a rc .
mę, w której m usi zatruw ać sie go*
rzalką z gorzelni swego pana. Pano*
wie szlachta zaś budow ała
w tym
czasie pałace i trw oniła m ajatki na
hulankach. Jeszcze dziś opow iadają
starzy o ow ych długotrw ałych p o s
tach, kiedy to jedynym pożyw ieniem
byłv ziemniaki, barszcz i niezawsze
gliniasty razowiec, kiedy na przed
nów ku ludzie puchli z głodu, a dzie
ci p ad ały jak m uchy.
I dziś ciągle jeszcze chłopi w Pol
sce nie dojadają, a w d o d a tk u p o
żywienie ich jest jakościow o nie w y
starczające. D ość popatrzyć na dzie
ci, których w ygląd i w zrost w skazu
ją na niższy wiek niż mają w rzeczy
w istości.
Skóra p o k ry w a sterczące
gn aty żeber i w ystający, rozepchany
razowcem i ziem niakami — brzuch.
M łode, dw udziestoparoletnie ko
biety po urodzeniu kilkorga dzieci,
nie mają połow y zdrow ych zębów,
w iększość z nich cierpi na różn o ra
kie dolegliw ości i w ygląda dużo sta
^rzei po n ad swój w iek. Poniew aż w
czasie ciąży nie odżyw iaia sie n a le
życie, b rak im później dostatecznej
ilości pokarm u, a urodzone dziecko
iest
słabow ite,
łatw o
zapada
na
krzyw icę lub inną chorobę i często
ginie przedw cześnie.
M łodzież, dorośli w sile w iel u, c>a
przew ażnie ociężali, bierni. m vśla r o
woli, przejaw iają małą przedsięb ior
czość, brak im siły życiowej i roz
machu.
N au k a już daw no stw ierdziła że
takie stałe niedożyw ianie przez d łu
gie pokolenia p ow strzym uje rozw ój
fizyczny i um ysłow y. Zm niejsza o d
p orność na choroby, zwłaszcza grtiź
lice. U zmarłych z wycieńczenia gło
dow ego stw ierdzono brak podściel*
ki tłuszczow ej, która u każdego w
m niejszym lub większym* stopniu po
w inna się znajdow ać. P o n a d to w szy
stkie narządy w ew nętrzne ważne d li
życia są jak b y pom niejszone i niedo
mięsa
I rozw inięte.
N aw et m ózg w ykazuje
niższą wagę od przeciętne!.
N iew ielu ludzi na wsi ma w ysoki
w zrost.
Pochodzi to stąd, że k o ś ć
człowieka niedostatecznie odżyw ia-
neęp
i przedw cześnie obciążonego,
prąęą
p ręd k o
przestają
rosnąć
w zdłuż.
W y tw a rz a się pow oli
na
wsj typ człow ieka niskiego, krepego
niezgrabnego,
p o do b nego do chiń
czyka lub japończyka, którego pożv
wienie składa się wyłącznie z ryżu i
w arzyw . W ostatnich czasach zaczę-
to w Japonii propagow ać
wieksze
spożycie mięsa i oto — jak kom isje
p oborow e stw ierdzają — przeciętny
w zrost rekru tów stop nio w o sie p od
nosi.
Sięgnijm y po przy kład y do św ia
ta zwierząt. P rzypatrzm y sie zwierzę
tom roślinożernym ,
jakie sa. nieru
chawe i mało inteligentne. N ajw ięk
sza i najw ażniejszą
część
ich ciała
stan.owi brzuch, k tó ry m usi przetra
wiać ogrom ne ilości m ałe pożyw nej
karm y. Także różnią sie od nich zwie
lTptj które odżyw iają sie pokarm a
mi m ieszanym i lub mięsem, a wiec
nsy koty. wilki i różne drapieżniki
U derza ruchliwość, sm ukłość a jed
nocześnie w ielka siła i zręczność icu
ciała, odw aga i spryt.
K iedyś spotkałem w G d yni wycie
czke .Anglików. Jaka postaw a pew*
ność siebie, w zrost praw ie
2 metry.
N a .w sz y s tk o spoglądali ze swei w v
sokości, jak urodzeni w ładcy św ia
ta. A le gdv przeciętny P o lak ziada
rocznie 18 kg mięsa,
to A nglik
66
kg„ M v 3 kg tłuszczu — oni 46 kg.
M v 94 litrv mleka — oni 280. ale za
to Polak
7>ada 932 kilo ziem niaków
podczas g dy A n glik ty lk o 1,17 kg.
Czy to nie w ystarczy?
Ziem niaki sa niejako m iernikiem
do b ro b y tu społeczeństw a. K raie za
możne spożvw aią ziem niaków mało
natom iast więcej p ro d u k tó w b iałko
w ych i tłuszczów , a wiec m leka mes
ła iai i rmęsa.
U nas zaś
podstaw a odżyw iania
wielu dziesiątków i setek tys>ecv
10
dzin chlonskich stanow ią — ziem*
m aki. P rzeładow ujem y swoie żoład
ki
pokarm em lichym,
zajmującym,
dużo m iejsca rozpychającym , zawie
rającym m ało w artościow ych skład
ników .
A b y te zapasy dobrze stpa-
wić krew o d pły w a z m óz*u dp jamy
brzusznej, co pociąga za sob.a rozlę-
Str. 10
K O B I E T A W I E J SK A
Nr 5
ROZALIA GÓRECKA
Zakład ajm y bursy dla młodzieży
Zbliża się now y rok szkolny, a z
nim nowe
k ło p o ty
dla
rodziców .
D ziecko nasze ukończyło już szko
łe now szechna, jest zdolne i bardzo
prą^nie uczyć się dalej. 1 m ybyśm \
chcieli, tem bardziej,
że tym i
paru
m orgam i
pola
jest
jeszcze
kogo
dzielić,
ale
cóż
k ied y
wyższych
szkół jak pow szechna,
na wsi
me
m,\. trzaby aż do m iasta, lanek się
iuż dow iadyw ał o te szkoły, przyz-
nal się,
że naw et egzamin w stępny
zdał do gim nazjum i to z w ynikiem
bardzo dobrym . T eraz iuż wrzesień
blisko i dziecko ani spać. ani jeść
nie może z tego zm artw ienia czy się
go do tej szkoły pośle. Ze wsi kilko
ro tego ro k u na naukę d c m iasta się
w ybiera. C o p raw d a oplata w szko*
lach nie jest taka w y so k i. bo to sa
szkoły państw ow e, a jak sie dziecko
dobrze uczy, to i zniżkę może dostać
najgorsza ta stancja.
G dzie
|a n k a
umigścić, skad wziąć te 50 ą nawet
60 zł. miesięcznie, głow a peka z tego
zm artw ienia, bo tu i d z ie 'k a przecie
szkoda.
niwienie, brak energii,
zanik inteli-
gencji i tępotę um ysłow a.
Ilość spożyw anych tłuszczów jest
katastrofalnie niska, stanow i zaled
wie
jedną
dziesiątą
cześć
tego
co
należy
uważać
za
nor*
me.- Spożycie mięsa w Polsce
jest
najniższe, jedynie Bułgaria zdaie się
spożyw ać jeszcze mniei. (N p . N iem
cy spożyw ają 48 — 52 k:-).
Jeśli tak dłużej potrw a grozi nam
skarlenie i zw yrodnienie. Prze:- stałe
głodow anie m arnuje się najw iększe
boy.actwo n aro d u — człowiek- kto*
rym pow inien być zdrow y, o um y
śle jasnym i tw órczym , zdolny do
prący — obyw atel.
W interesie nietylko chłopów ale
i całego n aro d u leży uczynić wszyst*
ko,
aby
wieś
przesłała
wreszcie
głodow ać i niedojadać.
W iele m atek
i ojców
przeżyw a
co ro k u taka troskę.
Sa po m iastach bu rsy pryw atne i
gd y b y były pieniądze.... g dyb y bv-
łv , ale cóż kiedy z groszem skąpo.
Szukam y więc po mieście
jakiejś
rodziny, k tó rab y o d stąp iła
za nie-
wielka opłata k ąt w swoim dom u.
Zajęży nam, aby urządzić s.ie iakpaj
taniei, to i w ym agań dużych stawiać
nie m ożem y. Łóżko, trochę miejsca
r a odrabianie lekcy i. Że pare osób
tłoczy się w tej izbie, że ciasno, mai
ło św iatła i duszno, na to nie. ma
rady.
N ie zawsze zastanaw iam y się jaki
będzie w pływ tej rodzin o
na życie
duchow e i charakter naszego dziec
ka.. A przecież w tym dom u dziecko
m oie
przebyw ać
będzie
większą
cześć roku przez parę lat, z koniecz
ności wiec będzie on na w ychow anie
dziecka oddziaływ ał.
I dla nas nie
może być obojętne jakie bedzie to
oddziaływ anie.
leżeli to będzie rodzin-’ maj. o kuk
tura,Ina, gdzie g a d z a wsia. chłopem
uważaiac sie za ulepionych
z
le p
szej gliny, (a takie rodziny spotyka
sie bardzo często), gdzie cenią tylko
pieniądz i w yznaią so b kow sk a zasa
dę „aby mnie bvlo dobrze" — to na
leż„v sie obaw iać, że i nasze dziecko
tvm i poglądam i może nasiak.nąć.
W takim
śro d o w isk u
w yrośnie
człowiek nieużyty. niesr.ołecznv, k tó
rv za iedvnv cel w swoim żvciu sta*
wia „dorobić się". W s ia s ardzi. \vstv
dri się sw ego pochodzenia
ojca—
chłoną i m atk i—chłopki.
A takim i
przecież nie chcemy widzieć naszej
córki czy syna.
M łodzież w iejska w mieście
w y
maga szczególnie troskbw ei i serde
cznej opieki.
Znalazłs/.y sie w no
w y m
i obcym
sobie
środow isku,
czyje się onieśm ielona i iakże cze*
s<o — u p o k o rzo n a K oledzy z m ias
ta rozm aite w ym uskane m am isvnki
których nie nauczono
p oszanow a
nia drugiego człowieka, p odchw ytu
ia w m ig w szystkie śmieszności no
wego tow arzysza, iego niezbyt zgrab
ny strój,
ch ło p sk i gwarc
snosób
bycia itp. i z m łodzieńcza złośliw oś
cią zaczynaia go obśmiewać.
N'ieraz też gorzkie lzv dław ia na
sze^o syna. Czasem b u n tuje sie i jeś
k ma mocne pieści
nauczy
rychle
swojch przeciw ników rozum u i po
tem ma iuż spokój.
N ieraz
też
w ybuchają
,międz\
chłopcami ostre bójki, w które m u
sza się wtrącać władze szkolne.
Z nalazłszy się
w takich
w aru n
kach dziecko nasze czuje sie sam ot
ne, nie m a w okół nikogo, k to b y mu
p o d ał rękę życzliwą,
k to b v go p o
krzepił dodał otuchy, czuje sie źle i
niejrąz zwłaszcza w początkach póki
sie nie przyzw yczai, uzyskuje gorsze
s tro n ie w nauce. N ie znajdzie o p a r
cia .w szkole, bo stosunek szkoły do
wsi jest obo jętny , a b y w a że i nie
chętny.
Szkoła
nie m ówi naszem u
dziecku o w artościach wsi nie budź'
w pim dum y. że z tej wsi pochodzi.
N ie znajdzie też onarcia w miesz
czańskiej rodzinie. N ic dziw nego, że
w ytw arza się w nim poczucie niższo
ści i upośledzenia, które prześlado
wać go będzi przez całe życie.
NJGieś m usi bronić sw oja m łodzież
przed ujem nym i w pływ am i m iasta,
m usi troskliw ie zająć się jej w ycho
waniem, jeśli chce mieć sw oja chłop
ska inteligencję, k tó ra się wsi nie
zaneze.
I dlatego
nietylko ze w zględów
m aterialnych ale i w ychow aw czych
konieczne jest tw orzenie w m iastach
burs w iejskich
dla naszych
dzieci.
M usim y stw orzyć naszem u dziecku
serdeczny,
miły
dom
w
mieście,
gdzie znajdzie tow arzyszy,
którzy
beda mu braćm i, k tórzy go zrozumie
ia w esprą w ciężkich chwilach i ob-
roni.a w razie potrzeby.
Tak to zrobić?
A n o zacznijm y obradzać.
Różnie
w różnych w arunkach będziem y o r
ganizować.
N ajp ierw
trzeba się zorientow ać
ile m łodzieży wiejskiej uczęszcza do
szlęół w danym mieście.
K iedy zgłosi się dostateczna ilość
trzeba robić kalkulacje.
W v szuk ać
o dpow iednie m ieszkanie, w którym
pow inna być kuchnia, spiżarka, piw
nicą świetlica, k tóra może służvć ró
wn.ocześnie
za jadalnię, łazienka
i
ncTpie sypialne.
W m iasteczku pow iatow ym
cza
sem m ożna w ynaiać na taki cel calv
dom z ogrodem . T rzeba pom yśleć o
w yposażeniub bursy w sprzęty ; na
czynia (cześć moga dostarczyć rodzi
ce), znaleść gospodynię, ktoś mus-
objąć
w ychow aw stw o
w
bursie.
Nr 5
K O B I E T A W I E J S K A
Str. 11
N ajtru d n iejsza spraw a
z
tym w y '
chow aw stw em . Czasem znaidzie się
lakjś nauczyciel pochodzący ze wsi,
k tó ry uczy w mieście, za m ieszkanie
i utrzym anie zgodziłby się obiać o*
piekę nad bursa. M oże znajdziem*
kogoś z bezrobotnej inteligencji wiej
skiej, itp. W ażn e jest,
ab y to bvl
ktQŚ serdecznie
ze w sia związany,
uspołeczniony, k to b y um iał zorgani
zować życie kulturalne w takiej bur
sie ..k to b y budził w m łodzieży miłość
do w si i szacunek dla k u ltu ra ln y :•.
w artości chłopskich. M łodzież
z o r
ganizow ana w sam orządzie pom ogła
by w gospodarce bursow ei, a gospo
dyni
znajdziem y
w śró d
naszyci,
dziew cząt bez trudności.
O p łaty m ogłvbv być cześcjpwo w
naturaliach,
częściowo w gotówce.
W takiej bursie
m łodzież m iałaby
nie ty lk o dobre odżyw ianie w aru n
ki do pracy, ale i o dp ow ied nia ople*
ke. M o żnaby pom yśleć o pom ocy
dla m łodzieży biednei a zdolnej, kto
rabv wzamian pom ogła innyrp w na
uce j t.
p.
B ursy w iejskie pow inny być zor*
ganizow ane
w
każdym
mieście,
gdzie kształci sie
nasza
m łodzie:
Test to w interesie nietylko poszczę*
gójnych rodzin, ale całej wsi. O rg a '
niżąc j'e w iejskie, a szczególnie orga*
nizącje kobiece, m aja tu wielkie po*
le do działania. T e organizacje, któ*
re iuż daja dośw iadczenie
na tym
polu, niechaj dzieła sie nimi
na ła*
mach prasy w iejskiei,
aby zachęcić
innych.
— oO o —
STEFA SZYLLARÓWNA
Mój dzieciniec na wycieczce
W lipcow ym num erze
„Kobiein
W iejsk iei “ ob. H . C iekotow a poru
szyła bardzo w ażna sp raw ę, k tó ra
pow inna stać się przedm iotem szero
kiei_ pow ażnej d yskusji, w naszym
p iśm ie.___
Po
co
organizujem y dziecince i
jak pow inna w yglądać praca w n :*
szytn dziecińcu — o to pytania, kto*
re m usim y głęboko przemyśleć.
pow iedzieć o wycieczkach dzieci
:
m ojego dziecińca.
C zy w arto o tym pisać, a cóż ta*
kie m aleństw o wie, gdzie mu tam po
wycieczkach chodzić?
— zauważy
może niejedna z Czytelniczek. Bar*
dzo często przecież rodzice oburzaj i
sie na nauczycieli w szkole, że dzieci
w yciagaja na wycieczki, a co tu mó*
wić
o takich
szkrabach,
których
C hcą zrobić cegłę na b u d ow ę dom*
ku dla lalek, a poniew aż suchy pia*
sek nie mógł utrzym ać nadanej mu
form y, praca była bezskuteczni- W jc
szcie Józio p ro po n uje lasiow i „po
leim y piasek w o d a “. A le
i
to miało
ty lk o sk u tek chw ilow y, bo po wy*
schnięciu cegiełki
rozsypyw ały s>ę
po daw nem u. W reszcie widząc bez*
nadziejność swojej ro b o t\ przyszły
K ażda zabaw a, wycieczka, bajka,
czy piosenka — pisze ob. Ciekoto*
w a — „budzi uczucia w naszy n
dziecku złe lub dobre, więc w ycho'
w u je, rzeźbi głęboki ślad
w malej
duszyczce.
D latego
nie może być
bylejaka, n iep rz em y śla n a '. Ta chcia*
łabym podzielić sie z Czytelniczkam i
sw oim i dośw iadczeniam i z prący i o
Ci s o b ie używ ają..,
przecie n ikt w dom u nie traktuje po ,
ważnie. A b y się przekonać co dzieci
j
o tem m yślą — proszę przypatrzyć
sie m ojem u dziecińcowi
na wycie
czce.
Pew nego dnia zaobserw ow ałam u
dzieci taka zabawę:
Dzieci pochłonięte są nasypy wa
niem piasku do pudełek o d zapałek.
F o t. I. S o la r z
dzieci po radę do mnie. Ja im tłóma*
czę, że cegłę robi się z gliny, a potem
w ypala się
w
ogrom nych piecach
lub suszy
na słonku-
-''bv
była
tw arda.
1 dzieci zapragnęły kom eczm e zo
baczyć jak się tak ą praw dziw a cegłę
robi. Poniew aż cegielnia iest blisko,
S t r. 12
K O B I E T A W I E J S K A
Nr 5
nie m iałam trudności, ażeby spełni;
te prośbę.
Idziem y więc do cegielni 1 tu w
pierwszej chwili nie wiedzieliśm y od
cze^o zaczać, tyle naraz posy p ało s?e
pytań. R o b o ta w cegielni była w c a
łe! pełni i dzieci zobaczyły od razu
wiele ciekawych rzeczy, łedn j ro bo t
nicy wozili glinę, d rud zy miesili in*
ni wrzucali ja do form i z tych form
w ychodziła ró w niu tk a cegła.
I to w łaśnie dzieci zaciekaw iło na:
bardziei.
O glądają form y,
dotykaia. ceg"v
jaka tw arda czv m iękka?, naw et ku
ka cegieł p opsuły, ale nam to w y b a
czyli. Późniei p okazano nam piec i
właściciel cegielni
w szystko tłóma*
czył jak sie cegłe robi, w ypala itp. a
dzieci zasypują go pytaniam i i dzi
wią się, że może być taki ogrom ny
piec. A mala Cesia robi uw agę: „a
ia m yślałam , że to taki duży piec jak
u nas w dom u
co mama chleb pie*
cze, ale w tym piecu to b y chleba na*
piekł!"
P o pow rocie do dziecińca dzieci
iuż nie p ró b o w ały więcej robić ceg*
le z piasku czy z błota, ty lk o z gin
ny. a słońce im zastąpiło piec.
W taki sposób oto dzieci, zrobiły
w ielkie
odkrycie.... w zbogaciły s:ę
now ym
dośw iadczeniem i zdobyły
now e w iadom ości.
Ipnym razem w ybraliśm y sie zoba
.zvć gniazdo bocianie. W ie lk ie pta*
ki koło w ały
nad gniazdem ,
gdzie
siedziały ich małe
z
w y c i ą g n i ę t y m
szyjam i i czekały rychło im w padnie
do dzió b k a iakiś przysm ak przynie*
sien y przez kochającą mamusię.
Ą potem , potem p o sy pały sic py
tania: „Stefciu, a co one jedzą Stef-
ciii a czemu to zimą boćków niw
m a“ i t.
p.
Ęgedyś znów złapaliśm y w p o to k u
parę rybek. Cóż to była za uciecha.
Dzieci nie m ogą się swoim rybkom na
patrzeć. K opią dla nich dół ną dżdżo
wnice. T rzeb a znów opow iadać i o*
pow iadać,
bo nigdy ta ciekav/oś:
dziecińska nie m a dosyć.
Ą kiedyśm y się już rybkam i dość
nacieszyli w rzuciliśm y je z pow rotem
do „rzeki. I teraz
ile razy idziem y
nad potokiem , zawsze dzieci p y tają:
C zy te ry b ki nasze żyją?"
C ho dzim y oglądać
małe
pieski,
kotki, prosięta,
kurczęta, £ąski na
w odzie, jagniątka, źróbka u Stasia a
u M arysi m łode cielątko.
Czasem
jakaś d o b ra M am usia zaprosi nas
r.a agrest, porzeczki
czy jabłka,
a
wtf/dv jest używ anie i radość.
K ochanej M am usi w podziękow a
niu odw dzięczym y się w ierszykam i
i pi.osenka.
led neg o
razu
pow iedziała nam
Zosia, że ma zmartwienie, bo zacho
row ała jej babcia i prosiła najs w szc
stkich
żebyśm y poszli babusie od*
więdzić. Z araz Stasia, Terenia, Z dzi
siunio i inni pobiegli uzbierać kwiat
kó w dla babci no i poszliśm y. I zo*
baczyły dzieci chora babcię i bardzo
sie zasmuciły. A babcia sie ucieszy*
ła i prosiła nas o piosenki. I żeby
b a b c i ę
rozweselić zaczęły dzieci w y
śpiew yw ać co ino umiały, o kurkach
o zajączku, o piesku itp. aż babcia
pow eselała a Tózio m ówił, że iuż jej
lepiej. I teraz
jak ty lk o zachoruje
ezv_któreś z dzieci, czy czyjaś m am a
s*a. zaraz m usim y iść odw iedzić, z a*
nieść kw iatów , zaśpiewać piosenkę,
b o dzieci wierzą,
że chory predzei
ozdrow ieie.
Dzieci
bardzo lubią
przyglądać
sie jak pracują dorośli.
C h o d zin r
wiec do kow ala, do stolarza, to do
m łyna, do kraw ca, do szewca, na po
le do żniwa, do koszenia itd... pozna
ieipy
narzędzia pracy,
uczym y się
szanow ać i cenić prace ludzka.
Po*
tem w dziecińcu dzieci rysują, malu*
ia lepią z gliny to co w idziały.
Starałam się dzieciom nie narzucać
ze sw oją inicjatyw a,
bo
najwiecei
korzyści daje dziecku wycieczka, je
śli \vypłvw a
z jego zainteresow ań.
Starałam się zaobserw ow ać co dzie
ci najbardziej interesuje, o czem mó
wią,
z czem sobie nie m ogą pora*
dzić.
O p ow iadała mi koleżanka, że ona
radziła sobie w ten sposób, że zada*
w ała dzieciom takie pytanie: „powie
dzeje
co byście
chciały sie dowie*
dzięć?" — i dzieci
m ów iły: a to
..jak się robi koszule, koła d o wozu.
krzesełka itp. — a p ad ały i takie kio
potl.iwe pytania: „a jak daleko Mii*
ciu do słoneczka", albo „ile drabin
trzeba ustaw ić, żeby się dostać do
nieba".... I potem starała się pom óc
m ałym głow inom na te dręczące ich
pytania
odpow iedzieć.
C hodziła z
dziećmi do tkacza,
stolarza,
kolo*
dzięia i t. p.
W ycieczka może spełnić w ażną ro
lę w rozw oju um ysłow ym dziecka.
O na nie ty lk o bawi i urozm aica ży*
cie ale i kształci. Dzieci po znaia św o
je otoczenie,
pracę ludzi, piękny i
b o g aty św iat p rzy ro dy.
T rzeb a u*
nre*; ty lk o uczynić wycieczkę cieką*
wa nie chodzić z dziećmi ciągle ty l
ko w to samo miejsce, a utrzym ać
dziecko w ciągłym zainteresow aniu.
T y lk o w ted y
wycieczki
spełnią
swój cel w ychow aw czy.
W ycieczki, jak w idzim y, nie tył*
ko rozw ijają
i w zbogacaja
um ysł
dziecka, ale budzą w malvm serdusz
ku szlachetne
uczucia,,
dostarczają
głębokich i pięknych w zruszeń, prze
żyć, czynią dziecko w rażliw ym
na
cudze cierpienie, uczą je kochać calv
otaęzający nas św iat ptaków , kwia
tó\y. zw ierząt i ludzi.
S ło n e c z n ik i
Fot !•
Solarz
Nr 5
K O B I E T A W I E J S K A
St r. 13
Maciuś w kominie
C h w y c i ł a matka ż e l az n y gar
nek z
ko mi n a, wi elki
o
d wu
uc ha ch ż ele źnia k, w którym b ul
go ta ła w o d a i w y l a ł a wrząt ek do
ce br zy ka .
Za ka sa ła r ęka wy i zabrała s ę
do prania M a c i u s i o w e g o ubrania.
Pi erz e por tec zki , te b a r c h a n o
w e w z i e l o n e kropki i kurt eczkę
w c z e r w o n e paski i k os zul kę ,
taką ze ś w i e c ą c y m g uz i k ie m pod
brodą.
W s z y s t k o to na jutrzejszy jar
mark w B i ed o k l e p c e .
M a c i u ś w starej k os z u l i ni e na
progu siedzi , ma tc z yn e j r o b oc i e
się p r zy gl ąd a i w c i ą ż pyta, jak
t o b ę d z i e na tym jarmarku.
— A p i s z c z a ł e c k i hań b e d o m ?
— Będą, s y n us i u , b ę d ą ; c o b y
nie mi ał y być.
— A
g l ini ane
kuroski
hań
b e d o m ?
— P r z ec i e, b ę dą .
— A kupita mi c o s i k ?
— K u p i ę ci, s y nus i u, kupię.
— A co ?
— C a c k o z dziurką ci kupię.
— L a b o g a ,
reta!
C a c k o
z
dzi urką!
Wstążeczki
Oj, s p r z e d a ła gospodyni gą-
seczki.
Oj, kupiła tej p a s te rc e w s tą
żeczk i.
N a ja r m a r k u , na straganie,
Oj, w s ta że c k i, oj, nie ta n ie !
A ta jedna była lśniąca ja k złoto,
Boś te gąski pasła, M a r y ś z
ochotą.
A ta druga była k ra s n a ja k zo rze ,
B o ś tych g ą s e k nie p u s zc za ła
we z b o ż e
A ta trz e c ia była m o d ra ja k g łę b ia
Boś te gąski strzeg ła oj. od
ja s trzę b ia .
J . P o r a z l ń s k a
M a c i u ś w y t r z e s z c z a na matkę
r o z r a d o w a n e o c z y.
— A bę d z i e to p i s k a ł o ?
— Hale p r z e c i e ! D m u c h n i e s z
w dziurkę — to ci piśnie.
W y j ę ł a matka kurtkę z c e b
rzyka, w yp ł u k a ł a ją w
zimnej
w o d z i e , wyrzęła, roztrzepała i p o
w i a d a do c h ł o p a k a ;
— L e ć - ż e i p o w i e ś to na s ł o ń
cu. to wartko p r z e sc h ni e !
M a c iu ś , złapał
mokrą kurtkę
i w y s k o c z y ł za próg.
— Ale a by na s ł o ń c u ! — k rz yk
nęł a za nim matka.
W y p a d ł M a c iu ś przed chatę.
R o z g l ą d a s ię w koło, popatruje
w górę.
S ł o ń c e akuratnie, p e w n i e po
po tej rosochatej j a b ło n c e , c o za
c ha t ą rośnie, w y l a z ł o
na dach
i si ad ło s o b i e na kalenicy.
Ma ci uś , n i e w i el e my śl ąc , hyc !
na drabi nę i na c z w o r o k a c h na
d ac h lezie.
T r u d n o
mu
s o b i e
z
kurtką
po r a d z i ć — to ją pod p a c h ę bierze,
to w z ę b a c h niesie, to na s z y ję
z a k ł a d a — w r e s z c i e się tam j a k oś
do kal enicy dogmerał .
Si a dł na niej jak na koniu,
patrzy... a s ł o ń c e już ci na k o
minie s ie dz i.
— Ce go j mi u c i e k a s ?
Z n ó w wz i ą ł kurtkę
w z ę b y
i p o c z o ł g a ł się po k al eni cy aż
do k om i n a. Za c z y m c h w y c i ł się
kantu, n o g ę pr z eł oż ył i na k o
minie usiadł.
Sz ar pnął kurtkę Maciuś, a tu
jak nie g ibni e się, jak nie poleci
no s e m n apr z ód! . .. Z a m a c h a ł rąc z
kami, ale ż e nie miał s ię c z e g o
c h w y c i ć , to i ba c h !... g r z mo t ną ł
w ś rodek komina.
S z c z ę ś c i e , że się n ó ż ka m i na
jakiejś c e g le oparł, to aby po
brodę w k o m i n i e uwiązł.
— N o, nic to — myśli. — A b y
kurtecke p o n i es ie , to
sie jako
z aś z k om i n a w y g rz e bi ę.
A tu ci wi dzi .. . s ł o ń c e het,
precz na t o po lę w s k o c z y ł o ,
na [
gałęzi s o b i e pr zys iadł o, po przez
i ś c i e popatruje.
1 e g o już dla M a c iu s i a
był o
za w i e l e ! Jak nie ryknie p ł a c z e m !
— Cegoj mi c iągl e u c i e k a s ? !
Hu- u- u. . . hu...
P ł a c z e , pł a cz e, aż mu się g ł o -
w i n a nad k o m i n e m trzęsie.
S ł y s z y W o j c i e c h o w a — Ma ci uś ,
nie M a c i u ś ? Jakiś dz iec iak okrut
nie s ię d r z e !
W y b i e g ł a z chaty... patrzy...
N i k o g u ś k o nie ma.
Sł u ch a. . .
Z góry g d z i e ś g ł o s l eci !
P r z es ł o ni ł a ręką o c z y od s ł o ń
ca, r o z gl ą da się.
— Ra ny J e z u s o w e ! A k a j -ż e ś
ty w s z e d ł ? !
A M a c i u ś r ączkami
c za rny mi
od s a d z y r o zma zuj e łzy po buzi.
— Ady .. .
ady. .
kaz al iś ci e,
m a m o , na s ł o ń c u p o w i e s i ć . A s ł o ń
ce mi c ią gl e ucieka... Jakoż za
nim na t o p ol e w y l a z e ? , . . Bu -u- u. . .
1 c ó ż b i e d n i e m a t c z y s k o mia ło
robi ć !
T o w z y w a j ą c i mi eni a
B o ż e g o
na ratunek, to l ament uj ąc, ż e ją
to c h ł o p a c z y s k o d o gr obu w p ę
dzi, w y s z ł a W o j c i e c h o w a po dra
binie na da c h i M a c iu si a z k o
mi na w y c i ą g n ę ł a .
Musiał a teraz ma tka nie tylko
kurtkę c za rn ą od s a d z y drugi raz
prać, ale i M a c iu s i a c a ł e g o do
c e b rz yk a w s a d z i ć
i
w i e c h c i e m
a m y d ł e m s z o r o w a ć go, s z o r o
w a ć , s z o r o w a ć , aż do MÓdmego
potu.
J P o ra z lń s k a
...a j a l u b ią rączk i czyste
Śtr. 14
K O B I E T A W IEJ S K A
Nr 5
K. WALCZAKÓWNA
LECĄ JABŁKA...
co z nimi robić?
Zaczęło się to dosyć dawno, po praw dzie ,
— to od Zosinej choroby. P odobno ladzie j
na wsi nie wiele się chorobą dzieci przej*
mują. Mioże, że i tak się zdarzy, ale napia*
wdę, to każdą matkę serce o dziecko boli.
A już Janow a — nie dziwota, że się trzęs*
ła nad dziewczynką. M iała przecie pięoio*
ro dzieci — zostało jej teraz dw oje synek
i ta mała trzyletnia Zosia. C óż by matka
nie uczyniła, żeby chociaż tę córkę uchro*
nić, ocalić, gdy choróbsko i po nią zdra*
dzieckie łapska wyciąga. Zawiozła więc ia*
nowa Zosię do doktora, właściwie do le*
karki, pani Piotrowskiej.
— Cóż, pow iada pani Piotrowska,
nic
tak bardzo złego nie ma, tylko trzeba dzie*
cko inaczej odżywiać.
Trzeba jej dawać
sporo owocu, jabłuszek; bajrdjzo dobrze
będzie
dodaw ać
do
chleba
galaretkę
jabłeczną.
— G dzie to tego dostać?
— W każdym składzie. Aleście przecie
pow inni mieć swoje zapasy, przecie macie
ogródek przy dom u?
— O pani kochająca. Jest ta kilka ja b lo
neczek,
ale to jesienią,
ledwie dojrzeje,
oberw ie się i zje. Trochę żyd kupił. Zaw*
sze tego grosza tak się upragnte, to się ta
i zapasów nie robi.
— G alaretkę można zrobić z odpadków ,
z tych jabłek co same opadają Pewnie i u
was sporo się ich zm arnow ało. A szkoda,
bo w sklepie to kosztuje dosyć drogo
1 praw da, że kosztow ało drogo.
Mały,
całkiem mały słoiczek 4 zł. A zje się to w
kilka dni. Kto by nastarczył kupować. Nie
wiele też pewnie Zosi te parę słoiczków po
mogło — całe szczęście, że w iosna była już
blisko; słońce, pow ietrze — zrobiły swoje.
Teraz jest już Zosia zdrow a i dosyć du*
ża, do szkoły chodzi i uczy się dobrze I
teraz właśnie, kiedy Janow a wyszła rano
do ogródka,
okryta płachtą,
bo jeszcze
mżyjo p o nocnej b u rzy i ulewie, patrząc
na pootrącane w mokrą traw ę owoce, po*
m yślała sobie:
— Jabłka się m arnują.
K to też to, kiedy i gdzie mówił jej. że
takie porzucone w traw ie jalbłka m arnują
się. a m ogłyby być w ykorzystane z wiejs
kim pożytkiem . Kto też to i gdzie? Przy*
pomnieć sobie Janow a nie może, ale schy*
la się mimowoli i zaczyna zbierać w róg
płachty pootrącane w ichrem owoce, duże,
okrągłe, prawie już dojrzałe, i te mniejsze,
a naw et zupełnie nieduże „pściuchy",
z
których to nigdy żadnej pociechy nie ma
i które zwykle leżą p o d jabłoniam i dopoki
nie zgniją. S poro tego było, cały róg płach
ty. Przydźw igała to do domu, sama nie wie
dząc jeszcze, co z tymi zbierkami zrobi.
— Świniom nazbierałaś? pyta mąż.
Janow a kręci głową w zamyśleniu. Nie,
nie świniom. A le po prawdzie to co z tym
zrobić? M ożna w ybrać co zgrabniejsze l
ususzyć. P rzyda się na zimę. Ale reszta?
Te „pściuchy"?
I nagle Janow a już wie. Z nich można
robić galaretkę dla dzieci.
M ów iła
pani
Piotrowska, doktorka. Prawda, że Zosia już
duża i dzięki Bogu zdrow a. Ale tę m niej
sze? Może b y im się przydało zimą. O, z
pewnością. Ale jak tu zrobić tej galaretki?
Co też to za koszt musi być, ile cukru do
tego p o trzeba? Może ze 2 kilo albo i wię*
cej. Czy to człowiek może sobie pozwolić
na taki w ydatek? A jak się nie u d a? Żresz*
tą nawet niewiadom o skąd się dowiedzieć,
jak się to robi. Pewnie najlepiej przebrać
do osuszenia, a resztę tak jak stary mówił
— świniom wysypać.
A le w ysypała. O dsunęła tylno wszystko
na bok, żeby tak n a oczach nie leżało i
chcący nie chcący m edytuje,
kio też
na.
wsi może wiedzieć, jak się galaretki robi
Pewnie żona nauczyciela, ale jakoś tak n r
ja.ko — iść pytać. Przecie — jak co człowie
kowi utkwi w głow ie, na dobre czy na złe,
to go nie prędko popuści. Poszła Janow a
koło południa do Spółdzielni, i zabrawszy
tow ar do koszyka, przystanęła jeszcze, aby
tak na chybił trafił zagadnąć:
— N ie wiecie wy też czasem jak to się
robi taką galaretkę z jabłek, co to w t a
kich słoiczkach? W idzieliście też taką?
— G alaretkę jabłeczną? O, tak. To trze*
ba jabłka albo strożyny od jabłek — jak
jabłka są całe. z pestkami, ze wszystkim,
MA R I A R A D Z Y M I Ń S K A
M A T K A
Prawdaż to ? Urodziłam dziecię!
O! Łzy moje — Łzy moje szczęśliwe
Serce bólem zmęczone i tkliwe.
— O ludzie! O życie! O św iecie!
To — jak dzień mojej pierwszej komunii...
To — jak w pszczelim śpiewie — sad w rozkw icie
To — jak w górach najczystrza krynica.
O św iecie! O ludzieI O życie!
Wasza jestem i pełna miłości
Spowiedź czynię z najmniejszej przewiny.
— Cud się s ta ł: Oto jes'em — M atką!
B łogosław ię cierpienia godziny.
Serce mam przepalone miłością.
Wyciągam do was r ę c e :
Dajcie dziecinie mojej — urodę swoją i moc.
Wy — kwiaty w rosie stojące,
Wy — ptaki ścielące gniazdka,
Wy — gwiazdy nie zachodzące
Wy — szumy lasów i gajów
Wy — burze piorunowe —
Wy — L u d z i e ! .
Urodę waszą i pieśń nieustanną — kwiaty i ptaki
Tajemnicę dróg waszych i ładu — gwiazdy
Prawdę wieczną
— ty, szumiący lesie
M oc święta piorunów
— wy burze
Wy ludzie
— s e r c e
dajcie dziecinie mojej.
K O B I E T A W I E J S K A
Str. 15
tylko bez robaków , to najlepiej — to trze*
ba takie jabłka, wiecie, pokrajać na części,
nalać w odą, rozgotow ać na fest. zlać do
worka takiego jak od sera, scedzić ten sok.
ale nie wyciskać, a potem ten sok wygoto*
wać z cukrem i na gorąco zlewać
d>.
słoików.
— A dużoż też tego cukru?
— N a szklankę soku — szkianka cukru.
— O moiściewy, to koszt! Przeciebym z
moich jabłek miała ze 40 szklanek.
— A co) chcielibyście zrobić?
— E, tak sie ta ino pytom, bo gdziebym
ta tyle pieniędzy mogła wydać Ino tak se
o tym myślę, że to tak się te jabłka mars
nują, co opadują.
— N o przecie, z tych jabłek co op..dują
galaretka najlepsza, tylko za św eż a muszą
być zebrane i zrobione, bo po kdku dniach
gorzkną, choć nie zgniją. Koszt jest, pew*
nie. N ie tylko cukier, ale i słoiki trzeba
mieć i papier pergam inow y do przykrycia.
Ale można i korzyść z tego mieć. Jak zro*
bi się kilkanaście słoików, trochę sobie mo
żną zostawić a resztę sprzedać. O płaci się.
N ie tylko za cukier się zwróci ; słoik', ale
się jeszcze zarobi.
— Ba żeby to był taki, co by kupił.
— Hm, praw da i to,
że ze sprzedażą
nie łatwo. A le — jak by tak co do czego
przyszło, to przez Spółdzielnie moglibyście
sprzedać. Z robiło by się to, czemu nie.
— Może b y i w orto, bo jo w iem ? Ale
czasu tyż sie przy tym zmitreży, a może 'się
nie udać to by człowiek był bardzo stratny.
— A no. pewnie, ryzyko zawsze jest; bez
tego, Janow o, nie ma nic na świecie, na to
już nie poradzim y.
Czem u 'by nie można poradzić, myśli Ja*
nowa, wracając do dom u ścieżką śliska ic*
szcze po nocnej ulewie. Jak b y sie wszyst*
ko akuratnie zrobiło,
to by musiało by'ć
dobrze. A jak b y był zarobek, to by sic to
przydało. M iłosierny Boże, taki ten grosz
ciężki, każdziuśki grosz. Strach stracić, ale
zarobić warto, o w arto! A jak b y i dla
tych dziecinek, choć dla tych najm łodszych
na zimę zostało, to
też jest wielki zysk.
Dziecko wiejskie! Czy też ono zawsze bę*
dzie takie pozbaw ione wszelakiego d o b ra?
Czy też dla niego kiedy lepsza dola za*
św ita?
Może by i zaświtała, ale w yrobiona nas
szymi rękami, naszymi dziesięcioma twars
c*ymi paluchami, naszymi głowami. W tei
chwili Janow a m ogłaby sobie powiedzieć
taki wierszyk, gdyby go znała:
Przyszłość to trud.
N ie zejdzie ona z nieba
Przez żaden cud,
Lecz
z d o b y ć ją potrzeba.
Janow a nie znała tego’ wierszyka więc so
bie tylko myślała dalej po sw ojem u
po
prostu. Robiła codzienną robotę, gotow ała
zm ywała a uparta myśl nie chciała jej opu
ścić. Wreszcie pod wieczór już, opłukała ze
brane jabłka, pokrajała na części, wyczyśs
ciła z robaków i z ziarnkami, nie strugane,
zsypała do garnka. Nie bardzo wiedziała
ile by to trzeba wody do ich zalania. Aie
gospodyni, obeznana z domowymi robota*
mi - - też swój rozum ma i nieraz może się
go poradzić. N alała tyle wody. żeby wszy*
stkie jabłka były nią objęte. I właśnie tak
było dobrze. N astaw iła je na ogień niech
s:ę gotują.
Kiedy się to rozgotow ało, jak powiedzie
li w Spółdzielni „na fest”, zlała wszystko do
czysto w ypranego i wygotow anego w orka
'-d sera. Pewnie, lepiej iby mieć do takich
-zoczy worek osobny, ale cóż, musiała so*
bie tak poradzić,
bo miała
tylko jeden.
Kiedy naściekało już płynu jabłecznego w
garnek do pełności, podstaw iła drugi, a ten
przemierzyła szklanką.
Zmiłujcie się,
ile
też by to tego cukru trzeba. Ale cóż robić.
Zaczęła, musi skończyć, bo Janow a nie by
ła z takich,
co w połow ie
robotę rzucą.
W ybrała się więc znowu do Spółdzielni po
cukier X po słoiczki.
—; Słoiczków nie ma. Są. ale to za duże.
Do galaretek bierze się słoiczki małe, ta*
kie, żeby ibyły do zużycia na 3, 4 razy.
Tak to prawda.
A kurat takie były
te
kupne, te Zosine.
— Ja wam tak poradzę, Janowo.
Jade
jutro do miasta,
przywiozę słoiczki,
do*
wiem sie też, gdzie b y to można po zro*
bieniu odstawić i jakie będą na to ceny.
1 tak byście dzisiaj tego nie zrobili bo to
sie dosyć długo gotuje, jeszcze wam wszy*
’,ctko nie ściekło, przez noc ściecze, jutro se
orzy w idoku, za dnia w szystko wygotuje*
cie. T aką rzecz to lepiej nie robić po nocy.
— A jak tyż to się długo gotuje?
— Jak wiejecie do garnka, wymierzycie
szklankami, to potem se ustrużcie cienki pa
tyczek i tym patyczkiem wymierzcie — ile
tego płynu jest na patyczku sobie zaznacz
cie, potem sypcie cukier, szklainka cukru
na szklankę soku. Gotujcie na ostw in og<
niu. D obrze trzeba w yszutnować Jak się
tak wygotuje, że będzie w garnku znowu
tyle, co ibyło przed wsypaniem cukru, tym
patyczkiem sobie wymierzcie, b o na oko to
nie zawsze się trafi akuratnie, to
będzie
mieć wszystko dosyć. Trzeba już mieć- na*
szykowane czyste słoiki, nagrzane, żeby nic
pękły i gorące, prosto z ognia, wlewać do
słoików.
— N ie popękają to ?
-— Przecie mówię — jak są nagrzane, to
nie popękają, choć się ta pewnie i nic o*
bejdzie bez tego, żeby który i tak nic pęki.
— To już strata.
— A no trudno. To przyw ozić, co ?
— Przywieźcie. Przecie takiego rozbab*
ranego nie zostawię.
W ygotow ała się galaretka
i
„stanęła”
czyli zgalaretowała się bardzo pięknie. Ko*
lor miała jasno*czerwonawy,
a klarow na
była taka. że m ożna się ibyło przez n ią
przejrzeć. Ślicznie w yglądała w niedużych,
zgrabnych słoiczkach, ow iązanych czystym,
rów no obciętym papierem pergaminowym.
Tego lata zarobiła Janow a na tych ga*
laretkach prawie że 30 zł.
A
co uciechy
b yło w domu. N aw et „stary” czyli „ociec”,
choć się krzyw ił z początku, spróbow ał i
pochwalił:
— Dobre, bo kwaskowate.
— To z niedojrzałych jabłek, ze zbier*
ków kwaskowate. Jak by z dojrzałych, to
by było mdlc.
A teraz Janow a ma now y kłopot. Ze się
to po wsiach tyle tego dobra marnuje. Ze*
by tak dobrze wyzbierać po wszystkich o*
grodach, to b y cała wieś ładnych pare se*
k sobie zarobiła. Ba, może nawet i z pa*
tę tysięcy. Przecie nic zgorszę sady tu i
ówdzie ludzie miewają, a w nich przeważ
nie jabłonki. A przecie i agrest i porzecz*
'-i też można tak samo w ykorzystać I je*
szcze innych rzeczy narobić. Ino — trza
by najpierw zrobić jedno: mieć zapewnio*
ry zbyt. Z eby tak Spółdzielnia nie tylko
am sprzedawała, ale i wszystko, co zro*
óimy. od nas zakupow ała — o, to b y na
wsi pewnikiem lepsze czasy nastały. To by'
:ę dopiero kobiety mogły ruszyć. O to
bv dobrze było.
Trza o tym pogadać w Spółdzielni • —
myśli Janowa,
A zapas dom ow y — swoją drogą. Tano*
w'a nie może się nacieszyć tymi słoikami,
które sobie w dom u zostawiła Jest coś
dla dzieci na zimę, dzięki Bogu, nie będą
już takie ukrzyw dzone.
S ty p e n d ia na n a u k ę
spółdzielczości
C entralna Kasa Spółek Rolniczych, k tó
ra jest Spółdzielnią, skupiającą nasze Ka*
sy Stefczyka, wypłaciła tego roku o pół
procent
mniejszą dyw idendę
członkom i
stw orzyła z tego duży fundusz, b o około
20.000 zł. na pożyczki stypendialne. Fun*
dusz ten utw orzono dla uczczenia pamięci
zmarłego
wielkiego w Polsce spółdzielcy
inż. Zygm unta Chmielewskiego i nazw ano
go jego imieniem. Pieniężny ruch spółdziel
czy zaczyna doceniać znaczenie wychowy*
wania i kształcenia spółdzielczego młode*
go, czynnego pokolenia chłopskiego, wycho
dzącego
z kół młodzie,y wiejskAj.
O n o
jako najm łodsze i najżywsze dało już do*
w ody swego twórczego rozm achu w życiu
.spółdzielczem.
Ze stypendiów
im. Z. Chmielewskiego
korzystać mogą synowie i córki członków
Kas
Stefczyka,
drobnych
rolników
na
kształcenie spółdzielcze w Szkołach Spół*
dzielczych i na poważniejszych kursach
spółdzielczych. Pożyczki są bezprocentowe
zwrotne po dłuższym czasie.
Pragnący skorzystać z pom ocy, niechaj
się zwracają
do zarządu funduszu
przy
Centralnej Kasie Sp. Roi.
w W arszawie,
ulica W arecka 11 a.
Str
Nr 4
K O B I E T A W I E J S K A
N
O
W
I
N
Y
POD A TEK O D K A W A LERÓ W
I B EZD ZIETN Y C H
W e Francji jest mały przyrost ludności,
tak, że staje się to groźne dla przyszłości
narodu. Rząd stara się ten przyrost zwięk*
szyć i w tym celu rodzinom obarczonym
dziećmi przyznaje różne ulgi i świadczę*
nia, natom iast na bezdzietnych , kawale*
rów nakłada specjalne podatki.
W ysokość tego podatku zdleżna jest od
dochodów płatnika. O soby,
których do*
chód jest niższy od 50 tys. fr. płacić ibędą
3 procenti a osoby
posiadające
powyżej
800 tys. fr. dochodu — 20 procent. M ałień
siwa, które po dwóch latach nie mają dzie
ci płacić będą podatek wynoszący 2/3 po*
datku, jaki płacą osoby wolne. Zw olnieni
od podatku są ci płatnicy, których dz;e«.i
zmarły, gdy przynajm niej jedno z nich do*
żyło lat 16*tu; dalej pobierający rentę in*
w alidzką 40*procentową lub wyższą, oraz
płatnicy mający na swym utrzym aniu jedne,
lub kilkoro dzieci.
N IEM C Y STRZELAJĄ D O D Z IE C I
W Czechosłowacji raz po raz wvbuc,'.a*
ją b unty społeczeństwa czeskiego przeciw
ciemiężcom niemieckimi. B ardzo niepewnie
czują się hitlerow cy
w podbitym
kraju.
Kiepsko jest z nimi
skoro ogarnia
ich
strach przed patriotyzm em małych dzieci
O to
jakie
zdarzenie
podają
dzienniki
angielskie:
D o miasta Z lin
przyjechała
wycieczka
czeskich dzieci szkolnych, która poszła do
kina. Tutaj pokazano jej
m iędzy innymi
akt podpisania sojuszu między W lociiami i
Niemcami. W pewnej chwili taśma się zer
wała i zapalono światło. Dzieci w ybuerćy
śmiechem ku oburzeniu tajnej policji n:e*
mieckiej, która uznało to za dem onstrację
antyhitlerow ską. G dy wycieczka opuszcza*
ła kino aresztow ano trzech chłopców na
chybił trafił jako rzekom ych prow odyrow .
G dy jeden z nich usiłował zbiec dano za
nim trzy strzały i raniono go.
W drodze pow rotnej zaaresztowano re z*
tę dzieci za to, że w przejeźdzde przez z.c*
mie czeskie, zagarnięte przez Niem ców , wy
glądając oknem, sykały. O to jak wygląda
kultura narodu, który uważa się za wybra*
ny do rządzenia światem, a nie waha się
walczyć z bezbronnym i dziećmi. Ale tak
jak pomściła się na Niem cach krew dzieci
polskich z W rześni, tak i ta zbrodnia do
czeka się pomsty.
404 M ILIO N Y ZŁ. N A LO TN IC TW O
G eneralny komisarz pożyczki lotniczej
gen. broni inż. L. Berbecki ogłosił wyniki
pożyczki lotniczej. Mimo przednów ku, laó
ry utrudniał wpłatę rolnikom , min
że
przygotow yw anie do pożyczki trw ałe hrót
ko, a zadeklarow aną sumę trzeba było wpia
cać w ciągu 3*ch miesięcy — pozy czka da*
ła 404 miliony zł., z czego % już zostało
wpłacone d o kas państwow*ych i użyte na
budow ę sam olotów oraz artylerii przeciw*
lotniczej. Społeczeństwo polskie w ykazało
raz jeszcze> że wolność swojej Ojczyzny
ceni ponad wszystko i niema ofiary, której
by dla jej obrony nic złożyło. Suma ta nie
jest ostateczna, gdyż ciągle jeszcze ofiaro*
dawcy się zgłaszają.
W D O W A PO W O JC IE C H U DRZYM ALE
C H O R A
Dzielną tow arzyszką D rzym ały v. tych
zmaganiach z Niemcami była jego żona Mi
chalina. S. p. W ojciech Drzym ała odszedł
już w zaśw iatyj a w dow a po nim 84*letnia
staruszka żyje, lecz niestety ostatnio zac! o
rowała. Sam orząd pow iatowy w Wyrzys*
ku zajął się sędziwą D rzym aliną wysyła*
jąc ją własnym kosztem
na
leczenie
do
Inowrocław ia.
M A JĄ TK I N IEM IECK IE CZEK A JĄ
N A PAjRCELACJłś
O koło 150 tysięcy hektarów niemieckich
gruntów czeka na rozparcelow anie ich mię*
dzy polskich chłopów. Pisaliśmy juz o tem
w jaki to bezw zględny sposób w byłym za
borze pruskim
N iem cy w ydzierali zienuę
Polakom po to, by na niej osadzić kólonis*
tów i obszarników niemieckich.
Dziś każdy Niem iec osiadły na polskiej
ziemi
choć je nasz chleb,
jednak Polski
nienawidzi a osiedla niemieckie to twier*
dze hitlerow skiej zarazy.
O D P O W IE D Z I A D M IN IST R A C JI
Ob. K opytów na G. — Borek p. Jeziorna.
O trzym aną sumę 1 zł. zaliczyliśmy za III
kw artał a nie II półrocze.
O b. W ojtychów na — Podlesie
egzempl
okazowe i przekazy wysłaliśmy.
Ob. Lenar — Orzechowce
egz. majowy
wysłaliśmy. Dziękujem y za obszerny list
w którym dzielicie się z nami wspom nienia
mi i myślami o dawnych i obecnych cza*
sach. Za życzenia jesteśmy bardzo wdzię*
czni
„W łościanie" z Pctoka W ielkiego. W od*
pow iedzi na drugi list kom unikujem y, ze
wysłaliśmy
po
2 egzemplarze
„Kobiety
W iejskiej" wraz z przekazami pod wskaza*
nymi adresami. W ysyłam y jeszcze jeden eg
zcmplafz po raz ostatni z tą uwagą, że byt
naszego pisma opiera się wyłącziiir na pre
num eratorach i nie mamy pieniędzy,
aby
darmo wysyłać.
Pozatym do listu trzeba
przykleić za 25 groszy znaczek, a nie za 5
groszy,
wskutek czego
redakcja musiała
dopłacać.
Do sierpniowego numeru z a
łączam y przekazy rozrachunko
we, kiórym i prosimy
opłacić
zaległą prenumeratą.
Numer wrześniowy bądzie wy
słany tylko tym, którzy nie mają
zaległości
A mimo to do dziś dnia niewspółmiernie
wielkie obszary ziemi, bo około 150 tysię*
cy hektarów jest w posiadaniu niemieckim.
O to co pisze Spólnota. W wo*. poznań
skim
na ogólną
ilość
użytków rolnych
27.6 procent czyli 682 tysiące hektarów, a
w woj. pom orskim 21.8 procent czyli 355
tys. ha,, jest w rękach Niem ców. Zaś lud.
ność niemiecka, według spisu z 1931 r. sta*
6 nowi na Pom orzu 9.8 procent, a w poznań
skim 9.2 procent ogółu ludności tych
a
o*
ji wództw.
Czas skończyć
ze wspaniałom yślnością
wobec tych — co nie są lojalnym i obyv.a*
tcl.
1111 w Polsce a ziemię tę zwróci i. cifo*
pom ] olskini.
P renum erata — „K o b ie ta W ie js k a ", — w y n o s i: k w a rta ln ie 1‘— zł p ó łro czn ie 2*— zł — rocznie 3 5 0
C E N N IK O G Ł O S Z E Ń : cala stron a — 200-— zł 1/ 2 s tro ny 100- z ł ’ — ł/s strony 50 zł - Za treść o g ło s z eń . R e d ak c ja ni e o d p o w ia d a .
M iejs ce w y d a n i a : M a r k o w a k / Ł a ń c u t a
R e d ak to r i W y d a w c a ; H A N N A C1 EKOTOWA
A d r e s R e d ak c ji 1 A d m i n i s t r a c j i : . K o b i e t a W ie j s k a " , M a rk o w a k /Ł a ń cn ta , S p ó łd zie ln ia Z d r o w i a . N u m e r R o z r a c h u n k u 1.
D ru k a rn ia L iterac ka Kraków , PI. Z g o d y 4. — T elefon 185-18.